Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paprykarz szczeciński był opatentowany?

Marek Rudnicki [email protected]
Bogusław Borysowicz, jeden ze współtwórców "Gryfa”, prezentuje etykietki autentycznego Paprykarza szczecińskiego.
Bogusław Borysowicz, jeden ze współtwórców "Gryfa”, prezentuje etykietki autentycznego Paprykarza szczecińskiego. Fot. Marcin Bielecki
Czy Paprykarz szczeciński, najsłynniejszy nasz produkt, był opatentowany? Bogusław Borysowicz, który współtworzył "Gryf" twierdzi, że tak. - To skandal, że jakaś firma produkuje coś, co nazwała Paprykarzem szczecińskim. Ja się pytam, jakim prawem?

Paprykarz szczeciński powstał w 1967 r. Dziś jest legendą i obok junaka - najbardziej znanym produktem kojarzonym ze Szczecinem. Obecnie różne polskie firmy produkują puszki oznakowane tą nazwą, co budzi sprzeciw tych, którzy byli przy powstawaniu tego szczecińskiego specjału, wymyślonego w Przedsiębiorstwie Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich "Gryf".

- To skandal - twierdzi Bogusław Borysowicz, założyciel i wieloletni pracownik "Gryfa". - Czytam w gazetach, że jakaś firma nie dość, że produkuje coś, co nazwała "Paprykarzem szczecińskim", to jeszcze otrzymała na to coś tytuł produktu regionalnego. Ja się pytam, jakim prawem? Przecież nasz paprykarz był unikalny, a to, co teraz puszczają na rynek tylko trochę przypomina nasz, gryfowski. Dobrze pamiętam, że nasz chronił znak patentowy. Już nie obowiązuje?

Dodaje też zgryźliwie: - Nic dziwnego, że Stargard robi wszystko, by pozbyć się określenia "Szczeciński", skoro "szczeciński" nic już nie znaczy.

Charakterystyczny smak pochodził od sprowadzanej przez nas z Nigerii przyprawy "pima". Trochę przypominała węgierską paprykę, stąd nazwa "paprykarz". Na smak też miały wpływ pomidory sprowadzane z Węgier lub Rumunii, dużo lepsze od krajowych.

Jak powstał Paprykarz szczeciński?

Rok 1967. Przygotowanie surowca rybnego do produkcji Paprykarza szczecińskiego ze ścinków tafli zamrożonych ryb. Zdjęcie zrobione w zakładzie "Gryfa" przy nabrzeżu Oko-Cal.
(fot. Fot. zbiory Bogusława Borysowicza)

Laboratorium "Gryfu" opracowało recepturę paprykarza na sugestie technologów i za zgodą szefa produkcji Wojciecha Jakackiego.

- To był pomysł racjonalizatorski, a chodziło o zagospodarowanie ścinek tafli zamrożonych ryb - opowiada o powstaniu paprykarza Bogusław Borysowicz. - Nasi technolodzy podczas rejsów próbowali w różnych portach lokalnych potraw. Szukali też oryginalnych przypraw. Kiedyś trafili na taki lokalny przysmak o nazwie "czopczop". Po powrocie do kraju bodajże Jakacki spytał dziewczyn w laboratorium, czy nie dałoby się go wyprodukować. Popróbowały, pokombinowały, dobrały odpowiednią recepturę, a że laboratorium stało na bardzo wysokim poziomie, udało się. Charakterystyczny smak pochodził od sprowadzanej przez nas z Nigerii przyprawy "pima". Trochę przypominała węgierską paprykę, stąd nazwa "paprykarz". Na smak też miały wpływ pomidory sprowadzane z Węgier lub Rumunii, dużo lepsze od krajowych.

Dowód pośredni

W skład paprykarza wchodziły ryby afrykańskie, co też z pewnością miało wpływ na końcowy smak. Gdy próby z masą paprykarzową powiodły się, zapakowano je w puszki. Pierwsze zeszły z taśmy w 1967 r.

- Zawsze nasze produkty otrzymywały znak towarowy i były zgłaszane do urzędu patentowego - dowodzi Borysowicz pokazując posiadane w swoim archiwum patenty innych produktów.

Są wśród nich "Koreczki szczecińskie" wymyślone przez Zdzisława Burharda.

- Patentu dla paprykarza nie potrafię dziś odnaleźć wśród tony posiadanych papierzysk - przyznaje. - Wiele dokumentów zginęło, gdy likwidowali firmę. "Koreczki szczecińskie" są jednak pośrednim dowodem, że taki patent istniał.

Zachowały się za to dokumenty na znak najwyższej jakości "Q", który paprykarz otrzymał w 1968 r. Warto przy tym dodać, skąd produkcja przy firmie zajmującej się połowami. To był skutek decyzji ministra żeglugi, który w 1962 r. połączył dwa przedsiębiorstwa, Zakłady Rybne w Szczecinie oraz rybacki Zakład Produkcji Konserw Gryf. Co też istotne, na przełomie lat 60. i 70. aż osiem wyrobów "Gryfa" otrzymało znak jakości "Q", w tym bardzo popularna niegdyś "Sałatka pikantna z makreli" oraz "Brysling w oleju aromatycznym".

Paprykarz był tak dobry, że eksportowano go do wielu krajów.

- O ile pamiętam, to w Kolumbii podrabiano nasz paprykarz i nawet eksportowano go poza granice - śmieje się Borysowicz.

Urząd patentowy tylko od 1990

W Urzędzie Patentowym RP dowiadujemy się, że firma PPS Gryfryb trzy razy ubiegała się w latach 1992 - 96 o patent dla "Paprykarza szczecińskiego", ale dostała decyzję odmowną. Dlaczego? Nie wiadomo. Wcześniejszych danych nie mają, ale nie ma też dla produktów, które na pewno dostały patent, jak wspomniane już "Koreczki szczecińskie" (Urząd Patentowy nr 77787 z dn. 15.06.1976 r.)

Z danych od 1990 r. wynika, że o patent nazwy starało się wiele firm, ale otrzymały odmowę.

- Czy dlatego, że patent dla "Gryfa" nadal obowiązywał? - pyta Borysowicz.

Wśród odrzuconych jest wniosek POLOmarket z Giebnia (w 2001 r.), Jeronimo Martinus Dystrybucja z Poznania (2002 r.), Agrico z Kalisza (w 2000 i 2003 r.), Eko Holding z Wrocławia (2008 r.).

Paprykarz szczeciński znany w Wielkiej Brytanii

Obecnie kilka firm produkuje produkt pod chwytną nazwą "Paprykarz szczeciński". Tylko jedna firma pochodzi z zachodniopomorskiego i jest nią Zakład Pracy Chronionej "Dega", mieszczący się w małej wiosce Karnieszewice koło Sianowa (powiat koszaliński).

Skład tego paprykarza jest nieco inny, niż w pierwowzorze (brakuje m.in. afrykańskiej przyprawy), ale wywodzący się stąd produkt cieszy się powodzeniem.

- Bardzo przypomina ten sprzed laty - zapewnia Agnieszka Abramowicz z ZPC Dega. - Podczas Polagry pokazaliśmy tylko "Paprykarz szczeciński". Cieszył się niesamowitą wprost popularnością. Ci, którzy go próbowali stwierdzali jednoznacznie, że to ten sam smak, co przed laty.

Chyba coś w tym jest, skoro zamówienia przychodzą z całego kraju, a nawet z Wielkiej Brytanii. Produkt regionalny Paprykarz Degi w grudniu ubiegłego roku trafił na listę produktów tradycyjnych ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Reprezentuje więc dziś zachodniopomorskie obok "Pasztecików" Bogumiły Polańskiej, jeziorowego ogórka kiszonego, kapusty kiszonej z beczki, ogórka kołobrzeskiego, chleba razowego koprzywieńskiego, śliwek z Dębiny i miodu drahimskiego oraz trójniaka.

Tytuł produktu regionalnego nie oznacza jednak to samo, co patent.

- Ustawa bowiem jest tak skonstruowana, że nie chroni produktu - tłumaczy Paulina Makatun-Hałas z Wydziału Rolnictwa i Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego w Szczecinie. - Może równie dobrze produkować go inny producent. Musi tylko zachować procedurę.

- W jakich czasach my żyjemy - denerwuje się Bogusław Borysowicz i ironizuje: - W Pcimiu Małym ktoś rozpocznie produkcję Rolls Royce, a i jeszcze dostanie błogosławieństwo ministra za dobry produkt regionalny.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński