MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z dziećmi w chlewiku

Agnieszka Tarczykowska, 1 grudnia 2006 r.
Od 7 miesięcy z dwójką małych dzieci mieszkają w komórce na 16 metrach kwadratowych. Bez bieżącej wody. W maju stracili dach nad głową. Do tej pory żadna instytucja nie pomogła rodzinie. Burmistrz rozkłada ręce, najbliższa rodzina też nie służy pomocą, a część sąsiadów drwi z ich nieszczęścia.

Dorota ma 29 lat. Wychowała się w Osowie pod Nowogardem, gdzie mieszkała z rodzicami i dwanaściorgiem rodzeństwa. Od najmłodszych lat wie co to bieda. Jako młoda dziewczyna wyjechała do Zamościa. Tam wyszła za mąż za Adama, potem na świat przyszła dwójka dzieci. Razem z mężem, córką i synem, po latach wróciła do rodzinnego Osowa. Przez krótki czas Dorota z rodziną zatrzymała się we własnym domu. Miała nadzieję, że później znajdzie w Osowie jakieś choćby skromne mieszkanie.

W rodzinnym domu nie było miejsca dla jej rodziny. Matka Doroty ma niewielkie mieszkanie. Do tej pory mieszka w nim większa część rodzeństwa. Młoda para zaczęła szukać kąta dla siebie. W ubiegłym roku w listopadzie zaprzyjaźniona z Dorotą i jej rodziną pani Krystyna pomogła znaleźć tymczasowe lokum.

- Moja znajoma ma dwupokojowe mieszkanie w Osowie, ale często wyjeżdża. Pomyślałam sobie, że skojarzę jakoś rodzinę Dorotki z moją koleżanką. Sądziłam, że skoro mieszkanie często stoi puste, znajoma wynajmie chociażby jeden pokój tym biednym, młodym ludziom za pokrycie kosztów z użycia mediów i odnowienie mieszkania - opowiada Krystyna Witkowska z Osowa. - Dorota i jej mąż wysprzątali i w miarę możliwości wyremontowali mieszkanie. Zamieszkali w jednym pokoju, opłacali regularnie wszystkie rachunki i jakoś sobie żyli pół roku. Jednak po pewnym czasie okazało się, że nie mogą się dogadać. 3 maja tego roku, pamiętam ten dzień dokładnie, zobaczyłam na schodach mojej znajomej Dorotę, jej męża i dwójkę dzieci z całym dobytkiem. Widok był przerażający. Popłakałam się i zaczęłam działać. Przecież ci ludzie zostali pod gołym niebem. Chciałam ich zabrać do siebie, ale mam bardzo małe mieszkanie, dwa niewielkie pokoiki i dzieci, które często przyjeżdżają do mnie i zostają na jakiś czas. Nie pomieścilibyśmy się u mnie.

Trafili do komórki

Pani Krystyna znana jest w Osowie jako dobra dusza. Sąsiedzi kobiety czasem z podziwu dla jej dobrego serca, a czasem z przekąsem mówią, że to miejscowa Matka Teresa. Kiedy kobieta zobaczyła bezdomną rodzinę postanowiła zabrać ludzi z dwójką małych dzieci do swojej komórki.

- Było ciepło, bo to maj, pomyślałam, że przynajmniej do czasu załatwienia ich problemu z instytucjami, które są do tego upoważnione, znajdą dach nad głową w tej komórce. Przecież nie mogłam pozwolić, żeby nocowali na ganku. Adam, mąż Doroty był tak załamany, że chciał nawet spalić wszystkie ich rzeczy, bo nie mieli gdzie to przenieść - mówi pani Krystyna. - Od razu też zaalarmowałam opiekę społeczną w Nowogardzie. Z oporami, ale wreszcie ktoś się tu pojawił. Niewiele pomogli, ale po moich usilnych prośbach przynajmniej przyjechali i obiecali zapomogę. Gmina w ogóle nie zainteresowała się tematem. Lakonicznie poinformowali, że nie mają wolnych mieszkań. Idzie zima. Ponieważ jestem bezradna, a nie mogę patrzeć na dramat tych ludzi, postawiłam, że z problemem zwrócę się do mediów. Niech inni zobaczą, jak bezduszni są ludzie, których obowiązkiem jest zajmować się potrzebującymi - dodaje.

Muszę się trzymać

Od maja rodzina Kamińskich mieszka w komórce. Dzięki życzliwości pani Krystyny mają prąd. Kobieta użycza rodzinie także wodę. Wspiera ich materialnie w trudnych chwilach i podtrzymuje na duchu. Żeby wykąpać dzieci czy zrobić pranie pani Dorota w wiadrach nosi wodę od sąsiadki, potem na niewielkim piecyku, który ogrzewa także mieszkanie, podgrzewa wodę. Na tym samym piecyku kobieta gotuje posiłki dla rodziny. Najbardziej rodzina Kamińskich boi się mrozów. W chlewiku nie ma nawet szyby w oknie, przed wiatrem pomieszczenie osłania jedynie folia w oknie. Prowizoryczny piecyk może nie wystarczyć.

- Mam dopiero 29 lat, a życie doświadczyło mnie i moją rodzinę bardzo. Czasem przychodzą chwile zwątpienia w sens tego wszystkiego, ale są dzieci i muszę się trzymać - powiedziała nam Dorota Kamińska, matka ośmioletniej Weroniki i siedmioletniego Pawła. - Nie jesteśmy rodziną patologiczną, dbamy o dzieci jak możemy, a jednak żadna z instytucji nie chce nam pomóc. Prosiłam burmistrza o pomoc w znalezieniu chociażby małego mieszkanka, żeby tylko były podstawowe warunki do życia i żeby dzieci nie musiały skulone na kolanach odrabiać lekcji. Nikogo nasz dramat nie interesuje. Tylko pani Krysia pochyliła się nad naszą dramatyczną sytuacją. Co prawda opieka daje nam niewielki zasiłek, ale żadnej szansy na znalezienie mieszkania.

Wszystko leży pod łóżkiem

Kilka dni temu pan Adam rozpoczął pracę w podgoleniowskiej fermie norek. Do pracy z Osowa ma kilkadziesiąt kilometrów. Dojeżdża autobusem.

- Na dojazd pójdzie pewnie połowa tego co zarobię, ale ja muszę pracować, bo musimy z czegoś żyć. Całe lato pracowałem u gospodarzy, zawsze parę groszy wpadło. Ciężko jest. Jestem jednak młody i wiele potrafię zrobić, bylebyśmy tylko mieli dach nad głową - mówi Adam Kamiński. - Tu nawet nie możemy rozpakować ubrań. Wszystko leży pod łóżkiem. Nie ma gdzie wstawić szafek, nie ma stołu, na którym dzieci mogłyby odrabiać lekcje. Dwa tapczany zajmują całe pomieszczenie chlewiku.

Rodzina Kamińskich ma żal do gminy, bo - jak mówi - choć ta nie dysponuje wolnymi lokalami socjalnymi, to jednak w samym Osowie stoją dwa puste mieszkania i jedno pomieszczenie, z którego można zrobić dodatkowe lokale mieszkalne.

- Od dłuższego czasu w naszej wiosce stoją puste mieszkania. Z tego co wiem komuś je przydzielono, ale nikt ich nie zamieszkuje. Tak samo jest ze starą stołówką. Przez lata stała nieużywana, więc teraz to ruina, a to duża powierzchnia. Można było to wyremontować i dać ludziom - mówią Kamińscy.

Nie potrafią współczuć

Dorota i Adam przyjechali do gminy Nowogard z nadzieją, że znajdą tu pracę, skromne mieszkanie i pomoc rodziny, znajomych, a przede wszystkim władz gminy. Zawiedli się na wszystkich, na których liczyli. Pomogła tylko jedna obca osoba.

- Nawet dzieci z wioski wyśmiewają się z mojej córki i syna w szkole. Przezywają ich od Rumunów i wszarzy. A moje dzieci nigdy nie były brudne, nie przelewa się nam, ale do szkoły posyłam je schludnie ubrane i zawsze najedzone. Ludzie myślą, że jak nie mamy gdzie mieszkać, to jesteśmy gorszym gatunkiem - żali się pani Dorota.

Choć rodzina Kamińskich siedem miesięcy mieszka w warunkach, w jakich nie da się żyć i choć o całej sprawie wiedziała opieka oraz gmina, dopiero po naszej interwencji znalazł się tymczasowy lokal dla rodziny z dwójką małych dzieci.

- Nie mamy wolnych mieszkań i tylko dlatego gmina nie może rozwiązać problemu tych ludzi, ale postanowiliśmy na czas, zanim otrzymają mieszkanie socjalne, przenieść rodzinę do lokalu tymczasowego, to znaczy do nieużywanych pomieszczeń biurowych w Osowie - powiedział nam Tadeusz Fiejdasz, kierownik wydziału gospodarki komunalnej, mieszkaniowej i ochrony środowiska w Nowogardzie.

Rodzina Kamińskich została wpisana na listę oczekujących na lokal socjalny, na 118 pozycję. Oznacza to, że normalne mieszkanie mogą otrzymać dopiero za 5-6 lat. Zanim jednak Kamińscy doczekają się własnego "M" znajdą schronienie przed zimą w lokalu, gdzie nie ma bieżącej wody i gazu, ale są przynajmniej szyby w oknach, energia i przyzwoitej wielkości pomieszczenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński