MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi”, premiera na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie [ROZMOWA]

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
FOTO: ANNA CZARNOTA
"Wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi” ale czy na pewno? Odpowiedź na to pytanie będzie można znaleźć 27 września na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie, podczas premiery sztuki Maliny Prześlugi. Tymczasem rozmawiamy z Natalią Sołtysik, reżyserką spektaklu.

Społeczeństwo staje się coraz bogatsze, na świat przychodzą kolejne pokolenia, dla których wojna, zamknięte granice, głód czy kłopoty z tożsamością narodową są znane jedynie z filmów i lekcji historii. Czy to oznacza, że możemy nazywać się „szczęśliwymi”?

- Trudno odpowiedzieć na to pytanie nie odwołując się do polityki. Znowu w Polsce zaczynamy walczyć o wolność. Wszystko jest też kwestią definicji „szczęścia”. Jasne, że życie w świecie, gdzie wojna jest wszędzie - tylko nie u nas, jest niebywale komfortowe. Do tego względny finansowy spokój, przewidywalność sytuacji, opieka socjalna… Zastanawiam się tylko czy te elementy nie służą uśpieniu? Czy nie zaczynamy śnić cudzego snu? Demokracja też rodzi rodzi potwory. Wiemy już, że złudzeniem jest myślenie, że to co się dzieje poza granicami naszego kraju nas nie dotyczy. Przyszedł moment kiedy, moim zdaniem, powinniśmy zacząć brać odpowiedzialność za ten bliski i ten pozornie daleki świat. Bo nie unikniemy konfrontacji. Przytoczę krótką historię - znajoma mojej mamy pojechała na wycieczkę do Tajlandii. Po kilku dniach podróży turyści postanowili wynająć nieco droższy hotel z dala od „brzydkich” przedmieść i slumsów. Z hotelu rozciągał się widok na bajeczną plażę. Rano obudził ich hałas. Kiedy wyszli na balkon, zobaczyli hałdy śmieci wyrzuconych nocą przez morze. Grupa mężczyzn usuwała te śmieci jeszcze przez kilka dni. Koniec wakacji.

Czyli na czym polega - jak napisała Malina Prześluga - bycie tak szczęśliwym, że człowiek nie wie co zrobić z własnym życiem? Czy tzw. pokolenie Y, dla, którego liczą się głównie bogactwo i sława można podciągnąć pod właśnie taki stan? Młodzi ludzie wydają się często beztroscy i zagubieni, miewają też niecodzienne pomysły na życie.

- Myślę, że Malina Prześluga jest przekorna. Może chodzi jej o lęk przed nudą? Nuda może być groźna. Powinniśmy się ciągle czymś zajmować, żeby nie myśleć. Malina pisze też o tym, że żyjemy jak w mydlanej bańce. Nasze istnienie tutaj jest bardzo bezpieczne – mamy co jeść, gdzie mieszkać, jest nam ciepło. Zostają jeszcze ekstra pieniądze oraz czas wolny, który „trzeba” jakoś spędzić i sprawić by te dodatkowe chwile były produktywne, służyły osobistemu rozwojowi. To trochę mowa o przymusie życia 24/7 i FOMO (ang. Fear of Missing Out, lęk przed pominięciem). Oczywiście pojawiły się już odpowiedzi na te problemy w stylu JOMO (ang. Joy Of Missing Out) lub slow life, ale to wciąż dzieje się to w kręgu „ja” i „moje życie”, „mój scenariusz”, „moje przeżywanie”. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że świat „na zewnątrz” naprawdę wkracza w stan katastrofy, a w każdym razie - radykalnej przemiany. A my? Jesteśmy obok tego. Dlatego, że nasze lodówki są jeszcze pełne.

W spektaklu wykorzystano również fragmenty gry symulacyjnej „Przejścia”. Wg. jej założeń uczestnicy mają szansę wczuć się w sytuację bezradności, samotności i alienacji, których doświadczają uchodźcy. Kiedy przeczytałam opis gry pomyślałam - co jest z nami nie tak? Potrzebujemy „gier”, żeby zrozumieć drugiego człowieka? Empatia i tolerancja przestały działać w naszym społeczeństwie?

