Jak doszło do tragedii
Jak doszło do tragedii
13.15 Piotr Curyło z kolegami wyjeżdża z Koszalina do Słupska
14.00 Dochodzi do wypadku koło Noskowa, po raz pierwszy wezwane zostaje pogotowie
14.17 Kolega pana Piotra informuje jego żonę Agnieszkę o wypadku. Przez komórkę mąż z żoną rozmawiają po raz ostatni.
Ok. 15.00 Wezwane po raz drugi pogotowie ze Słupska dociera na miejsce.
16.30 Pani Agnieszka dowiaduje się, że jej mąż jest w szpitalu.
17.20 Lekarze informują... wdowę, że jej mąż zmarł
Piętnastego czerwca o godz. 14 było pogodnie. 38-letni Piotr Curyło, pracownik firmy Royal Grenland, wracał swoim volkswagenem passatem z trzema kolegami z pracy w Koszalinie. Nagle na drodze nr 6, za Noskowem, z niewyjaśnionych do dzisiaj przyczyn zjechał z prawego pasa na lewy, wpadł do rowu i uderzył w drzewo.
Mieliśmy wypadek - Uderzyliśmy w drzewo. Piotrek jest zakleszczony w samochodzie. Chyba stało mu się coś w nogę - powiadomił telefonicznie jego żonę jeden z pasażerów.
Wcześniej trzej pasażerowie, którzy o własnych siłach wyszli z pojazdu, zadzwonili pod nr 112.
- Piotrek ani na chwilę nie stracił przytomności. Cały czas rozmawiał z kolegami. Kierowca tira, który zatrzymał się obok, umył mu twarz i zapalił mężowi papierosa - opowiada na podstawie relacji kolegów pana Piotra Agnieszka Rusinowicz-Curyło, dziś już wdowa.
Na miejsce zdarzenia dopiero po godzinie przyjechały dwie karetki pogotowia: ze Sławna i ze Słupska. Ta ze Sławna zabrała dwóch pasażerów na obserwację. W tym czasie Piotr Curyło czekał, aż straż pożarna, która przybyła przed karetkami, upora się z zakleszczoną karoserią.
- Gdy żona kolegi męża powiadomiła mnie, że Piotr już jest w słupskim szpitalu przy ulicy Obrońców Wybrzeża, zaraz tam pojechałam - opowiada pani Agnieszka. - Przed izbą przyjęć biegali ludzie, niczego nie mogłam się dowiedzieć! Wreszcie koledzy męża zauważyli, jak zwożą Piotrka z górnych pięter do izby przyjęć. Kilka minut później z izby przyjęć wyszła pani, która podała mi dowód osobisty męża i zapytała, co może dla mnie zrobić. W ten sposób się dowiedziałam, że Piotr nie żyje.
To było wykrwawienie
Patomorfolog Waldemar Golian w opisie sekcji zwłok nie stwierdził urazów wewnętrznych. Za główną przyczynę śmierci uznał wykrwawienie z dużej rany na nodze.
- Pani mąż powinien pić z panią herbatę i bawić się z dzieckiem. Gdyby opanowano krwawienie, to by przeżył. Najwyżej straciłby dolną część lewej nogi - tłumaczył wdowie.
Małgorzata Orłowska, zastępca kierownika słupskiego pogotowia, uważa, że ratownicy medyczni, którzy przyjechali na miejsce, zachowali się prawidłowo: - Założyli na nodze opatrunek uciskowy. Ułożyli mężczyznę na szynie, bo było podejrzenie uszkodzenia kręgosłupa. I szybko zawieźli go na ortopedię. Krwi mu nie podawali, bo my nie mamy takiej możliwości.
Ryszard Stus, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku: - Jeśli wdowa napisze do mnie skargę, to zbadam przebieg zdarzenia. Nie zawsze jest tak, że to, co dla ludzi z zewnątrz wygląda na prostą konsekwencję zaniedbania, rzeczywiście miało miejsce. Pani Agnieszka tymczasem o swoich zarzutach wobec lekarzy poinformowała słupską prokuraturę. Wynajęła także międzynarodową kancelarię prawną, która będzie reprezentować jej interesy.
- Po operacji woreczka żółciowego w słupskim szpitalu zmarła moja mama. Wtedy nie miałam siły walczyć o prawdę. Teraz nie odpuszczę - zapowiada wdowa.
Zobacz na mmszczecin: Walka pod siatką będzie na całego!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?