Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Jackiewicz: Frytki odpuszczam. Medal nakręcił mnie do pracy

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Monika Jackiewicz (z lewej) na podium Mistrzostw Europy.
Monika Jackiewicz (z lewej) na podium Mistrzostw Europy. Paweł Relikowski/Polska Press
LEKKOATLETYKA. - Nie należę do osób, które po sukcesie muszą świętować. Cieszę się z medalu, mam motywację – mówi Monika Jackiewicz z MKL Szczecin, która w Monachium pomogła zdobyć drużynie brązowy medal w maratonie.

Szybko wróciła Pani do domu z Monachium. Będzie chwila na wytchnienie, wypoczynek czy jednak szybki powrót do obowiązków?
Monika Jackiewicz: Przez ostatnie miesiące byłam bardzo skupiona na mistrzostwach, więc wiele rzeczy, które miałam do załatwienia odwlekałam na „po Monachium”. Trochę się tego zgromadziło i teraz na spokojnie muszę wszystko pozałatwiać. Na razie jest taka ,, burza mózgów", bo trzeba to wszystko w miarę mądrze poukładać także pod kątem następnych przygotowań, ale też z troską o zdrowie. Wróciłam z wielką satysfakcją i teraz chodzę po domu z uśmiechem na twarzy, więc zaplanowanie tego wszystkiego idzie nam o wiele łatwiej. Gorzej byłoby, gdyby skończyło się 4. miejscem, bo pozostałyby niedosyt i byłabym skołowana. Teraz mam dużą dawkę motywacji, bo sukces daje kopa, a jeszcze wygrana Olki Lisowskiej jest czymś niesamowitym. Jej zwycięstwo pokazuje, że każda z nas może być w czołówce. Trzeba ciężko pracować, mieć też odrobinę szczęścia, żeby wszystko zagrało danego dnia.

Zadebiutowała Pani w reprezentacji w maratonie, ale czy nie korci, by wrócić na krótsze dystanse. A może już całkowicie przekonała się Pani do maratonu i w nim widzi największą szansę na występ w igrzyskach?
Bardzo spodobał mi się trening maratoński, więc na pewno zostanę przy maratonie, ale będziemy występy na krótszych dystansach wplatać w przygotowania. Trzeba mieć zapas prędkości, więc będę startować na piątkę, dychę czy połówkę. Jak myślę o igrzyskach to skupiam się tylko w maratonie. To jest mój kierunek.

Ten brąz to nagroda za lata treningów, poświęceń, wydatków?
Po biegu w Monachium czy na ceremonii wręczania medali byłam bardzo wzruszona, łzy mi same leciały po twarzy. Miałam przed oczyma wspomnienia ciężkich chwil w swojej karierze, które musiałam pokonać, aby być na podium Mistrzostw Europy. Nie zawsze jest kolorowo. Aby spełniać swoje marzenia, trzeba się poświęcić. Bez tego nie ma sukcesu. Ten medal był nagrodą za te wszystkie lata. Teraz jest olbrzymia radość i jednocześnie jeszcze większa motywacja.

Kto stoi za tym sukcesem?
Olbrzymim wsparciem dla mnie jest mój narzeczony i jednocześnie trener Artur Olejarz. Tak naprawdę to dzięki jego determinacji, zaangażowaniu w moje przygotowania możemy się teraz cieszyć sukcesem. Moja najbliższa rodzina wspiera mnie od samego początku przygody ze sportem. Dziękuje za wsparcie władz klubu MKL Szczecin, dyrektora Kamila Witkowskiego oraz Prezes Marceliny Gosiewskiej. Od tego sezonu pod swoje skrzydła przyjął mnie Adidas, jest to nieoceniona pomoc, bo nie muszę się już martwić o sprzęt sportowy. Od kilku lat mieszkam w Szczecinie, ale pochodzę z województwa warmińsko mazurskiego z małej miejscowości Kazanice. Pan Tomasz Ewertowski, wójt Gminy Lubawa, bardzo mi kibicuje i wspiera mnie w przygotowaniach. Jestem wdzięczna swoim przełożonym z 12 Brygady Zmechanizowanej za wyrozumiałość. Jeśli chodzi o kwestie logistyczne w przygotowaniach do startu na ME to wielokrotnie mogłam liczyć na pomoc sąsiada z osiedla Pana Tadeusza Plata. Pan Tadziu wiele razy jechał obok mnie rowerem na długich treningach żebym mogła ćwiczyć przyjmowanie płynów. Jest to nieoceniona pomoc, bo trening do maratonu jest czasochłonny i wymaga pomocy innych osób. Podziękowania należą się jeszcze Sławomirowi Pietruszce. Nie ważne, o której godzinie zadzwonię z prośbą o pomoc. Sławek zawsze jest w gotowości. Jest jeszcze sporo osób, które się przyczyniły do spełnienia mojego sportowego sukcesu, nie sposób wszystkich wymienić, ale jestem wdzięczna każdej osobie, którą spotkałam na swojej drodze.

Ktoś już proponował zmianę klubu? Dzwonią menedżerowie z propozycjami?
Nie myślę na razie o zmianie klubu. Doceniam współpracę z MKL. Nie ukrywam, że bardzo zależałoby mi na współpracy z jakimś sponsorem, który chciałaby zainwestować w mój rozwój. Start w Monachium jest dopiero moim drugim maratonem. Przygotowania trwały dość krótko z uwagi na przebiegnięty w kwietniu maraton. Wiem, że stać mnie na bieganie na wysokim poziomie, bo są spore rezerwy, ale aby o tym myśleć są potrzebne środki finansowe na zgrupowania wysokogórskie. Mam nadzieję, że zostanę objęta szkoleniem centralnym Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i jak w kalendarzu pojawi się wyjazd do Kenii czy St. Moritz, to chciałabym, by pojechał ze mną również Artur [Artur Olejarz – trener i partner zawodniczki – red.]. Nie wyobrażam sobie, by miałoby go zabraknąć, a to już jest kwestia sfinansowania. Taki wyjazd wiąże się z sporymi kosztami. Muszę podkreślić, że mój sukces to wielka zasługa Artura, który wspiera mnie, poświęcił się mi, pomaga, wyciągnął na obecny poziom. Mam do niego pełne zaufanie, zawsze konsultujemy plany, pomysły, a jeśli trzeba – rozmawiamy też z bardziej doświadczonymi osobami.

Związek chce stworzyć grupę maratonek wokół mistrzyni Europy Aleksandry Lisowskiej?
Na razie takich rozmów nie było, ale po zakończeniu sezonu takie ustalenia są możliwe. Póki co mamy medal, pokazałyśmy, że mamy spore możliwości i powinniśmy wejść w dobrze zorganizowane szkolenie. Igrzyska olimpijskie w Paryżu za dwa lata, a już od nowego roku będzie można uzyskiwać kwalifikacje. Fajnie byłoby razem trenować, próbować połączyć plany treningowe, bo ja mocno wierzę w taki grupowy trening. Większość krajów tak trenuje, tylko w Polsce często się zdarza, że większość zawodników trenuje samotnie. Powoli się to zmienia.

Mistrzostwo Lisowskiej i dla Pani jest drogowskazem?
Olkę znam bardzo dobrze. Razem wynajmowałyśmy mieszkanie w Olsztynie na studiach przez kilka lat. Chyba dlatego się tak mocno wzruszyłam, jak wchodziła na podium. Przypomniałam sobie, jak razem trenowałyśmy u śp. wspaniałego trenera Zbigniewa Ludwichowskiego, któremu zawdzięczamy naprawdę niesamowicie wiele i bardzo żałuję, że nie mógł zobaczyć na żywo naszych ostatnich sukcesów. Złoto Oli to naprawdę niesamowita dawka motywacji. Kiedy dobiegałam do mety i na tablicy zauważyłam nazwisko „Lisowska” na pierwszym miejscu to niesamowicie byłam szczęśliwa i mówiłam sobie „Boże kochany, co ona zrobiła”. Zasłużyła, bo wiem, jak ciężko trenuje i jakie robi postępy. Jej sukces będzie motywował mnie jak i pozostałe dziewczyny do jeszcze większej pracy nas sobą. Wierzę, że dzięki temu zrobimy jeszcze spory postęp.

Pani ma pomysł na najbliższe miesiące, rok czy czekamy na to, co związek zaproponuje?
Przede wszystkim muszę się zregenerować. Przebiegłam drugi maraton w tym roku. Poznaję swój organizm, obserwuję jak reaguje na trening i sam bieg. Przyszły sezon jest bardzo ważny, bo już od stycznia, będzie można wypełnić olimpijskie wskaźniki na Igrzyska w Paryżu w 2024 r. Na najbliższą jesień mam kilka pomysłów, ale wszystko zależy od samopoczucia. Jak będę zmęczona – to zrobimy roztrenowanie, by organizm właściwie wypoczął. Wiemy, gdzie byśmy chcieli pojechać, gdzie trenować, ale nie wiemy, jak to będzie wyglądało ze strony związku. Czekamy i zobaczymy jakie będą ustalenia, pieniądze, bo nie wszystko od nas zależy. Chciałabym bardzo już wiosną powalczyć o prawo startu na IO w Paryżu, a wiem, że chętnych będzie więcej. W Monachium biegło pięć dziewczyn z Polski, a na igrzyskach mogą wystartować trzy.

A była mała rzecz, której sobie Pani odmawiała w ostatnich miesiącach, bo „Monachium”, ale teraz to nadrobi?
Jak biegałam przy Arkonce to cały czas czułam zapach frytek i sobie mówiłam, że po powrocie z Monachium, to na te frytki się tam wybiorę. Śmieję się teraz z tych obietnic. Przebiegłam jednak maraton i... chcę więcej. Zamiast frytek – zjem bardziej wartościowy owoc. Nie należę do osób, które po sukcesie muszą świętować. Cieszę się z medalu, mam motywację i to nakręciło mnie do dalszej pracy. Na tyle, ile mogę, to chcę się poświęcić, bym później nie miała sobie nic do zarzucenia. Chcę się skupić na tym, żebym była zdrowa, żeby wszystko ułożyło się w taką stronę, co umożliwi mi wypełnienie kwalifikacji olimpijskiej. Tym żyję. Małe świętowanie pewnie będzie, gdy wrócę do rodzinnego domu, bo już dawno tam nie byłam.

Rozmawiał Jakub Lisowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński