Styczniowy dzień w Szczecinie 25 lat temu był chłodny. Księżyc pojawił się na niebie około 16. Był prawie w pełni. Materiały policyjne milczą, czy Fiszman zwrócił na to uwagę. Mógł czuć się pewnie ćwicząc w środowe popołudnie na siłowni „Stali Stocznia”.
Po treningu wsiadł do swojego mercedesa i pojechał do domu. Zaparkował na strzeżonym parkingu przy ulicy Malczewskiego. Tam dopadł go zabójca. Zdzisław Ł. oddał sześć strzałów.
„Kiedy pierwsza kula minęła serce ofiary, a Fiszman zaczął w panice uciekać, Zdzicho zachował zimną krew. Nie pobiegł za nim, tylko spokojnie mierzył i konsekwentnie dziurawił oddalający się cel” - opisują egzekucję autorzy portalu przestepczosc.pl.
Rezydent ze Wschodu
Dla policji Wiktor Fiszman to rezydent białoruskiej mafii w Polsce. Tak funkcjonariusze umiejscowili go na gangsterskiej mapie. O takich jak on na Wschodzie mówi się „wor w zakonie” czyli człowiek wtajemniczony i przestrzegający wszystkich reguł przestępczego świata.
Wiadomo o nim tyle, że w Polsce pojawił się na początku lat 90. Po tym jak zbiegł, gdy sąd w Mińsku skazał go na więzienie. Od 1993 roku mieszkał w Szczecinie. Jego nazwisko pojawia się w sprawie zabójstwa dwóch osób ze wschodu, ale Fiszmanowi niczego nie udowodniono.
W Szczecinie, jak wynika z doniesień prasowych i ustaleń śledczych, zajął się przede wszystkim swoimi rodakami, którzy próbowali na Pomorzu Zachodnim robić interesy. Ściągał haracze, ale też pomagał kiedy było trzeba. Powoli zaczął wnikać w świat szczecińskich gangsterów. Zajął się przemytem na wschód kradzionych samochodów i na początku ściśle współpracował z grupą „Oczki”. Był łącznikiem między nim a przestępcami z byłego ZSRS. Do czasu. Nie minęły nawet trzy lata, jak Fiszman zaczął się rozpychać na szczecińskim rynku.
„Fiszman, białoruski Żyd, był bardzo ruchliwy. Fajny chłopak, muszę przyznać, świetnie się z nim roz¬mawiało. Bardzo wysportowany, sprawny, doskonale umiejący się bić. Słowem, komandos. Jeśli dodać do tego imponujący intelektualnie - śmiej się - to był naprawdę łebski gość - dostajemy obraz typowego faceta z radzieckich służb. Często ze sobą rozmawialiśmy po rosyjsku. To nas zbliżało dodatkowo.” - opisuje w rozmowie z Arturem Górskim w książce „Masa o kilerach polskiej mafii” niejaki „Caro”.
Człowiek zajmujący się wówczas hazardem. Blisko współpracujący z gangsterami ze Szczecina.
„Oczko” i jego ludzie nie podzielali fascynacji „Caro” Fiszmanem.
25 lat bez wyroku
Do ostatecznego rozwiązania kwestii Fiszmana namawiać miał przede wszystkim Sylwester O. jeden z najbliższych współpracowników „Oczki”. „Sylwek” był określany nawet jako zastępca Marka Medveska. Fiszman zginął w 1997 roku, tymczasem jego zabójca wyroku w tej sprawie nie usłyszał do dziś. Oskarżany o dokonanie tego czynu Zdzisław Ł. egzekutor z grupy Janusza T. „Krakowiaka” wpadł dwa lata po zabójstwie.
18 stycznia 1999 roku podczas policyjnej obławy. Prokuratura postawiła mu zarzut czterech zabójstw. Dotychczas prawomocnie skazany został za jedno i to nie za to ze Szczecina. W 2016 roku w głównym procesie grupy „Krakowiaka” Zdzisław Ł. został skazany na dożywocie, jednak sąd odwoławczy trzy lata później uznał, że Ł. jest winnym zabójstwa w Przemyślu, a sprawę zamordowania Wiktora F. w Szczecinie skierował do ponownego rozpoznania.
Wyrok więzienia za udział przy zlecaniu zabójstwa dostał jedynie Sylwester O.
Sąd w Katowicach z kolei uznawał winę „Oczki” i „Krakowiaka” skazując „Oczkę” na 25 lat więzienia. Jednak katowicki sąd apelacyjny również w tej sprawie znalazł powody do tego, by wyrok jaki zapadł unieważnić i polecić ponowne rozpatrzenie tej sprawy. Tak stało się pięć lat temu.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?