MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szykuje się wielki koncert gwiazdy amerykańskiego jazzu w Szczecinie

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Jak twierdzi - moment, w którym odkryła, że potrafi śpiewać, to ten, w którym odkryła, że potrafi mówić. A skoro tak, to nic dziwnego, że jest jednym z najlepiej rozpoznawalnych jazzowych głosów współczesnej Ameryki. Mowa o Lizz Wright, która wystąpi w Szczecinie już w październiku, podczas obchodów dziesięciolecia Akademii Sztuki. Czy to nie brzmi jak doskonały pretekst, by opowiedzieć o Lizz nieco więcej?

A jest co opowiadać, bo kiedy Lizz śpiewa, publiczność trafia do innego wymiaru. Jej aksamitny głos, przez lata porównywany do Abbey Lincoln czy Niny Simone, gładko sunie przez pięciolinię jazzu. Kiedy trzeba przyspiesza, ocierając się o gospel, rock czy country. Innym razem zwalnia, wpadając w rytmy soulu, R&B i bluesa. To, co wyczynia na koncertach sprawia, że trudno przypisać ją do jednej kategorii. - Ale czy kategorie są komukolwiek potrzebne? - pyta i nie oczekuje odpowiedzi, bo odpowiedź jest oczywista. - Nie chcę żadnych etykietek. To emocje są najważniejsze. Emocje, które budzą się na sali podczas koncertu. W końcu one i tylko one są w stanie sprawić, że dzieło sztuki staje się kompletne.

ZOBACZ TEŻ:

  1. Sacrum

    A jest co opowiadać, bo kiedy Lizz śpiewa, publiczność trafia do innego wymiaru. Jej aksamitny głos, przez lata porównywany do Abbey Lincoln czy Niny Simone, gładko sunie przez pięciolinię jazzu. Kiedy trzeba przyspiesza, ocierając się o gospel, rock czy country. Innym razem zwalnia, wpadając w rytmy soulu, R&B i bluesa. To, co wyczynia na koncertach sprawia, że trudno przypisać ją do jednej kategorii. - Ale czy kategorie są komukolwiek potrzebne? - pyta i nie oczekuje odpowiedzi, bo odpowiedź jest oczywista. - Nie chcę żadnych etykietek. To emocje są najważniejsze. Emocje, które budzą się na sali podczas koncertu. W końcu one i tylko one są w stanie sprawić, że dzieło sztuki staje się kompletne.

    Jej ojciec nigdy nie miał dosyć kościoła. Nawet w domu często zwoływał bliskich na tzw. „Family Devotion”. Wybierał biblijny fragment, odczytywał go, a później dzielił tekst na role - a w zasadzie na głosy. I tak całą rodziną śpiewali nauki boże, dzieląc się muzyką. Lizz wspomina te czasy z ogromnym sentymentem. Jak podkreśla - kościół ją ukształtował.

    Dom prowadzony przez kaznodzieję, to jednak nie tylko wzruszenie ze wspólnego śpiewania fragmentów Biblii. Ojciec Lizz wychowywał swoje dzieci według bardzo rygorystycznych zasad. Młodej wokalistce i jej dwójce starszego rodzeństwa nie wolno było oglądać telewizji i słuchać świeckiej muzyki. W ich pokojach próżno było szukać modnych komiksów czy zabawek. Czas wolny był ściśle zaplanowany - pomoc parafianom, pomoc w kościele, pomoc w domu. Dlatego Lizz miała swoją małą tajemnicę - nocą, z kocem naciągniętym na głowę i latarką w ręku, słuchała radia. Pewnego wieczoru złapała fale legendarnej audycji Mariana McPartlanda i pierwszy raz w życiu usłyszała jazz. W tych dźwiękach odkryła cały świat. Najbardziej uderzyło ją podobieństwo jazzu do gospel – zrównoważone połączenie określonej formy ze swobodną improwizacją. I ta przestrzeń na osobisty, niemal intymny przekaz emocji. Właśnie w tamtym momencie, choć Lizz jeszcze do końca tego nie rozumiała, oddała temu całe swoje serce.

  2. Profanum

    Żyjąc w czas konsumpcjonizmu, trudno uchronić dzieci przed kontaktem z tym, co zakazane. Słuchanie radia w tajemnicy przed światem to jedno, ale otwarte adorowanie ikony popu to drugie. Lizz pytana o pierwszą jawną konfrontację ze świecką muzyką odpowiada ze szczerym uśmiechem - Michael Jackson. Nieopodal miejscowego przedszkola znajdowała się przyczepa, w której wisiał naturalnych rozmiarów plakat Jacksona. Lizz i jej rodzeństwo, przechodząc obok dostrzegli zdjęcie i z ciekawością zaczęli drążyć - kim jest ta postać? Odpowiedź znaleźli dość szybko, a wraz z nią serię utworów Jacksons 5. Wieczorem, składając ręczniki zaczęli śpiewać „Rockin’ Robin”. Melodyjne „...He rocks in the treetops all day long…” kosztowało każdego z nich solidnego klapsa i przeprosiny. Ale Lizz wcale przykro nie było. - Michael Jackson był wtedy dla mnie taki piękny, a ta piosenka brzmiała tak szczęśliwie, że nie mogłam uwierzyć, że moi rodzice mają z tym problem - tłumaczyła.

    Czy to był moment, w którym Lizz podjęła decyzję, że oderwie się od kościelnego chóru i zajmie się muzyką na poważnie? Czy to tylko nastoletni bunt?

    Trudno powiedzieć, ona sama tego nie wie. Faktem pozostaje, że między zajęciami w kościele z ojcem a zajęciami w szkole zawsze gdzieś śpiewała. Nawet, kiedy wyjechała na studia i żeby utrzymać się sprzedawała ubezpieczenia samochodowe. I nawet wtedy, kiedy zatrudniła się jako baristka w Jersey City, żeby parzyć kawę i podawać kanapki takim gwiazdom jak Robert Glasper, Bilal czy Brooke Shields. Bo to wszystko prowadziło ją do jednego - wydania płyty. Studiując na Georgia State University w Atlancie, zawsze miała przy sobie notatnik. Kiedy spotykała muzyków, prosiła ich o rekomendacje - kogo powinna posłuchać. Skrupulatnie zapisywała każde nazwisko i każdy utwór. Tak zakochała się Abbey Lincoln i jej „A Turtle’s Dream” czy „Sunshine of Your Love” Elli Fitzgerald, „Here’s to Life” Shirley Horn i utworach Nancy Wilson. Ale świat miał się dopiero przed nią otworzyć.

  3. To co jest pomiędzy

    Kiedy w 2002 roku wyszła na scenę w Atlancie, by zaśpiewać serię utworów w hołdzie Billie Hollyday nie rozumiała, że to właśnie ten moment. Moment, w którym zostanie zauważona i zdobędzie uznanie krytyków. Refleksja przyszła dopiero później, bo wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nagrane przez Lizz demo trafiło do legendarnej wytwórni Verve. Młoda wokalistka otrzymała zaproszenie na przesłuchanie. Okazało się, że oczekiwania i priorytety obu stron pokrywają się. W ręce Lizz trafił kilkuletni kontrakt - który zresztą nadal trwa. 22-latka podpisała go i skoczyła na głęboką wodę. Rok później na rynek trafił jej pierwszy albumu „Salt” i rozpoczął się czas wielkich niewiadomych. Krążek był mieszanką stylów i przemyśleń.

    Choć okrzyknięto go genialnym, to wschodząca gwiazda nie umiała jeszcze określić kierunku, w którym chciałaby się udać. Podświadomie wciąż kreowała się na nieśmiałą dziewczynę z prowincji z butami ubrudzonymi czerwoną ziemią. Komercyjny świat napawał ją niepewnością. W rozmowach z agentem wciąż podkreślała, że nie chce, żeby biznes muzyczny ją zmienił.

    Ale zmiana była nieuchronna. - Kiedy w śpiewanie wkłada się całe swoje serce, co wieczór powołuje się do życia innego potwora - przyznała Lizz. - Zmiany musiały nadejść, ale to były dobre zmiany. Nadeszły wraz z wydaniem trzeciego albumu w 2008 roku. Wtedy media obiegł wywiad z Lizz, w którym na kilka dni przed rozpoczęciem amerykańskiej i międzynarodowej trasy otwarcie powiedziała - w końcu znalazłam swoją drogę i wreszcie mogę być sobą. Jest wiele historii, które chciałam opowiedzieć i dzięki tej płycie mogłam to zrobić z rozmachem. W końcu znalazłam swój balans.

  4. Kierunek wędrówki

    Lizz od tego czasu wydała jeszcze trzy albumy i na pewno nie planuje zwalniać tempa. Dziś sama decyduje, z kim chce pracować i gdzie wystąpi. Dlaczego więc po siedmiu latach zdecydowała się wrócić do Szczecina? Mamy na to odpowiedź. Władze Akademii Sztuki w Szczecinie, z okazji 10-lecia uczelni zaprosiły jazzmana Sylwestra Ostrowskiego, który był odpowiedzialny za proces utworzenia szkoły, pełniąc funkcję pełnomocnika władz regionalnych - do przygotowania specjalnego wydarzenia artystycznego, które uświetni inaugurację okrągłego jubileuszu. Tak powstał szeroko zakrojony projekt muzyczny Jazz Forum Showcase powered by Szczecin. - 3 października w filharmonii w Szczecinie odbędzie się koncert finałowy naszego projektu - wyjaśnia Sylwester Ostrowski. - W pierwszej części usłyszymy formację Marcin Wasilewski Trio, która świętuje w tym roku jubileusz 25-lecia. Będzie to jeden z ponad 40. koncertów, które jazzmani zagrają podczas trasy po Polsce i Europie. Drugą część przejmie nasz projekt Culture Revolution. Obok mnie i Keyona Harrolda na scenie i pojawi się chór Akademii Sztuki i najbardziej wyczekiwana gwiazda wieczoru Lizz Wright. Lizz wystąpi w Szczecinie specjalnie na nasze zaproszenie.

    Występ zapowiada się o tyle ciekawiej, że wokalistka nigdy nie kryła sympatii do polskiej publiczności. I z uśmiechem wspomina sytuację, kiedy po jednym z koncertów w naszym kraju, razem ze swoim pianistą po drodze na tańce spotkali młodych polskich muzyków z kręgu hip hopu i rhythm and bluesa. Niemal na ulicy zrobili sobie małe jam session. Kto wie, może w Szczecinie to powtórzy?

KONCERT FINAŁOWY

3 października,
Filharmonia w Szczecinie
- Marcin Wasilewski Trio oraz Culture Revolution by Keyon Harrold & Sylwester Ostrowski with special guest Lizz Wright.

Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz realizowany jest we współpracy z Miastem Szczecin, Szczecińską Agencją Artystyczną, Radiem Szczecin oraz Instytutem Adama Mickiewicza. Współfinansowano ze środków Miasta Szczecin.

Szczegóły na: jazzforumshowcase.com

WIDEO: Magazyn MM Trendy - sierpień 2019

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński