MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kolejne poparzenie o rozgrzaną blachę, tym razem w lodziarni

Paulina Targaszewska [email protected]
Nasza Czytelniczka z poparzoną wrzątkiem ręką trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy. - Pracownicy przyznali, że długo przyzwyczajali się do blatu - twierdzi Czytelniczka
Nasza Czytelniczka z poparzoną wrzątkiem ręką trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy. - Pracownicy przyznali, że długo przyzwyczajali się do blatu - twierdzi Czytelniczka Czytelniczka
Czytelniczka twierdzi, że przez niebezpieczną ladę poparzyła sobie rękę i na dowód przesłała zdjęcie. Właściciel lokalu zapewnia, że blat spełnia wszelkie normy, ale obiecuje wysłuchać uwag.

Do redakcji zgłosiła się nasza Czytelniczka, która prosi o anonimowość. Kobieta w wakacje razem z dziećmi i mężem udała się do Cafe Castellari na Jasnych Błoniach.

- Lody kupiliśmy w budce na zewnątrz natomiast herbatę na wynos poszłam zamówić w środku lokalu - relacjonuje nasza Czytelniczka. - Gorący napój (herbata była zalana wrzątkiem) dostałam w kubeczku na wynos, bez dekielka. Obsługa restauracji zasugerowała, że jak chcę, to mogę sobie posłodzić napój. Położyłam kubek z herbatą na ladzie przy barze, tuż przy akcesoriach do słodzenia. Nawet się nie zorientowałam, jak kubek zjechał po ladzie niczym po tafli lodu i runął na podłogę. Jednocześnie wrzątek oparzył mi całe przedramię. Chwilę wcześniej był przy mnie mój czteroletni synek, nawet sobie nie wyobrażam, co by się stało, gdyby wrzątek wylał mu się na głowę. Instynktownie poszłam sobie schłodzić rękę pod zimna wodą. Jedna z pań kelnerek zaproponowała, że popsika pianką na oparzenia. Z ręką w pianie wyszłam z lokalu, nikt z obsługi nie zaproponował innej pomocy, nie zaproponował oddania pieniędzy za rozlany napój.
Kobieta z poparzoną ręką trafiła do szpitala i rozpoczęła rehabilitację.

Po całym zdarzeniu skontaktowała się z właścicielem kawiarni i prosiła o wyjaśnienia.

- Już w rozmowie telefonicznej z właścicielem kawiarni mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz: blat jest niebezpieczny - mówi kobieta. - Jednego dnia przytrafiło się to mi, a następnym razem może to spotkać inną osobę lub nawet dziecko. Właściciel jednak krótko stwierdził, że blat jest dopuszczony do użytkowania. Jeśli tak, to przez kogo, przez jaką instytucję? Poprosiłam o dokumenty, ale ich do dziś nie otrzymałam. Rozmawiałam także z pracownikami, którzy potwierdzili, że oni musieli się długo przyzwyczajać do tego blatu. A to oznacza, że jest nietypowy i stanowi utrudnienie nawet dla personelu kawiarni.

Właściciel kawiarni, Bogdan Kaszycki, zapewnia, że blat spełnia wszelkie wymagane normy bezpieczeństwa, a poparzenie do jakiego doszło było wypadkiem.

- Otrzymaliśmy pismo w tej sprawie od pani, która w kawiarni Castellari poparzyła sobie rękę - mówi Magdalena Cwynar, pełnomocnik prawny firmy. - W lokalu są zamontowane kamery. Przejrzeliśmy więc nagrania z monitoringu z dnia, w którym doszło do zdarzenia. Zarówno z nagrań, jak i z relacji pisemnej tej pani, wynika, że oblała się wrzątkiem z własnej nieuwagi. Sama bowiem w pośpiechu postawiła kubek z gorącym napojem na krawędzi blatu. Pracownica natychmiast zaoferowała pomoc w postaci pianki chłodzącej, zatem ze strony Castellari nie było uchybień. Właściciel lokalu bardzo dba o wygląd i bezpieczeństwo w swoich lokalach. Z zaangażowaniem i zainteresowaniem traktuje też swoich klientów. Gdyby faktycznie doszło do uchybienia z jego strony, wówczas zaleciłabym wypłatę odszkodowania, bo firma jest przecież ubezpieczona. W tym przypadku jednak do żadnego uchybienia nie doszło. Nie mniej jednak właściciel sieci kawiarni Castellari bardzo liczy się ze zdaniem swoich klientów, zależy mu na dobrej opinii, dlatego postanowił wysłuchać uwag klientki, która poparzyła się w lokalu przy Jasnych Błoniach. Zdeklarował się jak najszybciej zabezpieczyć blat tak, aby do podobnego wypadku nigdy już nie doszło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński