Starszy syn Michała i Beaty Barkas właśnie kończy pierwszą klasę w niemieckiej podstawówce. Młodszy chodzi w Niemczech do przedszkola. Oboje przyznają, że trochę eksperymentują na własnych dzieciach.
Na Klossa musiał poczekać
Starszy syn Szymon dopiero niedawno obejrzał "Stawkę większą, niż życie" i "Czterech pancernych". Młodszy Szczepan jeszcze nie oglądał.
- Oboje z żoną uznaliśmy, że nie możemy od małego nastawiać synów negatywnie - tłumaczy Michał. - A przecież w tych filmach co chwilę pada słowo: Szwab, zabić Szwaba. Jak to wytłumaczyć kilkuletniemu dziecku? Mam trzylatkowi opowiadać o wojnie? Nie chcieliśmy naszym dzieciom od początku wpajać antagonizmów, nienawiści między Polakami i Niemcami.
Michał opowiada, jak niedawno, gdy Szymon skończył już niemieckie przedszkole, przyszedł z podwórka i opowiedział, że jego kolega nie lubi Niemców.
- Zapytałem syna, czy ten kolega zna jakiegoś Niemca - mówi Michał. - Odparł, że nie i po chwili namysłu dodał: Tato, to dlaczego on tak powiedział, skoro on nie zna nawet żadnego Niemca? Właśnie tego nie chcemy z żoną uczyć naszych dzieci.
Tato, dlaczego nic nie rozumiem?
Wszystko zaczęło się cztery lata temu. Polska nie była jeszcze w Schengen. Świnoujścianie, aby odwiedzić niemieckich sąsiadów, musieli przejść przez przejście graniczne. I to dosłownie, bo choć w mieście były dwa przejścia, to oba tylko dla pieszych i rowerzystów. Pozwolenia na przejazd samochodem mieli tylko nieliczni.
- Poszedłem z Szymonem na plac zabaw do Ahlbeck - opowiada Michał. - Miał wtedy prawie 3 lata. Na placu bawiły się też oczywiście niemieckie dzieci. W pewnej chwili jedno z nich coś powiedziało do mojego syna. Wtedy Szymon podszedł do mnie i zapytał: Tato, a czemu ja nic nie rozumiem?
Michał zaczął tłumaczyć synowi. Szymon wysłuchał go, po czym podszedł do niemieckiego chłopca i powiedział do niego coś po polsku.
- Zrewanżował mu się - śmieje się Michał. - Myślałem, że na tym się skończy i każde z nich pójdzie w swoją stronę. Ale nie.
U dorosłych pewnie by tak było. Ale chłopcy przez godzinę świetnie się bawili.
- Okazało się, że w przypadku dzieci i do tego tak małych, że same dopiero uczą się mówić, brak znajomości języka, nie jest żadną przeszkodą. One uciekają w zabawę - mówi Michał.
Witają mnie na ulicy
Po powrocie do domu o całym zdarzeniu Michał opowiedział żonie. Pomyśleli, że może warto byłoby wysłać syna do niemieckiego przedszkola. Tylko jak to zrobić?
- Trafiłem do przedszkola AWO w Ahlbeck i jej dyrektorki Marion Ryba - opowiada Michał. - Wspaniała kobieta.
Okazało się, że pani Ryba już nawiązała kontakty z polskimi rodzicami i dziećmi.
- Jej też chodziło po głowie coś podobnego - mówi Michał. - I nie chodzi tu tylko o naukę języka.
Marion Ryba uważa, że jeśli Polacy i Niemcy będą spotykali się ze sobą od małego, to gdy dorosną, nie będę mieli do siebie tylu uprzedzeń.
- Wielu dorosłych ma uprzedzenia, bo się po prostu nie znają - dodaje Michał. - Gdy mój starszy syn poszedł do niemieckiego przedszkola, ani on, ani ja nie znaliśmy tam nikogo.
Minęło trochę czasu i dziś obaj mają wielu niemieckich znajomych. Zdarza się, że gdy idą ulicą w Ahlbeck, nagle ktoś z rusztowania krzyczy: Cześć Michał.
- Okazuje się, że to ojciec dziecka, które chodziło z moim synem do przedszkola - mówi z uśmiechem Michał.
Początki nie były łatwe. Michał znał język niemiecki jako tako. Szymon w ogóle. Niemieccy rodzice początkowo nie bardzo rozumieli, co robi u nich polskie dziecko. Pierwsze dni, a nawet tygodnie mijały na krótkim "Guten Tag". Potem zaczęły się krótkie wymiany zdań, choćby o pogodzie. A jeszcze później okazało się, że niemieccy rodzice mają takie same problemy z dziećmi, jak polscy.
- Nawet o to samo dzieci stroją fochy - śmieje się Michał.
Tatusiowie na piwie
Ale na pełne zrozumienie Michał musiał jeszcze popracować. Gdy tylko słyszał, że dyrekcja przedszkola prosi rodziców o pomoc, zgłaszał się.
- Trzeba było zrobić piaskownicę. Poszedłem - opowiada. - Razem z niemieckimi ojcami najpierw zrobiliśmy tę piaskownice a potem poszliśmy na piwo. Nic tak nie zbliża, jak robota i wspólne po niej piwo.
Po pewnym czasie zauważył, że Niemcy mówią o jego synu: nasz Szymon. Po jakimś czasie zarówno dyrekcja przedszkola w Ahlbeck, jak i Michał zaczęli szukać, wzorcowych metod, na których mogliby się oprzeć. Znaleźli. Okazało się, że jest tzw. metoda imercyjna. Bardzo popularna na pograniczu niemiecko-francuskim.
- Imercja to inaczej zanurzenie - tłumaczy Michał. - W tej metodzie chodzi o to, aby wrzucać dzieci w środowisko językowe. Na zachodzie wymieniają się nawet przedszkolankami. Chodzi o to, aby Francuzki mówiły do francuskich dzieci po francusku a Niemki do swoich po niemiecku. Ale dzieci między sobą mają się same dogadywać.
Domowe lekcje polskiego
Michał i Beata poszli jeszcze dalej. Posłali Szymona do niemieckiej szkoły. Oboje przyznają, że nie było im łatwo podjąć decyzję. Nie chcą wychowywać kolejnego obywatela Niemiec.
- Ojczyzną naszych dzieci jest, była i będzie Polska - stanowczo podkreśla Michał. - Język polski będzie jego pierwszym, podstawowym językiem.
Michał i jego żona są polonistami. W domu, po lekcjach w niemieckiej szkole, pracują z dzieckiem nad polskim. Największe obawy mieli, czy Szymek na tyle zna niemiecki, żeby poradzić sobie w szkole. No i jak przyjmą go niemieccy uczniowie.
- Ten jest gruby, ten rudy, a ty jesteś z Polski! - mówi Michał.
Obawy co do wystarczającej znajomości języka niemieckiego rozwiała wychowawczyni z przedszkola.
- Pomyśleliśmy, że przecież większość klasy, to będą Szymona koledzy i koleżanki z przedszkola - mówi Michał. - Skoro tam nie było problemów, to może i w szkole tak będzie.
Uzgodnili, że gdyby tylko Szymon choć raz poskarżył się na jakieś dotkliwe odzywki, to natychmiast zabiorą go z niemieckiej szkoły. Na razie nie ma takiej potrzeby.
Historia już w Świnoujściu
Szymon właśnie kończy I klasę. Michał i Beata nie potrafią odpowiedzieć czy po skończeniu podstawówki Szymon pójdzie dalej do niemieckiej szkoły. Na razie taką granicą jest, gdy dzieci zaczynają się uczyć czegoś więcej, niż tylko pisania, czytania i liczenia. Na przykład historii. Być może wtedy przepiszą Szymona do polskiej szkoły.
- Jedno jest już pewne - kończy Michał. - Ani w naszych synach, ani w ich niemieckich kolegach i koleżankach żadni neonaziści nie zasieją już ziarna nienawiści.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?