- Od momentu, kiedy polskie media podały informację o trzęsieniu, próbowałam skontaktować się z mężem. Był z tym problem. Sprawdziłam na jednym z japońskich serwisów internetowych, jak silne było trzęsienie. Uspokoiłam się trochę, widząc, że miało siłę trzech stopni. I dopiero z telewizji dowiedziałam się, że to skala japońska, a w skali Richtera wstrząs miał siłę prawie 9 stopni - opisywała nam wczoraj na gorąco 24-letnia Aleksandra Mitsui.
Wysyłała mężowi maile i wreszcie przyszła upragniona odpowiedź.
- Kenji mieszka w Minamimaki w Prefekturze Nagano. To miejscowość położona w górzystym terenie. Tam, choć ludzie mocno odczuli wstrząs, fala tsunami nie mogła dotrzeć. Kamień spadł mi z serca. Nie potrafię opisać co czułam, czekając na tę informację - mówi.
Prefektura Nagano znajduje się w centralnej części wyspy Honsiu. Epicentrum wstrząsów znajdowało się około 130 km od wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu i około 370 km od Tokio. W niebezpieczeństwie była dalsza rodzina męża pani Aleksandry. Mieszkają na wybrzeżu.
- Kenji mówił, że nie ma z nimi żadnego kontaktu. Komórki, internet - nic nie działa. Obawia się o ich zdrowie i życie - mówi.
Oprócz problemów ze skontaktowaniem się z bliskimi na obszarach zniszczonych przez trzęsienie ziemi, pojawił się kolejny kłopot - transport, który praktycznie zanikł. - Jeden ze znajomych musiał z Tokio przejść kilkanaście kilometrów na piechotę, bo nastąpił paraliż komunikacyjny. Tam się dzieje prawdziwy dramat - mówi Aleksandra Mitsui.
Ona sama podczas jednego z pobytów w Japonii przeżyła trzęsienie ziemi. - Ale nie ma co go porównywać do tej tragedii.
Tym razem ludzie na nogach nie mogli się utrzymać. Choć w Japonii spodziewano się tego wydarzenia, nikt nie sądził, że trzęsienie będzie aż tak silne. Ja pamiętam, że przy niewielkich wstrząsach ruszały się lampy, rolety w oknach, rzeczy spadały z półek. A to, co wydarzyło się teraz, to po prostu wielki dramat. Ludzie nie pamiętają tak silnych wstrząsów - mówi.
Aleksandra Mitsui po tym jak upewniła się, że jej mąż jest cały i zdrów, wyłączyła telewizor. Nie była już w stanie patrzyć na rozmiar tragedii ludzi, wśród których niedługo zamieszka. - Wyjeżdżam do męża, kiedy tylko skończę studia. Wtedy on, ja i nasza niespełna roczna córeczka będziemy już razem. Bardzo za nim tęsknię - mówi.
Nasza rozmówczyni wierzy też, że Japończycy szybko podniosą się po wczorajszej tragedii. - To bardzo pracowici ludzie. I bardzo silni - dodaje.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?