MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ząb gigant i inne osobliwości polsko-japońskiej twórczości w Szczecinie [ROZMOWA]

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Zaledwie kilka tygodni temu kraj obiegł intrygujący news o zębie gigancie wnoszonym przez azjatyckich turystów na Giewont, a już odwiedzając szczecińskie Trafo można stać się uczestnikami tej inicjatywy. Bo jak się okazuje nie jest to pojedynczy happening, a cała seria artystycznych realizacji szykowanych na wystawę Mono No Aware w ramach programu Celebration. O co w tym wszystkim chodzi wyjaśnił nam Paweł Pachciarek, jeden z kuratorów przedsięwzięcia.

Dzięki Wam ząb gigant dotarł na Giewont. Jak wy to wymyśliliście?

- Był to pomysł Makiko Yamamoto. Artystka zafascynowana podaniami i legendami o tytanach w Japonii i na świecie postanowiła złożyć im hołd udając się w cykl podróży ich śladami. Pomysł z zębem podsunęły jej dzieci. Makiko prowadzi warsztaty dla najmłodszych. Właśnie podczas takich zajęć padł pomysł stworzenia zęba legendarnego japońskiego olbrzyma Daidoboro. Artystka zabrała się do pracy, a po zrealizowaniu artefaktu rozpoczęła podróż z zębem w legendarne miejsca związane z tymi mitycznymi postaciami. Planując wystawę z początku nie braliśmy pod uwagę wyprawy na Giewont. Idea narodziła się dopiero po zapoznaniu z podaniami o śpiących rycerzach pod Giwontem – Olbrzymem. Yamamoto zdecydowała się, że zdobędzie szczyt. Najpierw odbyła trasę testową w towarzystwie przewodnika. Dopiero później po uzyskaniu stosownych pozwoleń wraz z ekipą i zębem jej ukochanego Daidoboro wyszła na spotkanie ze śpiącymi rycerzami i Giewontem.

Czy ten projekt powinien nas dziwić? W zasadzie niewiele wiemy o współczesnej sztuce Japonii. Główne skojarzenia to barwne kropki Yayoi Kusamy i manga.

- Współczesną sztukę tego kraju powinniśmy rozpatrywać z dwóch perspektyw - europejskiej oraz japońskiej. Wschód i zachód zupełnie inaczej interpretuje wiele zjawisk, niektóre problemy w ogóle nie docierają na stary kontynent i odwrotnie. Japonia jest mocno hermetycznym państwem. Właśnie, dlatego nasze skojarzenia krążą głównie wokół “Obsesji kropek” Yayoi Kusamy, postaci dziewczynek rysowanych przez Yoshitomo Narę czy uśmiechniętych kwiatów w mangowym stylu Takashiego Murakamiego. Nie są to błędne skojarzenia, ale wyłaniają się z nich konkretni twórcy, a nie zjawiska kulturowe wpływające na obraz współczesnej sztuki Japonii.

O jakich więc zjawiskach powinniśmy wiedzieć?

- Należałoby się do lat 90-tych, kiedy po szybkim wzroście gospodarczym i czasie bogacenia się przez Japońskie społeczeństwo nadszedł kryzys – prysnęła bańka. Kolejne lata przyniosły znane w socjologii tzw. zjawisko otumanienia pokojem. Narodziło się pierwsze pokolenie nie-straumatyzowane okrucieństwami wojny. Do tego dochodzą kwestie polityczne. Japonia to kraj rządzony niemal nieprzerwanie od zakończenia wojny przez partyjny monolit. Wykształciło to w młodym społeczeństwie brak zainteresowania polityką i brak zaangażowania w sprawy narodowe. Doskonale obrazują to demonstracje np. te dotykające tematów pro miejskich - uczestniczą w nich głównie osoby starsze, nie młodzi. Uważa się, że pewien rodzaj przełomu nastąpił w roku 2011 roku, po trzęsieniu ziemi i awarii reaktorów atomowych w Fukushimie. Artyści zaczęli sięgać po nowe tematy, dotykać kwestii globalnych. Dziś, podobnie jak u nas, mówi się też więcej o prawach kobiet czy potrzebie zalegalizowania związków jednopłciowych.

Przez dwa lata pracowałeś nad przygotowaniem tej wystawy. Jej część możemy oglądać w Szczecinie w Trafo. Tworzą ją prace ponad 20 artystów z dwóch kontynentów. W jaki sposób zostali wybrani twórcy?

- Wystawa była organizowana z okazji rocznicy 100-lecia nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Japonią. Wybierając artystów, zależało nam, żeby były to osoby młode, świadome, takie, które swoją twórczością chciałby “coś” zmienić. Mieliśmy również z tyłu głowy, by nie doprowadzić do sytuacji, w której działania artystyczne staną się wyrazem nacjonalistycznych tendencji, o co nietrudno, gdy zawęża się ramy wystawy jedynie do dwóch porządków narodowych. Chcieliśmy, aby były to osoby wyrażające się w sposób nieoczywisty. Istotne dla nas było pokazanie, że nasze kraje dzieli wiele wspólnych problemów.

Wystawa odbywa się jednocześnie w Kioto, w Poznaniu i w Szczecinie, przez co w każdym z tych miast zobaczymy inne realizacje. Jako kurator masz pełny obraz prac, które zrobiły na Tobie największe wrażenie?

- Przywołałbym tu zapis performansu Contact Gonzo zrealizowany w poznańskim Forcie, przypominający rodzaj walk ulicznych. Praca w swojej istocie dotyka kwestii brutalizacji życia, ale zwraca też uwagę na granice ekspresji ciała i relacji międzyludzkich. Inną ważną dla mnie realizacją jest instalacja video Yuriko Sasaoki. „Yurushimasu”, co znaczy Wybaczam. – Jakby boski głos zwraca się do postaci diabłów wyrażonych tu przez katastrofy naturalne – tsunami, trzęsienia ziemi, tajfuny i przebacza im ich niszczycielską moc doprowadzającą do zagłady ludzkości. Natura naturans – natura robi co chce, a nam nie pozostaje nic innego jak się jej poddać i zaakceptować ten stan rzeczy. Z kolei Łukasz Surowiec podróżujący do miejsc zagłady i maskar ludzkich, dotarł również do Hiroszimy, gdzie ze wspólnego kopca ofiar wybuchu bomby atomowej zebrał rośliny, które posłużyły mu do przygotowania zielników – zapisów pamięci. Jeden z nich możemy zobaczyć w Szczecinie. W Japonii z wyjątkowym zainteresowaniem spotkały się realizacje mieszkającego w Tokio Piotra Bujaka - artysty poruszającego głównie zagadnienia polityczno-społeczne. Bujak wykonał wideo-instalację poświęconą podziwiania fajerwerków – hanabi. Jest też Maria Loboda nawiązująca do opowiadania Trumana Capote, o pobycie Marlona Brando – znanego ze swojego pedantycznego usposobienia, przygotowała na bazie opisu jego nieuporządkowanej walizki własną, wzbogaconą o symbolicznie dla niej ważne elementy. Praca Marii, niczym artysta-nomada również podróżuje i odwiedza wszystkie odsłony wystawy. Sam leciałem z nią do Polski.

Mówi się, że jest to największa polsko-japońska wystawa w historii. Proces logistyczny musiał być szalenie skomplikowany.

- Początkowo nasz zespół był dość skromny, liczył zaledwie trzy osoby. Mieliśmy świadomość, że mierzymy się z formą festiwalową, a nasze środki osobowe wystarczą raczej na realizację wystawy w powiatowym domu kultury. Chcieliśmy powołać projekt, mający szansę jako wydarzenie cykliczne oddziaływać i pozostać w świadomości odbiorców obu krajów przez kolejne lata. Postawiliśmy przed sobą i artystami ambitne cele. Do udziału w wystawie zaproszonych zostało aż 21 artystów i kolektywów z Polski oraz Japonii. Wszyscy oni uczestniczyli w rezydencjach artystycznych w obu krajach, by stworzyć nowe prace, przeznaczone wyłącznie na ten projekt. Ta śmiała, stanowiąca nie lada wyzwanie logistyczne, koncepcja zakładała dodatkowo opowiedzenie przez każdego z artystów pewnego rodzaju historii w trzech niezależnych aktach, rozumianych jako ciąg jednej narracji rozwijającej się na przestrzeni trzech wystaw w Kioto, Poznaniu i Szczecinie właśnie. Mimo że poszczególne wystawy pomyślane były jako częściowo niezależne byty, to aby móc w pełni prześledzić i najlepiej uchwycić istotę działań, strategii artystycznych i kierunek kuratorskiej wędrówki, trzeba by zobaczyć wszystkie trzy.
9 sierpnia mam zaplanowany wykład na temat współczesnej sztuki japońskiej w Szczecinie w Trafo. Będzie można poznać więcej szczegółów na ten temat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie żyje Jan A.P. Kaczmarek. Zdobywca Oscara miał 71 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński