Południowe wiatry sprawiły, że kajakarz z Polic jest spychany na północ, przez co przez ostatnie dwa dni nie przybliżył się do docelowego portu Forteleza. Jest jednak wielce prawdopodobne, że we wtorek dotrze do brzegu kontynentu.
Najpóźniej nastąpi to w środę. Nie będzie to jednak Fortaleza, choć tam kajakarza oczekują już przedstawiciele polskiej ambasady oraz polska rodzina mieszkająca w portowym mieście - udało się z nią nawiązać kontakt.
- Przykro mi patrzeć na mapę, gdy prąd i wiatr wyciągają mnie na północny-zachód, mój opór to jedyny efekt - płynę na zachód - odnotował w swoim dzienniku transatlantyckim kajakarz przed dwoma dniami. Zdając sobie sprawę, że może nie podołać wiatrom, przyjął że dotrze do brzegu powyżej Fortalezy, by zakończyć transatlantycką wyprawę, do portu zaś spróbuje już dzięki satelitarnym łączom załatwić sobie holowanie. W międzyczasie otrzymał propozycje przylotu do Berlina, w najbliższą sobotę.
- Zdecydowanie odrzuciłem, głównie ze względów zdrowotnych - wyjaśnia pan Aleksander. - Mój okres adaptacji do warunków tropikalnych był długi, okupiony cierpieniami (wypryski swędzące na całym ciele). Kilka razy byłem na granicy udaru cieplnego próbując wiosłować w upale. Lecieć teraz do mroźnej Europy - NIE!
W poniedziałek miał na liczniku już 5300 km walki z oceanem. W linii prostej blisko 3100 km. ponad 2 tys. km walki z Atlantykiem zawdzięcza niepomyślnym wiatrom i prądom. Meta tuż, tuż.
- Marze o normalnym jedzeniu i łóżku - wyznaje Aleksander Doba. Na oceanie, samotnie przebywa już prawie 90 dni. Z afrykańskiego Dakaru wypłynął 26 października ub.r.
Pokaż Transatlantic Kayak Expedition na większej mapie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?