Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera w polickiej komendzie. Policjanci grozili bronią i wywozili do lasu?

Mariusz Parkitny
Cała historia ma posmak skandalu, ale trudno na razie oceniać, czy spowodowanego brutalnym łamaniem prawa, czy zemstą sfrustrowanego funkcjonariusza i rozgrywkami w policji.
Cała historia ma posmak skandalu, ale trudno na razie oceniać, czy spowodowanego brutalnym łamaniem prawa, czy zemstą sfrustrowanego funkcjonariusza i rozgrywkami w policji. Fot. Marcin Bielecki/Stock
Prokuratura sprawdza, czy policjanci z Polic siłą zmuszali nieletnich do przyznania się do przestępstw, których nie popełnili. Zawiadomienie na przełożonych złożył dzielnicowy. Ale on sam ma kłopoty z prawem.

Cała historia ma posmak skandalu, ale trudno na razie oceniać, czy spowodowanego brutalnym łamaniem prawa, czy zemstą sfrustrowanego funkcjonariusza i rozgrywkami w policji. Oto fakty. Dzielnicowy twierdzi, że w komendzie powiatowej policji powstał układ. Zastępca komendanta zlecił kilku podwładnym poprawienie fatalnej statystyki niewykrytych przestępstw na terenie powiatu. Chodzi o kilkadziesiąt włamań i kradzieży z przełomu 2007 i 2008r. Według dzielnicowego, policjanci mieli znaleźć nieletnich, którym takie przestępstwa można było "przypiąć". I znaleźli kilkoro nastolatków, którzy mieli już wcześniej kłopoty z prawem. Chłopcy twierdzą, że pod przymusem przyznali się do cudzych przestępstw. Oskarżają funkcjonariuszy, że grozili im bronią i wywozili do lasu.

- W zamian za poprawę statystyk, policjanci mieli otrzymać awanse na wyższe stopnie - powiedział nam dzielnicowy. Zapewnia, że nie chciał brać udziału w tych praktykach i zawiadomił prokuraturę.

- Potwierdzam, że prowadzimy śledztwo z zawiadomienia funkcjonariusza komendy powiatowej policji w Policach. W zawiadomieniu wymienia zastępcę komendanta i kilku innych policjantów - potwierdza Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

Jak ustaliliśmy, w sprawie jest jednak drugie dno, które powoduje, że zarzuty dzielnicowego nie są już tak jednoznaczne. Po pierwsze, śledztwo z jego zawiadomienia trwa od sierpnia. I mimo przeprowadzenia wizji lokalnej z nieletnimi, przesłuchania wielu świadków, żadnemu z policjantów nie postawiono zarzutów. Nie zostali także zawieszeni. Po drugie, kłopoty z prawem ma sam dzielnicowy. Przeciwko niemu toczy się postępowanie dyscyplinarne i prokuratorskie. Jest zawieszony w czynnościach służbowych. Ma zarzut uszkodzenia ciała. Śledztwo jest na ukończeniu, co oznacza, że prawdopodobnie stanie przed sądem. Według naszych ustaleń, pobity w czerwcu to znajomy jego żony z którą jest w separacji.

- Nie pobiłem go. Miałem informacje, że w garażu prowadzi nielegalną działalność. Ale on jest znajomym komendanta i mnie oskarżył - mówi dzielnicowy. Twierdzi, że władze komendy utrzymują niejasne znajomości ze złodziejami i paserami samochodów.

Policjanci z Polic do czasu wyjaśnienia sprawy nie chcą rozmawiać. Z-ca komendanta polickiej policji miał do tej pory opinię uczciwego i dobrego funkcjonariusza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński