Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten strajk zmienił Polskę

Marek Rudnicki
- Cicho panowie - Edward Gierek do robotników. Stołówka stoczniowa, nocne obrady, godz. 23.45.
- Cicho panowie - Edward Gierek do robotników. Stołówka stoczniowa, nocne obrady, godz. 23.45. Fot. Maciej Jasiecki
22 stycznia 1971 r. w stoczni szczecińskiej im. Adolfa Warskiego rozpoczął się strajk okupacyjny. Spowodowały go medialne informacje, że pracownicy wydziału Rurowni podjęli się czynów, w tym pracy w niedzielę, dla poparcia nowego kierownictwa partii.

Strajk 22 stycznia 1971 r. przeszedł do historii jako najsławniejszy bunt robotniczy, który w konsekwencji zmusił najwyższe władze partyjne do ustanowienia precedensu. Pierwszy raz bowiem w trakcie 26-letnich rządów komunistów po wojnie naczelna władza partyjna z nowym I sekretarzem KC PZPR, Edwardem Gierkiem przyjechała do szczecińskiej stoczni im. A.Warskiego, siedziby buntowników i układał się z nimi na ich warunkach.

Wydawało się, że po grudniowej rewolcie roku 1970 okupionej kilkudziesięcioma zabitymi osobami i zmianie na stanowisku pierwszego sekretarza KC PZPR, sytuacja w Polsce wraca do normy. Już w ostatnich dniach grudnia, 28 grudnia 1970 r. egzekutywa KW PZPR w Szczecinie wystosowała list do zakładowych komitetów partyjnych (pismo - "Tylko do użytku wewnętrzengo") o przezwyciężanie napięć w zakładach i poparcie ekipy Gierka. Zapewniano w nim:

- Partia wyciągnęła wszystkie wnioski z tego, co miało miejsce w kraju.

A tu nagle dla wierchuszki partyjnej województwa pod koniec stycznia 1971 r. wybuchł niekontrolowany strajk. Ten poprzedni, o czym świadczy wiele faktów, był sterowany przez ekipy partyjną i służbę bezpieczeństwa. Ten nowy był zaskoczeniem. Partia nie miała nad nim kontroli. Jaka była przyczyna?
Dziś mówi się tylko ogólnikowo, że proklamowali go pracownicy Rurowni. Stało się to tuż po przerwie śniadaniowej, która zakończyła się o godz. 10. Wzburzenie wywołał artykuł opublikowany w Głosie Szczecińskim o czynie na W-4 (Wydziale Montażu Rurociągów Okrętowych zwany potocznie Rurownią). Robotnicy dowiedzieli się z gazety, że podjęli czyn społeczny, a nawet zobowiązali się do pracy w niedzielę, choć nie brali udział w żadnej masówce i nie składali żadnych deklaracje.

Kto i kim manipulował?

Ten strajk zmienił Polskę

Na pierwszym planie Edmund Bałuka i charakterystyczna mina I sekretarza KC PZPR, Edwarda Gierka.
(fot. Fot. Maciej Jasiecki)

W 1990 r. opublikowałem w tygodniku "Morze i Ziemia" wywiad z Edmundem Bałuką, w którym opowiadał o manipulacjach władz partyjnych, które stały się bezpośrednią przyczyną strajku.
Wspominał, jak rankiem 20 stycznia, gdy ukazał się artykuł "Czyn załogi rurowni", poszedł do kolegów na Rurownię.

- Wchodzę, a tam już tłumy - mówił Bałuka. - Krótko i oględnie mówiąc stoczniowcy zlecieli się obić mordy swoim kolegom (w gazecie wymieniono mistrzów, którzy podjęli się zobowiązań, tj. Stefana Chmielewskiego, Eugeniusza Huda, Bogdana Płudowskiego, Witolda Bakalarskiego, Edwarda Majzera, Ksawerego Mężyka oraz Jerzego Małachwiejczyka- MR). Podniosły się głosy, żeby biec i spalić radio, telewizję i budynek "Głosu Szczecińskiego".

Tego dnia, gdy w "MiZ" ukazał się wywiad, zaatakował mnie Bogdan Czubasiewicz, którego spotkałem w "Wersaliku", dziennikarskiej restauracji mieszczącej się w tym samym budynku, co gazety (przy pl. Hołdu Pruskiego).

- To kłamstwo! - krzyczał podrywając się od stolika. - To fałszywa propaganda! Bałuka kłamie! Dałeś mu się otumanić! Napisałem prawdę! Była masówka i były zobowiązania! Ja tam byłem!

Nie rozsądzając niczego warto przytoczyć wyjaśnienia, które już po strajkach o zobowiązaniach rurowni 29 stycznia 1971 r. opublikował "Głos Szczeciński" (spełniono w ten sposób postulaty strajkujących nr 6 i 7, uzgodnione z Gierkiem). Redakcja przyznała się do manipulacji, aczkolwiek w bardzo oględny sposób. Stwierdzono, że zobowiązania były podejmowane, ale jedynie w "grupach nadmistrzowskich" oraz dodano, że "w odczuciu podejmujących je nie były przeznaczone do publikacji". Jedno tylko stwierdzono jednoznacznie. A mianowicie, że "załoga Rurowni nie deklarowała podjęcia pracy w niedzielę 24 stycznia 1971 r. w ramach zobowiązań". W obronie dziennikarzy padło natomiast stwierdzenie, że zostali oni "Zaproszeni na Rurownię", ale czy tam pojawili się i kiedy, to już zmilczano.

Skąd słowa o dziennikarzach? Udział w manipulacji miała też szczecińska telewizja, która dzień wcześniej przyjechała do stoczni o godz. 10 rano. Przed tym sekretarz wydziałowy PZPR Plat z kierownikiem działu Józefem Przybyłą oraz kilkoma innymi mistrzami wywiesili w hali, gdzie później nagrano materiał, hasło: "Czynem produkcyjnym popieramy nowe kierownictwo partii".

- Mistrzowie już przed kamerą zadeklarowali dla poparcia nowego kierownictwa partii pracę w niedzielę i święta - wspominał Bałuka. - Ale prócz tych kilku osób w hali nikogo nie było. Natomiast wieczorem stoczniowcy oglądając telewizję w domach zobaczyli taki obraz: hala pełna ludzi, przemawia Plat, obok niego stoi Przybyło, przemawia przewodniczący Wydziałowej Rady Robotniczej Marian Kowalski, powiewają biało-czerwone flagi, "produkują" się mistrzowie deklarując dodatkowe czyny produkcyjne, a załoga bije brawo. Majstersztyk manipulacji.

Po latach, gdy z Bogdanem Czubasiewiczem obsługiwaliśmy tzw. "Głos na lato", kilka razy wróciłem do tematu sprzed lat. Jego pierwsza odpowiedź była szczera:

- Co ty tam wiesz. Inne czasy były.

Nieco światła wnosi historyk, Michał Paziewski, który pierwszy opublikował w ubiegłym roku pełne zapisy rozmów ze stycznia 1971 r. ("Debata robotnicza z Gierkiem"):

- Notatkę Bogdan Czubasiewicz otrzymał trzy dni wcześniej podczas porannej, półgodzinnej wizyty w stoczniowym Komitecie Zakładowym PZPR. Tak wynika z relacji Andrzeja Babińskiego, kierownika Działu Morskiego w "Głosie Szczecińskim", który był przełożonym Czubasiewicza.

Edmund Bałuka ma swoje zdanie na ten temat:

- Manipulacja to prawdopodobnie nadgorliwość Eugeniusza Ołubka, który zastąpił Walaszka na stanowisku I sekretarza KW PZPR. Przyjechał do stoczni, spotkał się z aktywem partyjnym, pogadał, obejrzał halę Rurowni i wyjechał. A już o godzinie 10 do stoczni przyjechała ekipa telewizyjna, by kręcić pierwszą część manipulacji.

Bałuka zapobiegł tragedii

Po wybuchu strajku hasła o jego trwaniu (chodziło o podkreślenie, że informacje władz, jakoby strajk z grudnia 1970 r. już wygasł) malowano wszędzie,
Po wybuchu strajku hasła o jego trwaniu (chodziło o podkreślenie, że informacje władz, jakoby strajk z grudnia 1970 r. już wygasł) malowano wszędzie, w tym na środkach komunikacji. Fot. służb wojskowych

Artykuł w "Głosie Szczecińskim" i program w lokalnej telewizji wywołały powszechne oburzenie całej załogi. Przed budynkiem dyrekcji stoczni zebrało się około pół tysiąca rurarzy, spawaczy i monterów z wydziału K-4, którzy odśpiewali Międzynarodówkę i domagali się do KW PZPR wyjaśnień, opublikowania w mediach sprostowania kłamstw oraz ukarania inicjatorów fałszerstwa. W tym I sekretarza Oddziałowej Organizacji Partyjnej PZPR na W-4 Bogumiła Flaka oraz kierownika ds. produkcji na Rurowni, Bogdana Płudowskiego.

Ówczesny dyrektor stoczni Tadeusz Cenkier próbował zapewniać, że wszystko załatwi, ale wygwizdano go. Zaraz po tym odbył się więc, na którym Edward Bałuka został (wówczas jeszcze nieformalnie) nowym przywódcą strajku. To on powstrzymał robotników, którzy chcieli podobnie jak grudniu, wyjść na miasto. Padały hasła żeby biec i spalić radio, telewizję i budynek Głosu Szczecińskiego.

- Wdrapałem się na górę (kiosk żywnościowy - MR) i nagle zapanowała idealna cisza - opowiadał mi Edward Bałuka (Morze i Ziemia "Rozrabiacz czerwonej farby"). - Krzyczę do ludzi, żeby wszyscy słyszeli: Chcecie pójść spalić radio i telewizję? Dobrze! Ale znowuż zginą ludzie! I co nam to da!? Proponuję zrobić strajk okupacyjny! Zamknąć się w stoczni, jak w warowni, obstawić bramy i płoty, i zmusić Gierka z premierem, by do nas przyjechali. Tu będziemy z nimi rozmawiać.

I tak też się stało. Robotnicy powołali Komitet Strajkowy i tzw. piątki strajkowe. Nad bramą główną powieszono transparent "Strajk okupacyjny 22 I 71", a wokół stoczni różne hasła i slogany ("Żądamy publikowania prawdy w środkach masowego przekazu!!!"), w tym to najlepiej trafiające do wyobraźni i tłumaczące przyczyny: "Oszukano nas - strajk trwa".

- O powodzeniu protestu zdecydowała nie tylko sprawność działania strajkujących, ale i sprawa porządku, np. rygorystycznie traktowano ewentualne akty wandalizmu, niszczenia narzędzi pracy, picie alkoholu - mówi Michał Paziewski. - Nader istotne było tempo jego organizacji. Chodziło o to, aby dyrekcja bądź też państwowe władze centralne albo wojewódzkie nie zdążyły podjąć jakichkolwiek przeciw działań przed opanowaniem strategicznych miejsc na terenie przedsiębiorstwa.

Nie wszyscy byli za kolejnym strajkiem. Stocznię w popłochu opuściła niemal cała administracja i spora część kadry techniczno-inżynierskiej. Już o godz. 14 przez radiowęzeł nadano pierwszy komunikat, a później następne (spikierkami były Marianna Jakimowicz oraz Danuta Wilanowska). Postulaty strajkowe (napływające od załogi) redagował zespół, ale głównie Lucjan Adamczuk. Nad bezpieczeństwem strajku i organizowaniem służb strajkowych czuwali Adam Ulfik, Władysław Tokarski i Lucjan Adamczuk. Na czele strajku stanął Edmund Bałuka.

Bunt w Komitecie Strajkowym

Po wybuchu strajku hasła o jego trwaniu (chodziło o podkreślenie, że informacje władz, jakoby strajk z grudnia 1970 r. już wygasł) malowano wszędzie, w tym na środkach komunikacji.
(fot. Fot. służb wojskowych)

Wybór nowego Komitetu Strajkowego nie obył się bez problemów. Ciągle przewodniczącym był Mieczysław Dopierała, któremu Edmund Bałuka nie wierzył. Uważał, że podczas grudnia 1970 r. to Służba Bezpieczeństwa i partyjni tak pokierowali wyborami, by ich człowiek, Dopierała został szefem i by dzięki temu partia miała wpływ na to, co się dzieje. Nie chciał do tego dopuścić.

- Dopierała po strajkach został I sekretarzem w stoczni, a później nawet awansował do egzekutywy KW - tłumaczył.

Z dokumentów wynika, że faktycznie tak było. 3 lutego 1971 r. plenum KW PZPR odwołało trzech sekretarzy (Jerzego Ostrzyżka, Józefa Łochowicza i Wiesława Rogowskiego) i usunęło ze składu Egzekutywy KW też trzy osoby (J.Janasika, K.Prusińskiego i R.Karpińskiego). Wybrano nowych sekretarzy (Andrzeja Grabarskiego, Jerzego Łazarza i Kazimierza Cypryniaka), a do składu Egzekutywy KW PZPR wszedł nowo wybrany w stoczni I sekretarz Komitetu Zakładowego PZPR, przewodniczący pierwszych strajków w grudniu, Mieczysław Dopierała.

Na sali, gdzie trwało zebranie, panował tumult. Mówcy wzajemnie przekrzykiwali się, jedni byli za kontynuowaniem strajku, inni za rozwiązaniem. Padały argumenty, że milicja spacyfikuje stocznię, a do miasta wkroczą wojska ONZ. W tym stanie koledzy przyszli w nocy po Bałukę prosić go o pomoc.

- Powiedzieli mi: Chodź Edmund, bo na świetlicy źle się dzieje. Chcą sprzedać strajk. Gdy przyszliśmy, to był jarmark, a nie obrady. Wystąpiłem. Bardzo źle oceniłem działalność komitetu Dopierały. Przed pracą w stoczni trochę pływałem na statkach, miałem więc jaki taki pogląd na strajki. Opowiedziałem o tym ludziom wyjaśniając m.in. bujdę o wojskach ONZ. Jeśli zaś chodzi o pacyfikację stoczni, to wyjaśniłem, że jesteśmy u siebie i nie tak łatwo nas ruszyć.

Stoczniowcy pytali, co mają robić. Bałuka był jednoznaczny: Władza musi przyjść do nas. Dokonano wyboru nowego komitetu strajkowego. Przewodniczącym został Bałuka. W skład dziesięcioosobowego KS (później rozszerzonego do 35 osób) wszedł Marian Jurczyk, a z członków poprzedniego komitetu zaufanie zdobyli jedynie Marianna Jakimowicz, Eugeniusz Szerkus, Bohdan Szymaniak, Władysław Tokarski i Ewa Zielińska-Potocka.

- Wyeliminowano sporo osób, które były w komitecie strajkowym w grudniu, głównie działaczy partyjnych - mówi Paziewski. - Co znamienne dla zdominowanej przez mężczyzn stoczni, znaczącą rolę powierzono aż czterem kobietom. Szybko również, co też było nowym zjawiskiem, dokoptowano dwóch doradców. Pierwszym był zaproponowany przez Bałukę Lucjan Adamczuk, socjolog z Pracowni Psychologii i Socjologii Pracy. Drugiego zaproponował Zdzisław Andrzejczyk. Był nim Franciszek Wilanowski, dyżurny dyspozytor energetyki TRE, który do 1956 r. był podprokuratorem Prokuratury Wojewódzkiej w Szczecinie, a później radcą prawnym.

Gierek wahał się

22 stycznia stocznia została otoczona kordonem milicji i wojska. Kanały i Odrę, aby utrudnić kontakt między czterema stoczniami i portem, zaczęły patrolować kanonierki 8. Flotylli Obrony Wybrzeża ze Świnoujścia.

- W basenach portowych strajkujący widzieli nawet płetwonurków - dodaje Paziewski.
Duża część komitetu Centralnego PZPR byłą za siłowym stłumieniem niekontrolowanego strajku. Zwolenników takiego rozwiązania był sekretarz KC, generał Mieczysław Moczar. 23 stycznia podczas posiedzenia Sekretariatu Komitetu Centralnego PZPR decyzja wahała się w obie strony. J.Szydlak na spotkaniu w Biurze Prasy KC zapowiedział redaktorom naczelnym "zgniecenie siłą szczecińskiego strajku". Przygotowano nawet (napisał je Ryszard Wojna, redaktor naczelny "Życia Warszawy") wystąpienie Gierka na tę okazję w telewizji, w którym miał "ostrzec o poważnej sytuacji".

- Niewykluczone, że o decyzji zaważyła rozmowa telefoniczna Gierka z sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, Leonidem Breżniewem - mówi Michał Paziewski. - Krytykował on Gomułkę i jego ekipę i ostrzegał przed ponownym błędem. Według relacji generała F. Szlachcica "uspokajał i przestrzegał przed zastosowaniem siły".

O tej rozmowie wspomniał już w trakcie przemówienia w stoczni sam Gierek:

- Bo przecież towarzysze radzieccy, kiedy sprawy nabierały na sile, kiedy stan napięcia w Polsce był ogromnie wysoki, to przecież towarzysz Breżniew dzwonił do towarzysza Gomułki i ostrzegał go. Powiedział: są u was konflikty, rozwiązujcie je na drodze politycznej i na drodze perswazji. Kiedy to jeszcze nie trafiało do przekonania, to towarzysze radzieccy przysłali oficjalny list, list Biura Politycznego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego do naszego Biura. Nawiasem mówiąc ja ten list dostałem już po VII Plenum, kilka dni po VII Plenum.

Z przemówienia do stoczniowców generała Wojciecha Jaruzelskiego, wówczas posła ziemi szczecińskiej i Ministra Obrony Narodowej.

- Gorąco zapewniam, że nasze wojsko będzie stało tutaj na tej piastowskiej granicy, która niezależnie od tego, czy będzie czy nie będzie podpisana umowa ratyfikowana, jest ciągle naszą granicą zachodnią, wysuniętą, a jeśli weźmiemy Bałtyk - i to ten Bałtyk szczeciński - jest granicą otwartą. Jest granicą wzdłuż której, w tej chwili, kiedy my tu siedzimy chodzą, patrolują zachodnioniemieckie okręty. Nawet nazwy ich znamy. Rozpoznawcze i zwiadowcze, latają samoloty Bundeswehry. Dzień i noc. My musimy tutaj stać, bo tylko z naszą siłą się liczą.
(Przed przyjazdem Gierka rozrzucane były przez wojskowe helikoptery nad miastem i stocznią ulotki o działaniach rewizjonistów niemieckich i zagrożeniu granicy na Odrze i Nysie. Przykładem ulotka zatytułowana "Mieszkańcy Szczecina!", podpisana przez "KW PZPR" oraz "PWRN", w której znajduje się stwierdzenie, że ze strony "wrogich ośrodków zachodnioniemieckich rewizjonistów" istnieje zagrożenie "naszych praw do Szczecina i granicy na Odrze i Nysie, przywróconej Polsce krwią radzieckiego i polskiego żołnierza". To kolejna manipulacja, działanie na emocjach i straszenie szczecinian, jako że już 7 grudnia 1970 r. Willy Brandt, kanclerz Republiki Federalnej Niemiec i Józef Cyrankiewicz, premier PRL uznali nienaruszalność istniejących granic.)

Żądamy od władz

Dwa z dwunastu postulatów załogi strajkującej stoczni przedstawione Edwardowi Gierkowi na spotkaniu w nocy z 24 na 25 stycznia 1971 r. Postulat nr 5 żądający przyjazdu Gierka stracił moc, bo Gierek przyjechał.

Postulat 2.
Zgodnie z wolą załogi wyrażoną na wszystkich wydziałowych zebraniach powszechnych żądamy niezwłocznego i legalnego dokonania wyboru władz związkowych, rad robotniczych oraz stosownie do zadań większości członków partii demokratycznych wyborów w organizacjach partyjnych i młodzieżowych na szczeblu wydziału i zakładu. Żądamy gwarancji zrealizowania tego punktu od władz wojewódzkich wymienionych wyżej organizacji w ściśle określonym terminie.

Postulat 10.
Żądamy, aby wojewódzkie władze partyjne i związkowe oraz kierownictwo zakładu zagwarantowały Komisji Robotniczej wyłonionej z Komitetu Strajkowego możliwości działania przy Radzie zakładowej i Radzie Robotniczej aż do czasu legalnego wyboru władz, o których mowa w pkt. 2.

Z przemówienia Edwarda Gierka do stoczniowców w nocy z 24 na 25 stycznia 1971 r.
- Chcę jednocześnie powiedzieć, że zwróciłem się do towarzyszy poprzez Komitet Wojewódzki, ażeby prosić was o to, byście rozpoczęli pracę i ażeby w warunkach spokoju przystąpić do rozmów na określone a nurtujące was problemy. Okazało się, że nie usłuchaliście, ale to już jest wasza sprawa, nie mamy o to do was pretensji, chociaż, no chciałoby się, żeby jeśli zwraca się ktoś, prawda, do towarzyszy w imieniu I sekretarza Komitetu Centralnego partii, no, żeby trochę dawać tej wiary. Tym bardziej, że przecież w liście, który otrzymałem dzisiaj i który natychmiast przekazałem towarzyszowi Jaroszewiczowi, wy przecież piszecie tutaj, że byliście, że jesteście za socjalizmem, że jesteście przeciwko jego wrogom, że jesteście za odnową życia politycznego, społecznego i gospodarczego.

List, którym wspominał Gierek, "List Otwarty do I Sekretarza KC PZPR Tow. E.Gierka", został do niego wysłany i powielony na 500 plakatach bez zgody i powiadomienia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie, co zostało bardzo źle odebrane przez struktury partyjne i notabli partyjnych z KW. Do Warszawy wysłano go dzięki korespondentowi PAP, Edmundowi Kieszkowskiemu z dalekopisów Szczecińskich Zakładów Graficznych przy al. Wojska Polskiego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński