Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karolina Nowaczyk, szczecińska fotografka artystów, która nie szuka "fejmu"

Anna Brüske-Szypowska / Magazyn Trendy
Fot. Karolina Nowaczyk
Kulturalnie otwiera drzwi, gdy inni próbują wciskać się oknem. Przed jej obiektywem stają osobistości teatru, kina i estrady. M.in.: Kołaczkowska, Poniedzielski, Małaszyński, Simlat. Z zapleczem w postaci wykształcenia oraz dorastania w teatrze, Karolina Nowaczyk opowiada, jak bez pogoni za lajkami i nachalnego błysku fleszy wydobyć blask gwiazd i samej po nie sięgać.

Dziś tak modnie jest zmieniać branżę. A jak się przebranżowić w marzeniach? Miałaś być aktorką, a dziś aktorów fotografujesz…

- Gdy przypomnę sobie, jak wcześnie i silnie miałam ukierunkowane marzenia i plany na zostanie aktorką, to sama jestem zaskoczona, że tak się to życie poukładało. Choć od dziecka uczęszczałam na zajęcia teatralne, z powodu przedłużających się problemów zdrowotnych nie mogłam przez kilka kolejnych lat przygotować się i przystąpić do egzaminów. Moja sprawność fizyczna nie ulegała znacznej poprawie, a już zbliżałam się do limitu wiekowego… Natomiast na koniec podstawówki dostałam aparat. Wszędzie z tą „małpką” chodziłam. A że bardzo dużo czasu spędzałam w teatrze, to połączenie pasji wyszło dość naturalnie.

Zamiast oglądać spektakle robiłaś w ich trakcie zdjęcia?

- Nie, nie. Przez bardzo długi czas w ogóle aparatu w teatrze nie wyciągałam. Nie czułam takiej potrzeby. Miałam szczególne podejście do tego miejsca, ludzi i tego, co się w nim dzieje. Wszystko było dla mnie fascynujące i chciałam chłonąć to w 100%. Być tu i teraz. Przyglądając się temu wszystkiemu, dopiero z czasem zobaczyłam, że teatr jest takim gotowym planem zdjęciowym, a aktorzy jego bohaterami. Później, gdy na 18 urodziny dostałam lepszy aparat, który dawał większe możliwości, zaczęło się…

Karolina Nowaczyk, szczecińska fotografka artystów, która nie szuka
PAWEŁ MAŁASZYŃSKI fot.Karolina Nowaczyk

I dziś jesteś częścią Teatru Polskiego jako fotografka. Zaczynasz też podbijać Warszawę. Twoje portfolio poszerzają kolejne niebanalne nazwiska. Jak to osiągasz? Szczecińskich aktorów znałaś, z jakimi wyzwaniami mierzysz się w stolicy?

- Można tak powiedzieć (dot. podbijania przyp. red.). Natomiast jeżeli chodzi o Warszawę, to dopiero rok temu się przeprowadziłam. Mam tam znacznie większe możliwości rozwoju, co jest dla mnie bardzo ważne. Jednak „podbój” to potężne słowo, do którego mi daleko. Ja po prostu działam i wchodzę przez drzwi, które moje prace mi otwierają. Nigdy nie miałam problemu z nawiązywaniem nowych znajomości, a że w moim życiu zawsze dużo się działo i nadal dzieje, to tych okazji jest sporo. Moja emocjonalność często powoduje u mnie spontaniczne działania i reakcje, które dają początek „czegoś”. Przyjechałam do obcego miasta, nie znając w zasadzie nikogo. Nie miałam żadnego punktu zaczepienia. Niby kontynuuję to, co robiłam w Szczecinie, a jednak jakby od nowa. Ta decyzja była ogromnym wyjściem ze strefy komfortu.

No i konkurencja jest większa, a Ty się zupełnie nie kojarzysz z tzw. warszawką. Twój Instagram przeczy wszystkim zasadom marketingu!

- Bo jestem ze Szczecina (śmiech). Paradoksalne jest to, że mam za sobą kilka kursów i szkoleń z zakresu mediów społecznościowych – wiem jak powinnam prowadzić swoje profile, co robić a czego nie. Natomiast robię zupełnie odwrotnie (znów śmiech). Wdrażając pomysły marketingowe, które wiem, że byłyby skuteczne, udawałabym kogoś i coś, a to przecież mój profil i chcę się z nim utożsamiać. Pewnych działań po prostu nie czuję. Dla mnie bardzo istotne jest to, żeby być w zgodzie ze sobą.

Ale stan konta też jest wtedy w zgodzie? Cytując Kazika: tylko artysta głodny jest wiarygodny?

- Pamiętajmy, że kiedyś nie było Instagrama czy Facebooka. Marketing szeptany to nadal bardzo silna i skuteczna forma reklamy. Oczywiście założenie własnej działalności i chęć dalszego rozwoju, zweryfikowały moje podejście do kilku spraw. Lekcje, które musiałam odrobić wyszły mi na dobre, także wszystko idzie we właściwym kierunku.

Wracając jednak do konkurencji... Mamy takie czasy, że nie trzeba kończyć studiów, by zarabiać na robieniu zdjęć. Dostęp do różnych kursów jest ogromny, fotografią parają się ludzie nie tylko po szkołach. Przeszkadza Ci to?

- Nie podoba mi się to pod kątem ofert, z jakimi takie osoby wychodzą do potencjalnych klientów.Oczywiście nie chcę uogólniać. Natomiast często widuję w internecie ogłoszenia, które nie do końca mi się podobają. Sporo ludzi traktuje fotografię jako pracę dodatkową, tzw. „po godzinach”. Nie mają szerszej perspektywy ani świadomości zawodowego bycia na rynku i przez to niestety ten rynek psują. Proponują ceny poniżej absolutnego minimum, które profesjonalnemu fotografowi nie wynagrodzą inwestycji w sprzęt, legalnego oprogramowania, kosztów prowadzenia firmy, itp. Jest wiele czynników, które wpływają na wycenę zlecenia, choćby pole eksploatacji zdjęć. Wszystko powinno być uwzględnione i odpowiednio wycenione.

Karolina Nowaczyk, szczecińska fotografka artystów, która nie szuka
JOANNA KOŁACZKOWSKA fot. Karolina Nowaczyk

Masz niezgodę na to, że siłę fotografii mierzy się dziś często ilością lajków?

- Odczuwam pewien dyskomfort spowodowany tym, że ludzi często bardziej interesuje niczego nie wnosząca prywata niż efekt czyjejś pracy. Zwykłe selfie potrafi cieszyć się większym powodzeniem, niż świetna fotografia. Ale wiem, jak wiele osób całkowicie mechanicznie scrolluje Instagrama, nieświadomie rozdaje serduszka pod zdjęciami. Gdyby ich zapytać, co widzieli i polubili kilka minut temu, to nie będą w stanie odpowiedzieć. Robią to bardzo często nieuważnie. Posty mogą być sponsorowane, itp. więc to naprawdę nie jest miarodajne. A jeżeli jesteśmy już przy tych polubieniach, to przez sposób, w jaki prezentuję zdjęcia (dzielę na wiele części), nie mam też szans na takie kompulsywne lajki, bo ktoś widzi kawałek układanki, a nie całość. Także konkursu na ilość lajków nigdy nie wygram.

I gdzie tu jeszcze wcisnąć to selfie ze znanym aktorem?

- Ale najpierw trzeba je mieć! (śmiech). Mam jeszcze prywatne konta, na których jest większa swoboda. Świadomie zostałam „zakładniczką” formy, która narzuca spójność. Natomiast dostaję sporo przemiłych wiadomości prywatnych, które dotyczą zdjęć, a także sposobu ich prezentacji.

A jeżeli coś się może na sesji nie udać to, co to najczęściej jest?

- Czasami są sytuacje, w których nie wszystko zagra tak jak byś chciała. Masz jakąś koncepcję, która w rzeczywistości prezentuje się nieco inaczej. Różne czynniki na to wpływają, ale widzisz, że to nie jest to. Czasami wkrada się element, którego nie przewidziałaś i musisz sobie z tym poradzić. Zmodyfikować plan działania i dostosować go do warunków. Wtedy bardzo często musisz improwizować i uruchomić wszelkie pokłady kreatywności. Osobiście lubię takie sytuacje, bo one sporo uczą i są cennym doświadczeniem. Ale są też całkowicie przyziemne sprawy, jak odpowiednie przygotowanie się do sesji, ze strony modela. Zabrzmi to banalnie, ale ilość snu czy niejedzenie pewnych produktów, które mogą wpłynąć na wygląd i energię jaką masz na sesji, odgrywają dużą rolę. Przekrwione, zmęczone oczy będą zdecydowanie gorzej znosić błysk lamp. Nie należy się wcześniej przejadać. Z moich obserwacji ospałość i pewnego rodzaju ciężkość, zdecydowanie nie pomagają. Jednak biorąc pod uwagę ilość składowych sesji, na to pytanie można odpowiedzieć na wiele sposobów.

Są różne opinie na temat fotografowania aktorów i współpracy w czasie sesji. Jaka jest Twoja?

- Nigdy do końca nie wiesz, co się wydarzy. Ja też słyszałam kilka historii, natomiast przez to, że dosyć wcześnie znalazłam się w środowisku aktorskim, poznałam bardzo dużo różnych zachowań, przez co mało rzeczy jest w stanie mnie zdziwić czy zszokować. Trochę znam ten świat, a to wiele ułatwia. Wszystkie sesje, których bohaterami byli aktorzy, wspominam fantastycznie. Oczywiście są cechy, które można uznać za wspólne u aktorów, ale przecież to są po prostu ludzie. Nie zapominajmy o tym. Do każdej osoby, którą fotografuję, podchodzę indywidualnie. Każdy ma swoją wrażliwość, cechy osobowości, temperament. Coś, co dookreśla i czyni niepowtarzalnym. Ci ludzie tworzą świat filmowy czy teatralny, który i ja – jako aktorka – chciałam tworzyć, mam do nich słabość! (śmiech).

Czy jest jakaś sesja, która otworzyła Ci kolejne drzwi?

- Myślę, że sesja z Sylwią Różycką, a później z p. Andrzejem Poniedzielskim, którą zrobiłam mając 18 – 19 lat. Byłam wtedy bardzo młoda, a ludzie po tych zdjęciach obdarzyli mnie dużym zaufaniem i szacunkiem do tego, co i jak robię. Teraz wszystko co robię determinuje kolejne działania, wzajemnie na siebie pracuje i jest wypadkową poprzednich. I z pewnością także fakt, że artyści wracają do mnie na kolejne sesje. To jest też tak, że jedna znajomość prowadzi do kolejnej, a ta kolejna do miejsca, w którym chciałaś być. Wierzę, że ludzie nie pojawiają się w naszym życiu przez przypadek i bardzo często wnoszą w nie to, czego kompletnie się nie spodziewamy.

Ale chyba masz jakieś fotograficzne marzenia, do których dążysz?

- No pewnie! Sesja z Anthonym Hopkinsem!
Tego Ci życzę i do zobaczenia w teatrze.

Więcej można znaleźć na Instagramie Karoliny klikając TUTAJ

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński