Piłka nożna bywa czasem fotografią chwili. O mistrzostwo Polski bije się w jednym sezonie 16 drużyn, a o Puchar Polski kilkaset. Walka trwa rok, a na koniec trofeum odbiera kapitan jednej z nich. Nie oznacza to jednak, że uśmiechają się kibice tylko jednego klubu, a wszyscy pozostali chodzą struci.
W przypadku Pogoni Szczecin, z emocjonalnego punktu widzenia, lepszy okazuje się dobry finisz w grupie spadkowej niż klapa w grupie mistrzowskiej. Po wywalczeniu utrzymania entuzjazmu przed okresem przygotowań będzie więcej niż po spektakularnym krachu w walce o europejskie puchary.
Jeden z kibiców w mediach społecznościowych zastanawiał się nad wspólnym świętowaniem z piłkarzami utrzymania (na murawie, po ostatnim domowym meczu). Absurdalny pomysł na szczęście nie znalazł uznania. Pewnie w grudniu wywołałby oburzenie, bo co tu świętować, skoro klub w 70. rocznicę powstania przegrywa mecz za meczem i jedyne co może osiągnąć za kilka miesięcy, to pozostanie w Lotto Ekstraklasie.
Styl, w jakim szczecinianie uciekli z dna tabeli, budził uznanie, ale być zadowolonym z wyniku końcowego to tak jakby oblać się kawą i po godzinie wywabiania plamy cieszyć się, że nie został po niej ślad. Tymczasem tę godzinę można było spożytkować w znacznie lepszy sposób.
Drużyna cofnęła się do swojego pierwszego sezonu w Lotto Ekstraklasie. Wtedy zajęła 12. miejsce, a tym razem zafiniszowała na 11. lokacie. Punktowała zgodnie z hasłem jesień wasza, wiosna nasza.
Sezon był więc czarno-biały. Mieszanka tych dwóch barw daje szarość, ale rok w Pogoni szary na pewno nie był, a barwny. Była zmiana trenera, głośne rozstania z piłkarzami, kordon policji pod szatnią, pełne trybuny świętujące urodziny klubu. Nie było czasu na monotonię.
Dzięki temu sezon będzie zapamiętany mocniej niż kilka poprzednich. Także kilka meczów z niego. Nawet stadion przy Twardowskiego przestał być archipelagiem nudy. 54 gole w 19 meczach dały niezłą średnią 2,84 gola na spotkanie. Dobrym podsumowaniem był ostatni pojedynek, w którym Pogoń odniosła najwyższe od lat zwycięstwo w Krakowie. Pokonała 4:1 Cracovię, z którą w sezonie zasadniczym przegrała dwukrotnie 0:3. W sumie 11 bramek i huśtawka emocji ze szczęśliwym finałem.
Przy ocenie wartości zespołu ważniejsze od bilansu z Cracovią są wyniki w meczach z najlepszymi klubami w lidze.
Z Legią Warszawa dwie porażki, z Jagiellonią Białystok to samo, z Lechem Poznań remis i przegrana plus zwycięstwo w Pucharze Polski, a z Górnikiem Zabrze punkt zdobyty w dwóch meczach. Pokonać udało się Wisłę Płock, ale już jej imienniczkę z Krakowa ani razu.
Pogoń zdobyła pięć z możliwych 36 punktów w starciach z kandydatami do europejskich pucharów. To fakt, że Portowcy pod wodzą Runjaicia byli najlepiej punktującym klubem w ekstraklasie, ale nie oznacza, że Niemiec podniósł ich z dna do topu, a ewentualne lądowanie w grupie mistrzowskiej byłoby mniej bolesne niż te przeżyte.
Przed Runjaiciem zresztą nowe wyzwania. Ze środka pola ubyło mu już dwóch podstawowych piłkarzy, wcześniej pozbył się tylu skrzydłowych, a na kilku innych pozycjach także trudno mówić o bogactwie wyboru.
Po ciekawym sezonie czas na oddech dla kibiców, ale w gabinetach Pogoni powinna trwać wytężona praca, żeby zamiast czarno-biało, nie zrobiło się czarno.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?