Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Apokalipsa ziem odzyskanych zamiast zwycięstwa

Rafał Szymański, [email protected]
Ulica Wyszaka (wówczas ul. Słoneczna) wykonane w stronę Odry. 1947 rok, po lewej czerwone ruiny męskiej szkoły średniej stopnia niższego Otto-Knabenmittelschule.
Ulica Wyszaka (wówczas ul. Słoneczna) wykonane w stronę Odry. 1947 rok, po lewej czerwone ruiny męskiej szkoły średniej stopnia niższego Otto-Knabenmittelschule. Henry Nichols Cobb
Powojenne tygodnie to nie kolorowe eldorado przyniesione na pancerzu Rudego z "czterech Pancernych". To "Wielka Trwoga", jak celnie nazwał swoją książkę Marcin Zaremba. Ówczesna rzeczywistość, także ta na Pomorzu, przypominała piekło. Bardziej z Dantego niż z Przymanowskiego.

**Czytaj również:

Piękne zdjęcie! Kolorowa panorama Szczecina z 1947 r. /artykuł premium

**

Wielka trwoga. Polska 1944-1947. Ludowa reakcja na kryzys".

- Książka o takim tytule, napisana przez Marcina Zarembę, wciąż jest jeszcze dostępna w księgarniach. Przedstawia Polskę po II wojnie światowej, tuż po wyjściu z niej Niemców i wkroczeniu Sowietów. Opisuje smutek, śmierć, gwałt, pożogę. To nie jest dzieło dla wszystkich, chociaż wszyscy powinni się z nim zapoznać. Trzeba mieć jednak dużo cierpliwości, samozaparcia i nerwów, by przebrnąć przez ogrom krzywd i bólu, jakim karmiono wtedy Polaków i mieszkańców ziem polskich.

Przykłady przytaczane przez autora pokazują, w jakich podłych i szalbierczych czasach przyszło wtedy egzystować. Opisuje strach (uzasadniony) przed czerwonoarmistami, przed tzw. ludźmi z demobilu (żebrakami, zdemobilizowanymi, dezerterami, włóczęgami, bezrobotnymi, spekulantami i milicjantami rabującymi innych), przed wszechobecnym szabrem, bandytyzmem, tymczasowością, głodem, drożyzną i chorobami zakaźnymi. Wszystko pomagało demoralizacji, braku zahamowań. O takim piekle jest tak książka. Wiele jest także przykładów z Pomorza

Czytaj również: 69 lat temu zniszczono miasto. Pod bombami "Lancasterów" [zdjęcia] /artykuł premium

Sojusznicy rządzą

W rozdziale "uważajcie na paczki" Zaremba opisuje gwałty i grabieże żołnierzy sowieckich stacjonujących na Pomorzu, od Szczecina po Elbląg. 20 marca 1946 roku grupa żołnierzy otworzyła w Szczecinie ogień do przejeżdżającego tramwaju, otoczyła go, a następnie odebrała pasażerom wszystkie cenne rzeczy. W ocenie ówczesnych władz miasta większość zabójstw popełnionych wtedy w regionie szczecińskim została dokonana przez żołnierzy Armii Czerwonej.

- To była "pijana okupacja" - cytuje Zaremba Włodzimierza Lubowicza, inspektora świadczeń rzeczowych w powiecie sławieńskim. Opisuje on sytuację, gdy w terenie rządził "zhitleryzowany ataman" płk Borowikow. Na porządku dziennym były aresztowania, szykany, zatargi z Polakami o poniemieckie mienie.

W Słupsku garnizon sowiecki po opanowaniu zakładów przetwórczych, w tym m.in. gorzelni, trwał w stanie permanentnego zamroczenia alkoholowego. Od tego czasu nie spotykano w powiecie trzeźwego dowódcy ani żołnierza. Dokument to potwierdzający pochodzi z VIII 1945 roku.

Odziały rosyjskie wracające ze strefy okupacyjnej przez ziemie przyznane Polsce z rozpędu rabowały dalej. 7 sierpnia 1945 roku Sowieci zatrzymali pociąg ze Stargardu do Scheune (dzisiaj Szczecin Rumieńce), obrabowali wszystkich pasażerów, a w poczekali zgwałcili kilka kobiet. Polscy kolejarze przerażeni napadami rezygnowali z pracy i opuszczali Pomorze.

Upodlenia kobiet

Gwałty Rosjan w książce Zaremby mają osobny rozdział.

"Na konferencji delegatów urzędów repatriacyjnych w maju 1945 roku stwierdzono: Szlakiem przez Stargard na wschód w kierunku od Szczecina przepływają masy powracających z Niemiec, którzy są przedmiotem ustawicznych napaści ze strony pojedynczych i zorganizowanych grup żołnierzy sowieckich. Ludzi ci są ustawicznie napadani, rabowani, a kobiety gwałcone. Na pytania delegata, czy gwałty to oderwane wypadki, padła odpowiedź, że raczej zachodzą nieliczne wyjątki, kiedy kobiety unikają napaści".

Samotnych spacerów odradzał kobietom szef Komendy MO w Trzebiatowie. Najlepiej byłoby, gdyby w ogólne nie wychodziły z domu. Bezpieczeństwa nie zapewniało im ani towarzystwo mężczyzny, ani nawet uzbrojonego milicjanta.

Krytyczną sytuację na powojennym Pomorzu potwierdzały także raporty działającej w podziemiu Delegatury Rządu. "Zanotowano liczne wypadki śmierci na skutek masowych gwałtów. Pod tym względem szczególnie ciężkie chwile przeżyły północne powiaty Pomorza, gdzie bolszewicy urządzili formalne orgie".

Z dokumentów zrzeszenia Wolność i Niezawisłość wynika, że w samym województwie pomorskim najgorszy pod względem liczby gwałtów był sierpień 1945 roku. O ile w czerwcu miało zostać zgwałconych 49 kobiet, w lipcu 103, o tyle w sierpniu 379. A były to pierwsze miesiące teoretycznego pokoju.

Często gwałcone były Polki wywiezione do Niemiec na roboty. Natalia, lat 20, doczekała się wyzwolenia w Patersdorf, niedaleko od leżącego w pobliżu Szczecina Templina. "Pierwsi żołnierze radzieccy, których zobaczyła, zaczęli od rabunku. Kapitan zażądał mleka. Najpierw łyk musiała wypić Natalia, bo Sowieci bali się otrucia". Potem oficer pokręcił się po domu, wyrzucił żołnierzy i rozkazał: kładź się! Będziemy spać. Zgwałcił ją dwukrotnie. Następnego dnia przyszedł po nią szeregowy i zaprowadził do majora. Ten już czekał rozebrany.

Następny był Fiodor Andrejewicz Mołodczykow - śmierdział strasznie ropą. Czwarty raz została zgwałcona na ulicy. Przechodziła koło grupy radzieckich szeregowców, którzy oglądali znalezione zdjęcia pornograficzne. Nagle jeden z nich objął Natalię i posadził na ławce. Zaczął obmacywać. Rozpłakała się. Kazał jej zdjąć majtki. Zrobiła to. Następnie zgwałcił ją na tej ławce w obecności pozostałych żołnierzy. Obok przechodzili też jacyś cywile. Ten gwałt dziewczyna zapamiętała jako najbardziej upokarzający. Potem podszedł do niej inny, pocieszał. Powiedział, że on nie potrafi tak jak koledzy. Włożył Natalii na rękę zegarek. Dziewczyna zaszła w ciążę.

Rabunek

Sowieci rabowali nie patrząc kogo i komu zabierają. Oto fragment listu wysłanego z Pomorza Zachodniego w 1945 roku, najpewniej do syna w wojsku:" Marian proszę cię, jak będziesz jechał do nas na urlop ,to czy nie mógłbyś przywieźć dla mnie karabin niemiecki albo rewolwer. Jest konieczny do obrony. Bo tu nocami czerwoni bandyci grasują i co widzą, to rabują. Właśnie u nas ukradli krowę, a to jest całe życie".

Władze były bezradne. Zaremba przytacza przykład ze Stargardu:"Trzech radzieckich czołgistów bawiło się w tamtejszej restauracji, wykrzykując: - Dawaj czasy (zegarki) - do obsługujących niemieckich kobiet. Milicji udało się zatrzymać dwóch, trzeci uciekł. Niebawem na plac Józefa Stalina wtoczył się czołg i oddał strzał ostrzegawczy w kierunku komisariatu MO. Milicjanci uciekli, a czołgiści uwolnili z aresztu swoich kolegów i pojechali do koszar."

Z Trzebiatowa jest znamienna historia. W październiku 1946 roku dowódcę miejscowej straży pożarnej zamordował oficer rosyjski. Pogrzeb przerodził się w manifestację miesz­kań­ców miasta. Jednak będący na uroczystości szef miejscowego UB wystąpił z pretensjami, że nie wolno mówić, iż to Rosjanie napadają i mordują, lecz własowcy, bandy leśne wilkołaki.

Włóczędzy

"W Słupsku dało się ostatnio zauważyć napływ ludzi bez zawodu, którzy na terenie miasta nie mogą znaleźć pracy. Ludzie ci równocześnie nie chcą iść na wieś do pracy do roli. Zaczyna się tworzyć grupa ludności bezrobotnej. Natomiast fachowców, stolarzy, ceramików, ślusarzy-mechaników i elektryków jest brak w dalszym ciągu - donosił "Express Poznański" z 22 IV 1947 roku.

Z włóczęgostwem borykano się zwłaszcza w miastach położonych na Ziemiach Odzyskanych: Szczecin, Słupsk, do których napływała ludność ze wsi, bez zawodu oraz osoby z ciemną kartą z okresu wojny w życiorysach.

Osoby takie miały trudności ze znalezieniem pracy. W Szczecinie wydano nawet zarządzenie, by zwalniać ze sklepów pomagający w nich personel niemiecki i zatrudniać Polaków.
Większość właścicieli nie zgadzała się na to, Niemcy pracowali praktycznie za darmo i było to wygodne dla ich polskich szefów. Dlatego władza uderzała także w nutę patriotyczną. Pojawiła się inicjatywa, by w witrynach sklepów wywieszać napisy "zatrudniam tylko personel polski".

Szaber

22 listopada 1945 roku dworzec kolejowy w Słupsku został otoczony przez MO, UB i Straż Ochrony Kolei. W ich ręce mieli wpaść szabrownicy, którzy przyjechali z Gdyni. Zamiast nich przyjechali handlarze żywnością, cieszący się w Słupsku dużym szacunkiem. Miejscowe spółdzielnie produkcyjne nie pokrywały zapotrzebowania mieszkańców nawet w połowie. Na artykuł z "Dziennika Bałtyckiego" z tego okresu powołuje się Zaremba. Tytuł tekstu brzmi "Kto szabruje w Słupsku" i traktuje o tej właśnie dziedzinie ówczesnego życia.

Strach

On generował napięcie i był na porządku dziennym. Tak szczecinianie wspominali swój pierwszy dzień w tym mieście, opisuje kolejarz Marian Bogusz: "Ulice puste. Daleko, gdzieś w śródmieściu odgłosy strzałów z broni palnej, pojedyncze serie. Nasze nastroje minorowe. Jedna kobieta zaczęła płakać. My, mężczyźni, udajemy beztroskę, ale to tylko pozór. W sercach naszych lęk i strach."

Zmory tymczasowości

To był też czas nadziei. Dla tych, którzy jeszcze wierzyli, że Stanisław Mikołajczyk i jego PSL jest w stanie zapanować nad rozlewającym się po kraju widmem komunizmu. Oto fragment prywatnego listu cytowanego przez Zarembę, dotyczącego uroczystości w Szczecinie. "Szanowni państwo. Byłem przez owe trzy dni 12 - 14 IV w Szczecinie na uroczystoś­ciach Szczecina. O godz. 10 zbiórka wszystkich organizacji i wojska na jasnych błoniach na nabożeństwo. Nim się msza zaczęła ze trzy godziny, a skończyła się o trzeciej po południu. Było na co popatrzeć. Ale najważniejsze posłuchać. Gdy wchodziły poczty sztandarowe, nasi harcerze bystrym okiem obserwowali i odpowiednio reagowali, np. przy wprowadzaniu na plac sztandarów z napisem PPR i nawet tych "od naszych", co to jeszcze mieli szczęście nie zginąć z rąk Hitlera - dało się słyszeć straszne gwizdy i wycia. Tak samo przy wyprowadzeniu tychże sztandarów. Ale za to, gdy wchodziły sztandary zielone z napisem PSL, nie można się było doczekać końca wiwatów, a z 10 tysięcy czapek, jak mrowie jaskółek, fruwało w powietrzu".

Choroby

Epidemia tyfusu wybuchła na ziemiach wcześniej należących do Rzeszy. To było 75 procent wszystkich zachorowań. Ofiarą epidemii padł Słupsk. Wiosną 1946 roku mieszkało w nim 36 tysięcy osób, z czego 18 793 stanowili Niemcy. Choroba tyfusu plamistego i brzusznego atakowała od jesieni 1945 roku. Były okresy, że zwalała z nóg do 400 osób dziennie! Od 12 kwietnia do 28 grudnia zmarło 2068 Niemców. Ponieważ w mieście stacjonowały jednostki Armii Czerwonej, - bardzo wiele kobiet chorowało na syfilis. "Prawdziwy Meksyk! - kończył swój reportaż ze Słupska, dziennikarz "Ziemi Pomorskiej". - "Takiego spustoszenia w dziedzinie zdrowotności nigdzie nie spotkałem".

Podobnie było w Szczecinie. Tam władze nasiliły kontrolę sanitarną na dworcach kolejowych, wydały rozporządzenie o sprzątaniu ulic, klatek schodowych i piwnic. W 1945 roku zmarło jednak 7 tysięcy osób, większość prawdopodobnie na tyfus. "Tutaj umiera dziennie tylu ludzi na tyfus, że nie można ich na czas pogrzebać" - pisał w liście do rodziny jeden z Niemców mieszkający w Szczecinie.

Rabunek

Kto był silniejszy i miał broń, ten kradł. Najłatwiej było w tamtych czasach obrabować Niemców. To zawsze można było wytłumaczyć "sprawiedliwością dziejową". Tak wspomina drogę powrotną do Kołobrzegu 7 sierpnia 1945 roku jeden z przedwojennych mieszkańców tego drugiego miasta:

"Podczas powrotu przeszliśmy dużo przykrości. Na wolnej drodze byliśmy zatrzymywani przez Polaków. Najpierw pytali o kosztowności, następnie gwałcili młode kobiety i panny, a nawet dzieci i potem rabowali. Słyszeć było można tylko krzyk i płacz, aż strach słychać. Nas okradli doszczętnie. Między Stargardem a Nowogardem odebrał nam sowiecki żołnierz ostatnią walizkę. Żyjemy w okropnych warunkach, coś podobnego nie można sobie wyobrazić."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński