Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Propaganda czy wzruszająca opowieść? Premiera "Smoleńska" [dwugłos]

Małgorzata Klimczak
Przedstawiamy wam dwugłos o filmie "Smoleńsk", który miał dziś premierę. Dwójka naszych dziennikarzy poszła na seans w Szczecinie. Przeczytajcie jak każde z nich odebrał ten film.

Małgorzata Klimczak: „Smoleńsk” to nie dzieło artystyczne

Film „Smoleńsk” w reżyserii Antoniego Krauzego możemy przestać oglądać już po 5 minutach. I wcale nie dlatego, że reżyser zastosował chronologię odwróconą i już na początku samolot się rozbija, ale dlatego, że już w ciągu 5 minut wiemy kto jest winien, a tego żaden widz nie lubi, bo film ma trzymać w napięciu do ostatniej chwili, szczególnie film, który w zapowiedziach jest opisywany jako dziennikarskie śledztwo. Tutaj nie ma ani śledztwa, bo trudno nazwać marniutkie poczynania dziennikarki tym określeniem, ani dziennikarstwa z prawdziwego zdarzenia.

Reżyser chyba od samego początku miał problem czy chce robić dokument czy film fabularny. Jak na dokument za mało tu dokumentu, jak na fabułę, za mało fabuły. Wyszło z tego coś niechlujnego, nieokreślonego i słabego artystycznie. Mam wrażenie, że ten film powstał, bo musiał powstać, bo byli tacy, którzy się tego domagali. Ale film robiony „na kolanie” nigdy nie stanie się dziełem artystycznym. Tym bardziej podziwiam aktorów, którzy zagrali w tym filmie, bo prawdziwy aktor, bez względu na treść filmu, powinien zawsze patrzeć na walory artystyczne. Aktor może przyjmować role postaci negatywnych czy pozytywnych, ale tylko w dobrych filmach, bo w ten sposób pracuje na swoje nazwisko. Dlatego żal mi takich aktorów jak Lech Łotocki (prezydent Kaczyński) czy Marek Bukowski, którzy pojawili się w tym filmie.

Ogromną pomyłką obsadową jest tutaj Beata Fido grająca główną rolę, dziennikarkę Ninę. W założeniu miała być takim „dziennikarskim pistoletem”, przedstawioną stereotypowo "zimną suką" bez uczuć, dążącą do sensacji. Beata Fido taka nie jest. Przez cały film chodzi z przylepionym do twarzy głupawym uśmiechem, którym robi wrażenie blondynki z seksistowskich kawałów, która kompletnie nie wie co się wokół niej dzieje. Fido jest niewiarygodna w tej roli. Szkoda, że równie stereotypowo został przedstawiony Redbad Klynstra, jako szef głównej bohaterki. Klynstra jest znakomitym aktorem w teatrze i filmie, tutaj nie nadał jakiegoś szczególnego rysu swojej postaci. Nie chciał czy nie umiał? Jego postać jest jak robot, chociaż dla mnie to jedna z najrozsądniejszych postaci w tym filmie, bo szuka w tym wszystkim sensu. Wyczuwa zagrożenia, emocje innych, wie jak to pokazać, chce konkretów.

Bardzo żałuję, że Ewa Dałkowska zagrała Marię Kaczyńską, bo odebrała tej postaci całą sympatię. Maria Kaczyńska była zawsze szczerze uśmiechnięta, była lubiana, bo była życzliwa ludziom. Kaczyńska według Ewy Dalkowskiej nie jest sympatyczna. Gra w czterech scenach, w trzech ma na twarzy cyniczny uśmiech (np. jak ogląda w telewizji Tuska i Putina na sopockim molo), a w czwartej ma wyraz twarzy natchniony (w onirycznej scenie powitania osób poległych w Katyniu z ofiarami katastrofy w Smoleńsku). Ewa Dalkowska tak naprawdę nie gra w tym filmie, Ewa Dałkowska jest sobą, czyli zwolenniczką PiS-u i teorii o zamachu w Smoleńsku i to w tym filmie widać, a to jest brak profesjonalizmu aktorskiego.

W historii kina kręcono wiele filmów propagandowych, ale często robili je dobrzy reżyserzy, a ich dzieła, pomijając treść, były na wysokim poziomie. W Przypadku „Smoleńska” nie można tego powiedzieć. To nie jest dobry film i szkoda, że szkoły będą wysyłać na niego swoich uczniów. Szkoda, bo ten film pokazuje jedną, jedyną słuszną prawdę. Jest zrobiony jednostronnie i koturnowo. Wszystko jest w nim oczywiste. Dobrzy są dobrzy, a źli są źli. Wszystko jest tu wyłożone łopatologicznie. Prawie nie ma scen w kokpicie samolotu, a przecież to te sceny powinny być najważniejsze. Ale w sumie po co, skoro według reżysera do kokpitu nikt nie wchodził, a samolot spadł, bo to był rosyjski zamach.

Dzieło sztuki powinno pozostawić odbiorcę z refleksją, z wieloma pytaniami, a nie odpowiedziami. Dopiero po obejrzeniu powinniśmy myśleć o treści, o założeniach artysty, o tym, co chciał nam przekazać. Nie chcę być odbiorcą, z którego się robi bezmyślnego głupka.

Marek Rudnicki: Kij w mrowisko został włożony

Film podzielił komentujących i nie ma się czemu dziwić, skoro Polska jest podzielona. Nie równomiernie, jak chce opozycja, ale zawsze. Jedno jest pewne, aby go komentować, trzeba obraz obejrzeć. Nikt nie może zaprzeczyć, że „Smoleńsk” jest ważny, potrzebny i przedstawiający. Czy pełną prawdę czy przerysowanie w jednym kierunku, to inna kwestia. Gdy jednak przypomnimy sobie inny film, Andrzeja Wajdy „Wałęsa. Człowiek nadziei”, przerysowanie już nie razi. Chyba, że wychodzimy z założenia, że to co nam wolno, to innym od tego wara, bo tylko my mamy receptę na prawdę.

Z pewnością film jest w wielu momentach wzruszającą opowieścią. Podejrzewam jednak, biorąc za przykład chociażby zastrzeżenia moich kolegów i koleżanek z redakcji, którzy filmu nie oglądali, a już go krytykują, że nie zlikwiduje żadnych podziałów. A dyskutanci okopani w swoich politycznych racjach, zdania na milimetr nie zmienią. Jak mówi jeden z bohaterów filmu: Dawniej każdy, kto próbował mówić o Katyniu był w propagandzie szowinistą i członkiem jakiejś mafii. Tak dziś ci, którzy próbują szukać wątków przemilczanych przez polską komisję badającą wypadek w Smoleńsku czy prokuraturę, też będą nazywani (to słowa innego bohatera) „mafią smoleńską”.

Paweł Kukiz po obejrzeniu filmu powiedział: W filmie na pewno jest duch, jest coś przejmującego, ale jest mnóstwo niezbyt profesjonalnych wpadek. Nie podobała mi się gra aktorów, w tym drugoplanowych.

I chyba ma rację. Wydaje się, że reżyser, któremu nie ułatwiano realizacji obrazu, zebrał bardzo dużo scen, w tym dokumentalnych, a później został pogoniony do jak najszybszego ukończenia całości i już jej nie ogarniał. Takie jednak zastrzeżenia można mieć do wielu filmów, prócz tych amerykańskich wysoko budżetowych, nad którymi pracują setki ludzi. Tu ekipa była bardziej niż skromna. Zastrzeżenia mam też do głównej bohaterki, grającej rolę typowej „suki” dziennikarskiej, która ponad wszystko szuka tylko sensacji. Przez większą część filmu ma przyklejony głupi uśmieszek, nawet w scenach, gdzie aż prosi się o powagę. W trakcie filmu zmienia się, dojrzewa, gdy dochodzą do niej zatajane nawet przez własnego szefa fakty, ale ta przemiana wydaje się być pokazana sztucznie, nie uzasadniona, zbyt szybka i pretensjonalna.

Czy Tu-154 rozbił się w skutek zamachu, nie wiem i z pewnością nie wiedzą tego jeszcze członkowie najnowszej komisji powołanej przez obecny rząd. Jedno za to jest pewne, że utajniane fakty muszą budzić kontrowersje.

W komentarzach chętnie powtarzanych przez przeciwników PiS (bo film z tą formacją jest utożsamiany, a racje i intencje reżysera, aktorów i sponsorów nie są zupełnie brane pod uwagę) powtarza się jak mantra, że ma błędy faktograficzne. Czy nie miał ich głośny film „JFK” Olivera Stone’a lub chociażby powojenna „Lotna” Andrzeja Wajdy, dziś guru opozycji, gdy pokazywał atakujących szablami niemieckie czołgi polskich ułanów? Film, to wizja scenarzysty i reżysera, każda może być inna.

Wspomniałem o chyba nie najlepszej grze głównej bohaterki, to muszę też powiedzieć o znakomitej roli Aldony Struzik, która wcieliła się w rolę. To jest autentyczna Ewa Błasik. Równie doskonale zagrał (czarny charakter) Jerzy Zelnik grający tajemniczego dyplomatę, który przypomina Tomasza Turowskiego. I drugi czarny bohater, nadredaktor mainstreamowego medium TVM, zagrany przez Redbada Klynstry. I wreszcie Lech Łotocki, który wcielił się w postać prezydenta, Lecha Kaczyńskiego.

Podsumowując - żeby krytykować film, trzeba go zobaczyć. Niestety, pewnie wielu krytykantów na film nie pójdzie, ale nadal z lubością cytować będzie tych, których zadaniem jest krytykowanie wszystkiego, co różni się od wersji „Smoleńska” w wydaniu raportu MAK.

Zobacz także: Uroczysta premiera filmu "Smoleńsk" w Teatrze Wielkim w Warszawie

Uroczysta premiera filmu "Smoleńsk" w Teatrze Wielkim w Warszawie

Premiera filmu "Smoleńsk" w Szczecinie. Mało rezerwacji, ale...

Czytaj również:

Zwiastun filmu "Smoleńsk"Dystrybutor: Kino Świat

"Smoleńsk". Zdjęcia z planu filmowego

Polecamy na gs24.pl:

Bloger Andrzej Witek (na zdjęciu) wygrał 37. edycję szczecińskiego półmaratonu rozegranego przy upalnej pogodzie w ostatni weekend wakacji. W biegu na 10 km triumfował Bartosz Jurgiewicz. Na starcie stanęło 3300 uczestników. To rekord imprezy. Czytaj więcej: 37. PKO Półmaraton Szczecin. Rekord w upale [wyniki]

37. PKO Półmaraton Szczecin. Wielka galeria zdjęć! [wideo]

Gs24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński