Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poderżnął gardło i prawie odciął głowę. Taka go naszła złość

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Proces 60-letniego Zygmunta P., oskarżonego o zabójstwo 72-letniego Stanisława Ś. w Szczypkowicach w gminie Główczyce
Proces 60-letniego Zygmunta P., oskarżonego o zabójstwo 72-letniego Stanisława Ś. w Szczypkowicach w gminie Główczyce Bogumiła Rzeczkowska
Stanisław Ś. ze Szczypkowic w gminie Główczyce w powiecie słupskim zginął w sobotę, 21 stycznia 2023 roku. Śmierć była nagła, gwałtowna, przyszła nieoczekiwanie. Ale zakrwawione, zawieruszone pod ubraniami ciało na urzędowy zgon musiało poczekać kilka dni. Do środy. Aż za trzecim razem przyszedł sołtys.

- Przyszedłem najpierw w poniedziałek - zeznał później sołtys Jerzy M. przed sądem na rozprawie oskarżonego Zygmunta P. - Elżbieta i Jurek mówili, że u Staszka było głośno.

Jerzy Ś. to niepełnosprawny na wózku brat Stanisława, już nie żyje. Elżbieta to jego niewidoma konkubina. Też zmarła przed sprawą.

- Załatwiłem im opiekunkę, a Zygmunt im pomagał - kontynuował sołtys. - W poniedziałek i wtorek zastałem pusty pokój. W Szczypkowicach pytałem, czy widzieli Staszka. Przyjechał Wiesiek P., któremu Staszek pomagał przy drewnie. Też go nie zastał. U siostry w Koszalinie też go nie było. W lesie także nie. W środę rano zgłosiłem jego zaginięcie na policję, ale i wszedłem do drugiego pokoju, do rupieciarni. Ciuchy porozrzucane. Ruszyłem je nogą. A tu tyłek Stanisława. Smuga krwi była. Zaraz przyjechali policjanci.

Policyjne rozeznanie i przyznanie się podejrzanego

To była środa, 25 stycznia 2023 roku. Na miejsce zdarzenia przyjechała ekipa kryminalna i prokurator z Prokuratury Rejonowej w Słupsku. Ustalono, że ofiara została zamordowana w miejscu swojego zamieszkania w sobotę, 21 stycznia.

72-letni Stanisław Ś. miał rozległą, głęboką ranę ciętą na szyi. Zmarł śmiercią nagłą w wyniku masywnego krwotoku z uszkodzonych naczyń krwionośnych. Tyle wynika z opisu oględzin. I oznacza, że głowa była prawie odcięta.

W mieszkaniu znaleziono kilka umytych noży. Dowody zostały przesłane do Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

Dwa dni później Sąd Rejonowy w Słupsku aresztował dwóch podejrzanych: 60-letniego obecnie Zygmunta P. i 42-letniego Andrzeja G. Pierwszego z nich na trzy miesiące pod zarzutem pozbawienia życia Stanisława Ś., drugiego na miesiąc z podejrzeniem nieudzielenia pomocy pokrzywdzonemu. Przed upływem tego miesiąca prokurator prowadzący śledztwo zdecydował o uchyleniu aresztu Andrzejowi G. z uwagi na poczynione ustalenia. Jednak mężczyzna ten wtedy nadal był podejrzanym.

Tymczasem Zygmunt P. przyznał się do zabójstwa. Wskazał jeden z noży jako narzędzie zbrodni. Stwierdził, że dwukrotnie, tylko dwukrotnie, przeciągnął nim po szyi ofiary. Jednak ran było pięć, a głowa prawie nie trzymała się reszty ciała. Zygmunt P. nie składał zażalenia na tymczasowe aresztowanie.

Jak do tego doszło? Ustalenia śledztwa prokuratury

W lutym 2023 roku śledztwo w sprawie makabrycznej zbrodni w Szczypkowicach prowadziła już Prokuratura Okręgowa w Słupsku. Przejęła je ze względu na wagę czynu oraz bulwersujący charakter zbrodni. W czerwcu 2023 oskarżyła Zygmunta P. Sprawę Andrzeja G. umorzyła, bo on nie popełnił żadnego przestępstwa.

Z ustaleń śledztwa wynikało, że Zygmunt P. zadał Stanisławowi Ś. pięć ciosów nożem. I spowodował rany cięte twarzy oraz szyi, a jedna z ran szyi okazała się śmiertelną, bo zostały przecięte tętnice i żyły szyjne, a także całkowicie górne drogi oddechowe powyżej krtani oraz niemal całkowicie ściana przełyku. A to doprowadziło do masywnego krwotoku i w konsekwencji do gwałtownej śmierci mężczyzny.

Co spowodowało tak niemiłosierny atak nożem, który doprowadził do głębokich obrażeń ofiary?

Według śledztwa tamtego dnia Stanisław Ś. razem z kolegą Andrzejem G. pracował dorywczo przy rąbaniu drewna. Mężczyźni ci często wspólnie pili alkohol. Razem z nimi pił także Zygmunt P., który pomagał Stanisławowi Ś. w pracach domowych - rozpalał w piecu, gotował i sprzątał w jego mieszkaniu.

Tamten dzień nie różnił się do innych. Stanisław Ś. i Andrzej G. po pracy zaczęli pić alkohol. Najpierw w mieszkaniu tego drugiego, a po dokupieniu kolejnych piw i wódki przenieśli się do mieszkania Stanisława Ś. Tam od jakiegoś czasu krzątał się Zygmunt P. Jednak Stanisław Ś. nie był zadowolony z jego pracy. Dogryzał mu z tego powodu.

Gdy alkohol się skończył, Andrzej G. wysłał Zygmunta P. do sklepu po kolejne piwa i wino. Na zakupy dał mu 20 złotych. W czasie nieobecności Zygmunta P. rozmawiał ze Stanisławem Ś. o tym, że Zygmunt P. nie dołożył się do kupna wódki, którą pili wcześniej. To zdenerwowało Stanisława Ś. Po powrocie Zygmunta P. ze sklepu miał do niego pretensje, że nie oddał reszty pieniędzy.

Około godziny 20 Andrzej G. wyszedł z mieszkania. W tym czasie wciąż trwała dyskusja dwóch mężczyzn. Stanisław Ś. odgrażał się, że zabije Zygmunta P. Uderzył go w twarz.

Jednak to Zygmunt P. w pewnym momencie chwycił za nóż i zadał cztery ciosy Stanisławowi Ś. Ostrzem trafił w twarz i szyję. Następnie stanął za Stanisławem Ś., odciągnął mu głowę do tyłu i zadał kolejny cios, powodujący głęboką ranę szyi. Stanisław Ś. upadł na podłogę i się wykrwawił.

Po wszystkim Zygmunt P. zmył z siebie ślady krwi, umył nóż, wyprał w pralce swoje ubranie, wysuszył na piecu i wyrzucił po wyjściu z mieszkania Stanisława Ś.

To ustalenia prokuratury. Jednak Zygmunt P. opisywał to zdarzenie inaczej. Pojawiły się też wątpliwości, czy podrzynając gardło Stanisławowi Ś., był poczytalny. Trafił więc na obserwację psychiatryczną, po której biegli stwierdzili, że dobrze wiedział, co czyni.

Wersja oskarżonego: Jakiś diabeł we mnie wstąpił

W listopadzie 2023 roku przed Sądem Okręgowym w Słupsku rozpoczął się proces Zygmunta P.

- Z zawodu jestem rolnikiem, ale utrzymuję się z prac dorywczych. Po rozwodzie. Mam trzy córki. Byłem kiedyś karany. Za jazdę po alkoholu i za pieska, co go zagłodziłem, ale on żyje - powiedział przed sądem. - W 2013 roku miałem wypadek samochodowy. Straciłem prawe oko i mam płytki tytanowe w twarzy. Rozumiem zarzut. Przyznaję się. Nie będę składać wyjaśnień ani odpowiadać na pytania.

Sędzia Aleksandra Szumińska odczytywała więc to, co wyjaśniał w śledztwie.

W sobotę, 21 stycznia 2023 roku, do mieszkania 72-letniego Stanisława Ś. przywiodła go pomoc sąsiedzka.

- Znałem Stanisława Ś. od kilkunastu lat. Miał być moim szwagrem - mówił na przesłuchaniu.

Zygmunt P. pomagał Jerzemu Ś., bratu Stanisława, i jego konkubinie Elżbiecie K. Oboje też już nie żyją. Jerzy Ś. był inwalidą na wózku, a Elżbieta K. - niewidoma. Przychodziła do nich opiekunka medyczna. Razem ze Stanisławem Ś. mieszkali w jednym domu ze wspólną kuchnią i łazienką. Tamtego dnia Zygmunt P. pomógł niepełnosprawnej parze, a później poszedł do pokoju Stanisława Ś. W piecu było już napalone, więc ogarnął mieszkanie. Jednak gdy gospodarz wrócił z pracy, miał pretensje do Zygmunta P. o to, że nie napalił w „kuźni” - w piecu w drugim pokoju. Narzekał też, że posiłek jest nieprzygotowany, talerze niepomyte.

- Złapał mnie za ubranie na wysokości klatki piersiowej i uderzył w twarz. Zaczął się drzeć. Nie raz dostałem od niego wpier… Zauważyłem nóż. I dwa razy nim pociągnąłem od lewej do prawej. Poczułem, że przebiłem mu szyję, podciąłem gardło. Nie wiem, po co zadałem drugi cios. Jakiś diabeł we mnie wstąpił. Zabiłem go odruchowo, w szoku. Nie bronił się. Przewrócił się na plecy między szafkę a worek z ziemniakami. Charczał - wyjaśniał Zygmunt P.

- Po zadanych ciosach nie sprawdzałem, czy Stanisław żyje. Zrobiłem to w złości, bo uderzył mnie w twarz. Ja mu pomagałem, a on tak mnie traktował. I posądził o kradzież, gdy zrobiłem mu zakupy. A ja za resztę kupiłem sobie cygaretki. Nie chciałem, żeby umarł. Nie czyściłem noża, odrzuciłem go. Nóż był do chleba. Miał czarną rączkę, jakieś 30 centymetrów długości. Tylko dwa uderzenia nożem. Nie było więcej. Na mnie krew nie bryznęła. Nie przykrywałem Stanisława niczym. Po tym spałem spokojnie. Troszkę myślałem, co ja narobiłem. Rano poszedłem na spacer do lasu. Chodziłem i myślałem, co będzie dalej. Poszedłem do Stanisława. Zostawiłem jego ciuchy, w które przebrałem się do sprzątania - różowe spodnie i pomarańczową czapkę. W środę zatrzymała mnie policja.

Zygmunt P. twierdził, że wtedy nie pił, tylko kupił alkohol Stanisławowi Ś. i Andrzejowi G. A Stanisława zabił sam.

- Nie kryję Andrzeja G. Jak Stanisław mnie uderzył, jego już nie było. W areszcie jeszcze krzyczał do mnie: Ty skur…, co ty zrobiłeś!?

W wyjaśnieniach Zygmunta P. było jednak wiele nieścisłości. Kwestię sposobu zadania ciosów, założenia ubrania ofiary, wyprania swoich ciuchów w pralce i przestawienia programu na inny, niż używała opiekunka, umycia noża, przykrycia ciała ofiary ubraniami prokuratura tłumaczyła inaczej.

Mieszkająca w tym domu para niepełnosprawnych nie zorientowała się, co zaszło w pokoju Stanisława Ś. Opiekunka zeznała, że program w pralce był przestawiony. Ale oskarżony konsekwentnie twierdził, że nie przykrył zwłok, nie umył noża, nie prał swoich rzeczy, a ubranie Stanisława Ś. nałożył już przed sprzątaniem, a nie z powodu śladów krwi.

Świadkowie nie wypowiadali się źle na temat Zygmunta P. Ich zdaniem bardziej zaczepnym człowiekiem był pokrzywdzony.

- Stanisław Ś. często kupował alkohol. Przewracał się przed sklepem. Klienci narzekali. Zdarzało się, że był do innych agresywny. Ludzie mieli go dosyć. Ciężko się było od niego odgonić. Z Zygmuntem P. nie miałem problemów - zeznał Andrzej Sz., właściciel sklepu.

- Przychodziłam do brata Stanisława - Jurka. Pan Zygmunt był za każdym razem. Rozpalał w piecu. Miły, grzeczny. O co poprosiłam, zawsze zrobił. A Stanisław? Jak to pan Stasiu, machał rękoma - mówiła Sylwia L., opiekunka medyczna, która zwróciła uwagę, że pokrętło w pralce, które zostawiła na programie 40 stopni, było inaczej ustawione.