- Niewiem, czy to znaczy, że coś jest nie tak. Paradoksalnie niedawno Polska awansowała do grona 25. najbardziej rozwiniętych światowych gospodarek i rzeczywiście dla osób z pokolenia Y czy Z – „wojna” czy „katastrofa” to pojęcie z dziedziny „kultura i rozrywka” ewentualnie - „media”. Oni na co dzień siedzą w wirtualu i toczą tam swoje wojny, które - jak wiemy - też potrafią być bardzo bezwzględne. Ale w sytuacji, która podwarzyłaby ich materialny komfort, myślę, że mieliby prawdziwy kłopot. Mój wujek, który przeżył II wojnę, spytał ostatnio grupę młodzieży, co zrobiliby, gdyby jutro w Polsce wybuchła wojna. Sytuacja zamkniętych sklepów czy braku dostępu do sieci kompletnie ich przerosła. Wyobraźnia nie była w stanie wygenerować żadych startegii. Milczeli. Wierzę, że formuła gry jest szansą na dotarcie do pewnych emocji i przeżyć młodych ludzi, które inaczej trudno byłoby im opowiedzieć. Najwidoczniej – żeby uwierzyć – potrzebują dotknąć. I – nieważne jak – ale dobrze, że to się dzieje. Empatia działa, tylko trzeba umieć ją wydobyć.

Dlaczego w ogóle zdecydowała się Pani na reżyserię sztuki Maliny Prześlugi?

- Uważam, że tekst Maliny, choć trudny i niejednoznaczny w formie jest bardzo klarowny treściowo, a także ciekawie nazywa jakiś dziwny stan „pomiędzy”, w którym się znaleźliśmy. Z jednej strony osiągnęliśmy stabilizację i dobrobyt, z drugiej doświadczamy rozpadu dotychczasowego świata. Przy tym nie czujemy się złymi ludźmi i chcemy mieć prawo do własnego szczęścia. Niestety to archaizm. Wszystkie sprawy, które tak uporczywie staramy się ignorować dotyczą nas bardziej, niż nam się zdaje. Migracje dopiero się zaczęły. Pojawiają się pytania - co zrobić z tym, że jest mi wygodnie? Co zrobić z tym, że zupełnie niedaleko ludzie tracą wygodę, tracą domy i rodziny i wędrują przez świat w poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa? Co zrobić z faktem, że kiedy ja oglądam trzeci sezon kultowego serialu, oni dryfują piąty tydzień na pontonie. Czy mam jakikolwiek wpływ? Kto jest za to odpowiedzialny? Dramat „Wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi” stawia nas w niewygodnej sytuacji, bo musimy usłyszeć te pytania. Wzięłam tekst Prześlugi, bo potrzebowałam sobie na nie odpowiedzieć.

A jaka była Pani pierwsza myśl czy reakcja po przeczytaniu tekstu?

- Nic nie rozumiem...(śmiech) Pytam o to, bo opis spektaklu pozostawia w odbiorcy sporą konsternację. W Google naprawdę można znaleźć zdjęcia kur w swetrach (a nawet książkę z poradami jak je zrobić), są też tabletki z brokatem do kupy i opisy wychowania bez pieluch.

Jaką funkcję ma ta sztuka - co ma nam, odbiorcom zrobić?

- Malina próbuje uchwycić kondycję współczesnego człowieka z pozycji pewnego dystansu – sytuując teraźniejszość w niedalekiej przeszłości. To jest trochę ironiczne, ale stwarza też szansę na chłodniejszy, bardziej krytyczny ogląd samego siebie. Autorka zresztą manipuluje potem tą perspektywą i zapominamy, gdzie właściwie jesteśmy. Trudno odróżnić, co jest umownością, a co prawdą. Przeżycie i zmyślenie są równie dotkliwe. Co sztuka ma zrobić? Uwieść, a potem zniszczyć.

W tym uwodzeniu, co było dla Pani najtrudniejsze podczas przygotowań spektaklu?

- Stworzenie założenia, które usprawiedliwiłoby świat zbudowany przez nas: mnie, aktorów, scenografkę, kompozytora. Jak już mówiłam, tekst Prześlugi jest bardzo otwarty, można opowiedzieć go na wiele sposobów. Musiałam silnie trzymać się przyjętego założenia i czasami go bronić. Nawet przed samą sobą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński