Dach przecieka, garderoby przywołują wspomnienia z czasów PRL-u, tak samo korytarze, na których ze ścian sypie się tynk. Nie ma prawdziwej sali prób, tylko taka prowizoryczna, gdzie nie można tańczyć i nie daj Boże skakać, bo mogą zawalić się stropy. Każde wejście do teatru to wspinaczka po stromych schodach na czwarte piętro. To też często przejście dla aktorów w strugach deszczu czy śniegu z garderoby w tzw. malarni (w osobnym budynku) do głównego gmachu ze sceną. To brak magazynów na scenografię, która teraz często pakowana jest do specjalnego brezentowego namiotu na zapleczu. To ciasne warsztaty i pracownie krawieckie gdzie obok krawcowych malują się aktorki przed spektaklem.
- Tak nam minęło już 47 lat — opowiada Mirosław Gawęda, dyrektor Teatru Współczesnego. - Ciągle nie na swoim, bo w „gościnie” u Muzeum Narodowego. Mieliśmy tu przetrwać tylko cztery lata, a za trzy będzie to już pół wieku — wspomina i od razu dodaje: - Ale ten stan techniczny teatru to teraz nie jest naszą największą bolączką.
- Nie? - zdziwili się radni z komisji ds. Kultury i Promocji Rady Miasta Szczecina, którzy postanowili zobaczyć Teatr Współczesny od zaplecza, bo dowiedzieli się z korytarzowych plotek, że pomysł na budowę nowej siedziby teatru na Łasztowni tak ewaluował, że teraz rozważany jest w magistracie nowy — rozbudowy Muzeum Narodowego przy Wałach Chrobrego wraz z rozbudową teatru.
- Ale naszym największym kłopotem jest nienowa siedziba, nie nowa scena, a nasze zarobki — podkreślał Jakub Skrzywanek, dyrektor artystyczny. - W tej chwili średnie zarobki to 5,5 tys. zł brutto. To przeciętnie o 20 proc. mniej niż na innych polskich scenach. Coraz trudniej nam zatrzymać artystów, pracowników zaplecza.
Jednocześnie Teatr Współczesny w Szczecinie to zespół, który może pochwalić się najważniejszymi nagrodami, zaproszeniami na najbardziej prestiżowe festiwale.
- O naszym teatrze w Polsce jest po prostu głośno — podkreśla Skrzywanek. - Publiczność wykupuje bilety na spektakle. W skali roku odwiedza nas ponad 40 tys. widzów, a to dwa wypełnione po brzegi stadiony Pogoni. W jeden z ostatnich weekendów na 9 spektakli przyszło do nas 2,2 tys. osób. Głównie młodych — uczniów szkół średnich i studentów.
Parę miesięcy temu dyrekcja teatru zdecydowała się na podwyżkę cen biletów.
- Ale to ryzykowne. Boimy się, że stracimy publiczność, bo bilety będą za drogie — tłumaczy dyrektor Gawęda.
W tej chwili najdroższy bilet do „współczesnego” kosztuje 50 zł. Roczne wpływy teatru z biletów to około 600 tys. zł.
- A ostatnio zmniejszono nam jeszcze dotację — żali się dyrektor Gawęda.
- Dla nas to szalenie ważne, abyście Państwo ustalili priorytety - mówił Jakub Skrzywanek. - To nie my, a wy powinniście rozstrzygnąć, czy Teatr Współczesny w Szczecinie jest dla was ważny. To na was będzie spoczywała odpowiedzialność, jak nasz teatr zniknie ze sceny kulturalnej Szczecina - podkreślał. - A boimy się, że przy takich zarobkach artyści od nas odejdą. Pojadą na inne sceny w Polsce.
- A czy należy budować nowy teatr, czy rozbudować Muzeum Narodowe z nowymi scenami Teatru Współczesnego, to nie jest nasza decyzja — tłumaczył Mirosław Gawęda. - My możemy tylko podpowiedzieć, co jest nam potrzebne.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?