12 lat więzienia

Na początku kwietnia Sąd Okręgowy w Słupsku wydał wyrok. Mimo że morderstwo było okrutne, bo głowa ofiary została prawie odcięta, sąd wziął pod uwagę fakt, że pokrzywdzony wcześniej znieważał i uderzył oskarżonego.

W mowach końcowych prokurator Robert Firlej domagał się kary 15 lat więzienia, podtrzymując argumenty z aktu oskarżenia. Jednak sam zaznaczył, że kary nadzwyczajne - dożywocie lub 25 lat więzienia - byłyby zbyt ostre.

Prokurator twierdził, że po ciosach zadanych z przodu, oskarżony obszedł pokrzywdzonego, odciągnął mu głowę do tyłu i poderżnął gardło. Tak wynika z opinii sądowo-medycznej.

- Od pewnego momentu trudno mówić o impulsie. Powstał zamiar zabójstwa - argumentował prokurator. - Oskarżony jest osobą, która wzbudza współczucie, ale jest skłonna do agresji.

Robert Firlej domagał się też 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia za krzywdy na rzecz siostry pokrzywdzonego.

- Zygmunt P. nie planował zabójstwa - rozpoczął mowę obrońca oskarżonego, adwokat Paweł Skowroński, przytaczając opinię biegłych psychiatrów i psychologa, że Zygmunt P. nie jest człowiekiem agresywnym, ale też dobre opinie świadków o oskarżonym i złe o pokrzywdzonym.

- Mieszkanie Stanisława Ś. to była klasyczna melina, a on sam był dokuczliwy i zaczepny. Skakał z rękami, wyzywał, potrafił dobijać się z siekierą.

Obrońca podważał też ustalone w śledztwie okoliczności zabójstwa, mając na uwadze siłę i charakter ofiary.

- Stanisław Ś. nie był całkowicie bezbronny, o czym świadczy przebieg zdarzenia. Prokurator mówi, w myśl opinii biegłej, że Zygmunt P. zadał cztery powierzchowne ciosy, a piąty - gdy obszedł pokrzywdzonego i odciągnął mu szyję. Tylko że do tego potrzebne jest założenie, że Stanisław Ś. stoi i nic nie robi, Zygmunt P. ciacha go nożem, a później czekającemu jak baran na rzeź podrzyna gardło. Pan Zygmunt P. na Herkulesa nie wygląda. Wątpię, że Stanisław Ś. był bierny.

Obrońca podkreślił też, że pokrzywdzony miał ciągle pretensje do oskarżonego, a brat zmarłego zeznał w śledztwie, że słyszał dochodzące z mieszkania Stanisława Ś. okrzyki.

- Pozwolę sobie zacytować. W sądzie można. „Wypier…, spier…! Wezmę noża i pozabijam was” - obrońca przytaczał słowa nieżyjącego już świadka. - Zygmunt P. przychodził, pomagał za alkohol. Nie reagował na zaczepki, ale w końcu nie wytrzymał.

Obrońca wniósł o karę w dolnych granicach zagrożenia.

- Wnoszę o łagodny wymiar kary. To wszystko - tylko tyle - powiedział w ostatnim słowie oskarżony.

Sąd uznał, że Zygmunt P. jest winny zabójstwa Stanisława Ś. i wymierzył mu karę 12 lat więzienia. Jednak zadośćuczynienia nie zasądził, bo wniosek był za późno złożony, a poza tym pokrzywdzony też miał swój udział w zdarzeniu, przyczyniając się do powstania konfliktu.

- Zygmunt P. przyznał się do winy. Sąd miał na względzie tło zabójstwa. Do użycia noża doszło w czasie sprzeczki, gdy oskarżony był znieważony i uderzony w twarz - uzasadniała sędzia Aleksandra Szumińska.

- Motywem działania była złość, bo Zygmunt P. pomagał pokrzywdzonemu, a zarzucono mu kradzież.

To, jak pokrzywdzony traktował oskarżonego, który nie miał środków do życia, sąd uznał za okoliczności łagodzące. Jednak sędzia podkreśliła też, że naganne zachowanie ofiary nie uprawniało do podjęcia takich kroków w celu rozwiązania konfliktu, a pozbawienie życia nastąpiło przez poderżnięcie gardła.

Wyrok nie jest prawomocny. Zygmunt P. nadal przebywa w areszcie.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Poderżnął gardło i prawie odciął głowę. Taka go naszła złość - Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński