Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byli stoczniowcy domagają się niemal 100 mln zł odszkodowania

Marek Rudnicki
Na pierwszej rozprawie przesłuchano członków rady nadzorczej, na kolejnych mają pojawić się m.in. b. premier Leszek Miller. Na zdjęciu z lewej  pełnomocnik grupy Krzysztof Piotrowski i jego prawnicy.
Na pierwszej rozprawie przesłuchano członków rady nadzorczej, na kolejnych mają pojawić się m.in. b. premier Leszek Miller. Na zdjęciu z lewej pełnomocnik grupy Krzysztof Piotrowski i jego prawnicy.
Wczoraj przed Sądem Okręgowym w Szczecinie rozpoczął się proces w sprawie odszkodowania dla udziałowców holdingu stoczniowego. Pod pozwem podpisało się 2200 osób. Akcjonariuszami holdingu było 8 tysięcy stoczniowców.

Na początku sąd przesłuchał trzech świadków na temat działalności stoczni. To byli członkowie rady nadzorczej: Kazimierz Gąsior, Eugeniusz Szerkus i prof. Tadeusz Graczyk.

- Działalność Stoczni Szczecińskiej Porta Holding była niezagrożona, a stocznia upadła - stwierdził jednoznacznie Kazimierz Gąsior. - Dla mnie jest bardzo dziwne, że w tak krótkim czasie upada tak duże przedsiębiorstwo. Nie wykorzystano właściwego narzędzia, jakim jest dogadanie się z wierzycielami. Byłem świadkiem, że nic nie wskazywało na to, że w tak krótkim czasie firma upadnie.

W dalszej kolejności mają być przesłuchani m.in. byli premierzy Jan Krzysztof Bielecki i Leszek Miller oraz Krzysztof Janik, były minister spraw wewnętrznych w rządzie SLD Leszka Millera.

Pozew został złożony w 2012 roku. Do tej pory zmieniano różne wymagania formalne, których domagał się sąd. Dopiero w listopadzie ubiegłego roku sąd okręgowy ustalił skład grupy w oparciu o osoby, które przystąpiły do postępowania. Niestety, Skarb Państwa je zaskarżył w całości.

I dopiero w lutym tego roku sąd apelacyjny oddalił w całości zażalenie Prokuratorii Generalnej i prawomocnie ustalił skład grupy. Jej pełnomocnikiem prawnym został prezes stoczni Krzysztof Piotrowski.

Na świadków powołano wiele osób, które miały wpływ na upadek stoczniowego holdingu, w tym osoby, które mogły się przyczynić do upadku zakładu.

Istotne dla członków pozwu jest to, że wartość akcji po upadku holdingu spadła do zera, a później różnie była wyceniana. Prezes Piotrowski tak tłumaczył „Głosowi” zawiłość tej kwestii.

- Akcjonariusze żądają odszkodowania za utracone wartości. Kwota jest już dziś spora, a może być jeszcze większa. Według księgowej, czyli powiedzmy sobie, dość prymitywnej metody, jedna akcja jest warta jedynie 21,47 zł. Natomiast gdy spojrzy się na wycenę z roku, gdy doszło do fuzji BRE Banku z Polskim Bankiem Rozwoju, a ten był naszym akcjonariuszem, to w tym okresie według austriackiego audytora cena wynosiła 168 zł za akcję.

Rozpoczęty proces stanowi trzeci już etap, czyli merytoryczne rozpoznanie sprawy, tj. powołani zostaną biegli z zakresu wyceny akcji, którzy ustalą, jaka była rzeczywista ich wartość przy uwzględnieniu, że w 1998 roku ich wartość została wyceniona na 168 zł.

- Będziemy się trzymać austriackiej wyceny - mówi prezes Piotrowski.

Polecamy na gs24.pl:

Pożar pieczarkarni przy ul. Twardej w Podjuchach w Szczecinie

Pożar na prawobrzeżu w Szczecinie. Pali się pustostan

Gs24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński