Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Repatrianci z Kazachstanu nie chcą wracać

Piotr Jasina
Rodzina Zabłockich w komplecie. – Do Kazachstanu nie wrócimy – mówią zgodnie.
Rodzina Zabłockich w komplecie. – Do Kazachstanu nie wrócimy – mówią zgodnie. Andrzej Szkocki
Kazachstan dla zesłańców był krainą cierpień, nie tylko duchowych ale i fizycznych. Te rany może zaleczyć dopiero czas dany następnym pokoleniom.

Weronika Zabłocka skończyła szkołę hotelarską, teraz uczy się w Wyższej Szkole Administracji Publicznej w Szczecinie. Mówi płynnie po polsku. Ktoś, kto nie wie nic o jej pochodzeniu, nie domyśli się, że 10 pierwszych lat swojego życia spędziła tysiące kilometrów od Polic, w dalekiej Czernigowce, w obwodzie Kokczetawskim.

- Co pamiętam? - powtarza pytanie. - zimny wiatr, 40-stopniowe mrozy, zimy, stepy. Niewiele. Ale przez internetowy portal nasza-klasa nawiązałam kontakt z koleżankami, które mieszkają już w Niemczech.

Brat Weroniki - Sławek jest rok młodszy od siostry. Ma 20 lat.

- W mojej pamięci są jedynie jakieś mgliste obrazy - mówi.- Dobrze pamiętam jednak zabawy z kolegami, strzelby, łuki itp.

Ukończył technikum, jest informatykiem. Dzisiaj bardziej realnym jest dla niego świat internetu, niż wspomnienia z pierwszych lat życia, kiedy mieszkał w zupełnie innym kraju.

Wspólny los...

- Kiedy przyjechaliśmy do Polski Sławek i Weronika mieli 8 i 9 lat - mówi Roman Zabłocki. - Naszych dziadków wywieziono z Kamienia Podolskiego w 1936. Wtedy mój ojciec też miał 8 lat, podobnie matka. Dorośli i poznali się już tam, na zesłaniu.
Czernigowka, ponad 500 domów, 2 tysiące zesłańców.

- Byłem scenografem w tamtejszym domu kultury - wspomina pan Roman. - A w czasie żniw pracowałem jako kierowca. Mieszkaliśmy w domku należącym do państwowego gospodarstwa rolnego.

Przodkowie pani Ireny do Kazachstanu trafili z obecnych terenów Ukrainy. Byli Niemcami zamieszkującymi kresy dawnej Rzeczypospolitej. Ona i jej mąż to już dzieci stepów Kazachstanu. Tam się urodzili, tam się poznali i wzięli ślub. Tam na świat przyszły ich dzieci.

- Nasz język w domu, to była mieszanina ukraińsko-polsko-rosyjska - mówi pan Roman. - Babcia Bronka mówiła po polsku. Rozumiałem wszystko, ale mówić było ciężko. Z żoną rozmawiałem po rosyjsku.

Jechać, i koniec...

ILU CZEKA W KOLEJCE?

Nelli Kotańska, inspektor ds. Repatriacji Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie
- Od 2001 roku na przesiedlenie do Polski oczekuje ponad cztery tysiące rodzin. Mają odpowiednie zgody, ale muszą zostać zaproszeni przez jakąś instytucję, gminę czy osobę prywatną. W ciągu dwóch lat do naszego województwa na zaproszenie gmin przyjechało zaledwie kilka rodzin. Jeśli już ktoś zadeklaruje chęć zaproszenia repatriantów, najpierw brane są pod uwagę rodziny, które od kilku lat czekają w kolejce.

Siostry pana Romana działały w Stowarzyszeniu Polaków w Kazachstanie. Miały kontakty z krajem. Jak tylko nadarzyła się okazja, zaczęły zabiegać o powrót do Polski. W Koszalinie był kuzyn mamy. Przywędrował z Wojskiem Polskim. Mamy brat miał mniej szczęścia, zginął w drodze na Berlin. Z wujkiem, który mieszkał w Polsce, mieli stały kontakt. Odwiedzał ich i swoich rodziców w Kazachstanie.

- Nie wiedzieliśmy, gdzie trafimy - przyznaje Zabłocki. - W 1995 roku przyjechałem do Polic na zaproszenie burmistrza, by się rozeznać. Ale co tu było oglądać, pakować się, jechać i koniec. W połowie marca 1996 roku dotarliśmy do Polski. Trzy rodziny, w sumie 14 osób. Mama, siostra z mężem i dwójką dzieci trafili do Trzęsacza. Mieszkają tam do dziś. Brat Gienadij z żoną i dziećmi zamieszkał w Dębnie. Druga siostra do Polski przyjechała przed rokiem, mieszkają w Białymstoku. O wyjazd do Polski zaczęli starać się razem z nami. Tyle musieli czekać.

Rodzina żony też wyjechała z Kazachstanu.

- Mój ojciec z jedną siostrą zamieszkali pod Hannoverem - mówi pani Irena. - Druga siostra po powrocie trafiła do Hamburga.

Pan Roman pracuje w polickim Trans-Necie, jest kierowcą. Żona jest pracownikiem gospodarczym w miejskim ośrodku kultury.

Dziwny sen

Rodzina Zabłockich w komplecie. - Do Kazachstanu nie wrócimy - mówią zgodnie.
(fot. Andrzej Szkocki)

Sławkowi i Weronice Kazachstan jawi się, jak dziwny sen, ale dorośli wspominają.

- Tam Boże Narodzenie bardziej celebrowaliśmy, sosna pachniała inaczej, Wielkanoc też się jakoś mocniej odczuwało - mówi pani Irena. - Nie było takiego pośpiechu. Pamiętamy bale sylwestrowe z ogromną choinką na środku sali w domu kultury. Dzisiaj, tego nie ma, za dużo w tym wszystkim reklamy.

Wracać jednak nie chcą, i nie ma do czego.

- Byłem tam dwa lata temu - mówi pan Roman. - Zostało niewiele chat z ludźmi. Dom kultury, kino, wszystko pozamykane, popada w ruinę. Większość ludzi wyjechała. Budynki mieszkalne się rozpadają, albo są wyburzane. Mnóstwo okien zamurowanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński