MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Multiinstrumentalista ze Szczecina debiutuje albumem i zachwyca słuchaczy. Kim jest Wojciech Gunia?

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Jak mówi, nie chce nikogo szokować, wystarczy, że jego muzyka będzie się podobać. Mimo wszystko lubi eksperymentować z dźwiękiem i przesuwać ustalone granice. Wojciech Gunia, multiinstrumentalista i muzyk Orkiestry Symfonicznej Filharmonii w Szczecinie, właśnie wydał solo-wą płytę. Jednak zapewniamy, że to, co na niej czeka nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wy-dawać.

Zawodowo muzyk Orkiestry Symfonicznej Filharmonii w Szczecinie, po godzinach multiinstrumentalista i twórca eksperymentujący. To właściwa kolejność, by cię przedstawić?

- Myślę, że tak. To właśnie granie w orkiestrze filharmonii jest moją główną, etatową pracą i pod-stawowym źródłem utrzymania. Resztę rzeczy robię w pewnym sensie dookoła tego filaru i w miarę możliwości czasowych. Jednak praca w orkiestrze, poprzez ogromną różnorodność projektów, w które jesteśmy zaangażowani pozwala mi na ciągłe poszerzanie horyzontów muzycznych. To z kolei bezpośrednio przekłada się na moją kreatywność podczas bardziej „prywatnej” działalności artystycznej, więc nie oddzielałbym tych dwóch światów, aż tak bardzo.

Twój debiutancki album „Bass Stories” to mieszanka różnych gatunków, które łączy w całość mocna linia basu. To prezentacja możliwości, jakie daje muzyka poważna? Skąd pomysł na ten miks?

- Praktycznie od samego początku mojej przygody z muzyką funkcjonowałem, w pewnym sensie, dwutorowo. W ciągu dnia była szkoła muzyczna - gamy, etiudy, sonaty i dużo teorii. W wolnym czasie natomiast brałem gitarę basową i szedłem do garażu pograć z kolegami coś mocniejszego. Po ponad dwudziestu latach okazało się, że tak w jednym, jak i w drugim przypadku, udało mi się dokonać rzeczy, z których jestem dumny i dzięki, którym czuję się spełniony. Ukończyłem akademię muzyczną, pracuję w filharmonii, ale grałem też koncerty rockowe na największych scenach i festiwalach w Polsce czy też trasy u boku zespołów, które w młodości były dla mnie dostępne wyłącznie na plakatach. Przyszedł więc moment, kiedy dobrze było te dwa światy połączyć. W międzyczasie jeszcze doszła fascynacja muzyką elektroniczną, zajawka na programowa-nie syntezatorów itd., więc przepis na płytę wydawał się gotowy.

Masz poczucie, że w muzyce klasycznej brakuje czegoś, co może uzupełnić muzyka elektroniczna lub popularna?

- Mam przekonanie, że współczesna muzyka tzw. rozrywkowa, w wielu swoich odsłonach czerpie z elementów, które przez wieki były rozwijane w muzyce klasycznej. Oczywiście nie zawsze jest to tak oczywiste i bezpośrednie na „pierwszy rzut ucha”, jednak gdyby nie klasyczni twórcy z różnych epok, dzisiejszy kształt muzyki byłby zupełnie inny. Nie bez powodu orkiestrę symfoniczną wiele osób uważa za najdoskonalszy instrument, o wprost nieograniczonej ilości barw i odcieni. Odwróciłbym, więc pytanie - czy dzisiejszą muzykę tzw. popularną można wzbogacić o elementy z muzyki klasycznej? Dużo zależy od konkretnych produkcji, ale myślę, że łatwiej byłoby w tym kierunku.

Są granice w eksperymentowaniu, których byś nie przekroczył?

- Na pewno nie zniszczyłbym żadnego ze swoich instrumentów. Hasło „artysta eksperymentujący” często przywodzi mi na myśl osoby, które sam proces tworzenia chcą uczynić możliwie spektakularnym i niepowtarzalnym, co nie zawsze ma odzwierciedlenie w efekcie końcowym. Gdy nad czymś pracuję, ważniejszy jest cel niż droga, tzn. stworzony utwór ma przypominać muzykę i być w mniejszym lub większym stopniu przystępny i przyjemny do wysłuchania. Nie chcę nikogo szokować ani być zapamiętany jako człowiek z najoryginalniejszymi pomysłami. Wystarczy, że moja muzyka podoba się słuchaczom za to jak brzmi, a nie jak powstała. Zresztą umówmy się, większość pierwiastka eksperymentalnego mojej płyty pochodzi z prób połączenia różnych brzmień i stylów, które już są znane. Wprawdzie nagrywając partie instrumentalne nie zawsze grałem tak, jak uczyli mnie tego w szkole, jednak też nie siliłem się specjalnie na wymyślanie rzeczy super dziwnych i efektownych. Czasem stukałem w kontrabas różnymi przedmiotami albo lekko modyfikowałem instrumenty do nagrań. Generalnie szukałem rzeczy interesujących brzmieniowo, ale też estetycznych i pasujących do koncepcji stworzenia muzyki przystępnej.

Album ukazał się nakładem filharmonii w Szczecinie. Jak wydawnictwo jest postrzegane przez koleżanki i kolegów z Orkiestry?

- Przede wszystkim spotykam się z lekkim zaskoczeniem, ponieważ o projekcie wiedziało raczej niewiele osób z mojego najbliższego, filharmonicznego otoczenia. Jednak mimo to docierają do mnie pozytywne sygnały i recenzje. Jest to dla mnie tym cenniejsze, że jak wiadomo w każdej branży najtrudniej jest sprostać wymaganiom kolegów i koleżanek po fachu.

Na płycie gościnnie wystąpili: Mateusz Brzostowski w roli producenta i perkusisty, Bartek Miler na perkusjonaliach oraz instrumentach etnicznych, a także szczeciński pianista Patryk Matwiejczuk. Skąd wybór tych artystów i tych kierunków muzycznych?

- Z Mateuszem i Bartkiem poznaliśmy się we wrześniu 2021 roku podczas ZAiKS Songwriters Camp w Zakopanem. Przez tydzień siedzieliśmy niemalże w cieniu Giewontu i tworzyliśmy mu-zykę wraz z innymi uczestnikami oraz gwiazdami polskiej sceny muzycznej. Mateusz dał się po-znać jako bardzo sprawny i kreatywny producent, a ja akurat byłem na etapie poszukiwań partnera, który pomógłby mi przełamać różne bariery napotkane przy projekcie. Ponieważ dobrze się dogadywaliśmy, już po imprezie ZAiKSu ja zaproponowałem, a Mateusz zgodził się zająć produkcją mojej płyty. Kiedy na pewnym etapie prac doszliśmy do wniosku, że przyda się kilka ścieżek nagranych na akustycznym zestawie perkusyjnym, nie trzeba było nigdzie szukać - Mateusz jest bardzo sprawnym perkusistą, który na co dzień gra z wieloma pierwszoligowymi artystami. Co do Bartka, to jestem pod wrażeniem jego niesamowitego warsztatu oraz wiedzy w temacie wszelakich instrumentów perkusyjnych. Uznałem, że pierwiastek muzyki etnicznej, tak bardzo kontrastujący z elektroniką obecną na płycie zdecydowanie ubarwi efekt końcowy, a mieć kawałeczek talentu Bartka w swoich utworach to nie lada gratka. Z Patrykiem natomiast znaliśmy się już wcześniej i bardzo cenię sobie jego sprawność oraz wyczucie w stylistyce jazzowej, która zdecydowanie nie jest moją mocną stroną. W pewnym momencie przyszło zapotrzebowanie na trochę „odjechane” solo, a w innym utworze kilka akordów na instrumentach klawiszowych, więc wybór był oczywisty.

Jak długo trwał proces zbierania materiałów i komponowania? Nagrywałeś we własnym studiu czy wędrowałeś z muzyką po różnych miejscach i ludziach?

- Kilka fragmentów, które usłyszymy na płycie to dosłownie jedne z pierwszych nagrań z czasów, gdy zaczynałem przymierzać się do projektu jakoś na początku 2020 roku. Są też inne momenty, zarejestrowane niedługo przed oddaniem materiału w sierpniu 2022. Ponieważ nie podążałem utartą ścieżką i nie miałem zbyt wiele wzorców. Proces twórczy polegał w dużej mierze na metodzie prób i błędów. Bardzo dużo pomysłów nie okazało się wystarczająco dobrych, aby ostatecznie zagościć na płycie. Nawet podczas ostatnich etapów produkcji - wspólnej pracy z Mateuszem, sporo rzeczy zostało kompletnie zmienionych, niektóre fragmenty były usuwane i zastępowane na bieżąco nowymi. Pojawiły się też fundamentalne zmiany w aranżacjach, a jeden utwór nawet całkowicie pożegnał się z płytą. Oczywiście w tym ponad dwuletnim okresie powstawania materiału miałem przerwy, które trwały po kilka tygodni, a nawet miesięcy. Potrzebowałem ich na przemyślenie pewnych kwestii, nabrania dystansu do rzeczy, które już zdążyłem zrobić. Większość materiału roboczo nagrałem i wyprodukowałem w studio na poddaszu swojego domu. Dopiero, gdy otrzymałem Stypendium Twórcze Miasta Szczecin i środki na w pełni profesjonalną produkcję, główny front prac przeniosłem do studia Mateusza pod Poznaniem, natomiast ostatni etap związany z przygotowaniem materiału do tłoczenia odbył się w następnym poznańskim studio u Łukasza Kaczmarka.

Co dalej będzie działo się z albumem i tobą? Sprzedaż, koncerty i prezentacje?

- Od 16 stycznia album dostępny jest w sprzedaży. Pierwsze oficjalne wydarzenie promujące wydawnictwo zaplanowane jest na 20 kwietnia. Będzie to koncert w naszej Filharmonii w Szczecinie, o tyle ciekawy, że odbędzie się on w głównych hallu zamiast w sali koncertowej. Ta ogromna, śnieżnobiała przestrzeń przy odpowiedniej aranżacji, oświetleniu i towarzyszącym wizualizacjom jest idealnym miejscem, aby zaprezentować muzykę odbiegającą od głównego nurtu kojarzonego z tą instytucją. Jeżeli chodzi o mnie, to chciałbym jak najszerzej pokazać materiał z albumu w warunkach live, dlatego jestem aktualnie w trakcie planowania i organizacji koncertów w różnych częściach kraju.

Gdzie szukać albumu?

- Płytę CD kupić można w sklepie Filharmonii w Szczecinie (zarówno przez internet, jak i osobiście). Oprócz tego cały album dostępny jest w streamingu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński