Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopiec do bicia za 20 milionów. Bilans pięciu lat Dariusza Adamczuka dyrektora sportowego Pogoni Szczecin

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Według wielu jest odpowiedzialny za całe zło, jakie sportowo spotyka Pogoń Szczecin. Bo to on nie potrafi ściągnąć do Szczecina zawodników, którzy mogliby dać Dumie Pomorza upragnione trofeum. Ulubiony obiekt hejtu w mediach społecznościowych. Nazywa się Dariusz Adamczuk.

Znamy się trzydzieści lat. Ale niewiele rozmawiamy. W 2017 roku zamieniliśmy dwa zdania.

- Darek, macie trenera? – zapytałem w przelocie kiedy wchodził na trybunę przed meczem z Legią. To było po pożegnaniu Macieja Skorży.

- Mamy – odpowiedział z uśmiechem i pobiegł dalej. Przecież każdy normalny facet porozmawiałby nieco dłużej. Ale nie Darek, chociaż nie był wówczas jeszcze szefem pionu sportowego.

- To wariat – mówi jeden ze szczecińskich dziennikarzy – potrafi zadzwonić i opieprzyć, że mu się nie podoba to co zostało napisane.

- To wariat – mówi osoba z klubu – mógłby już nie pracować tylko zająć się rodziną, ale nie. Godzinami siedzi, gada przez telefon i coś załatwia.

Ten wariat skończy za trzy miesiące 53 lata. Na futbolu zarobił wystarczająco dużo, żeby żyć spokojnie. Tylko że najwyraźniej nie umie. Więc kolejnymi decyzjami wystawia się na kolejne strzały. Wystarczy, że Efthymios Koulouris – sprowadzony latem napastnik przestanie regularnie strzelać i znowu wszystkiemu winny będzie Adamczuk. A jak Fredrik Ulvestad nie okaże się takim kotem, na jakiego został wykreowany…

Dariusz Adamczuk grał w piłkę w Polsce, Niemczech, Włoszech, Szkocji i Anglii. Ma na koncie srebrny medal olimpijski zdobyty w Barcelonie, a jedyną bramkę w jedenastu występach w pierwszej reprezentacji strzelił Anglikom (w tym roku była 30-rocznica tego gola). Skoro tak, to na futbolu chyba musi się znać.

Magia liczb

Chociaż chciałem zapytać ekspertów, udowodnienie tej tezy spadło na mnie. Bo nikt nie chciał na ten temat rozmawiać. Absolutnie nikt, kogo o to nie poprosiłem. Wziąłem więc kartkę papieru włączyłem transfermarkt.de i zacząłem liczyć. Od czerwca 2018 roku dołączyło do Pogoni za pieniądze 13 piłkarzy. Według niemieckiego portalu klub wydał na nich 4 mln 400 tysięcy euro. W tym samym czasie zespół opuściło 15 zawodników, za których zapłacono 29 milionów 5 tysięcy euro. Klub zarobił więc 24 miliony 605 tysięcy euro.

To oczywiście szacunki na podstawie internetowego portalu, ale Niemcy są w tych rachunkach raczej dokładni. Nawet jeżeli doliczymy koszty pozostałych transferów (o tym niżej) górka jest spora. Blisko 100 milionów złotych zysku przyniosła działalność Adamczuka w sferze transferów. To gdzie są te pieniądze? To nie jest bagatelna kwestia, dlatego chciałem o to zapytać gościa, który gdyby jego praca przynosiłaby takie zyski w każdej firmie, zostałby ozłocony. Jednak Adamczuk nie odebrał telefonu, a na wysłanego smsa nie odpowiedział. Wieczorem wszystko stało się jasne. Adamczuk nie miał czasu. Do ekipy Portowców dołączył nowy d(ż)oker z Norwegii wspomniany już Ulvestad. Nie zaburza on moich wyliczeń, bo został pozyskany za darmo. Chociaż i to za darmo, to nie jest aż tak za darmo.

Pogoń traktujemy inaczej

Tłumaczył mi kiedyś jeden z menadżerów, że z takimi klubami interesy robi się nieco inaczej niż z potentatami.

„Pogoń nie ma wielkich pieniędzy, ale to wcale nie oznacza, że ja muszę rezygnować ze swojej prowizji. Na ogół nawet jeżeli klient przychodzi za darmo. W większości przypadków wystarczy powiedzieć, że inni oferują większą prowizję i już oferta rośnie. W Szczecinie Adamczuk potrafi się uprzeć”,

ale poza tym

„z takich jak Pogoń to śmieją się już, bo jak szukali napastnika, to brzmiało to mniej więcej tak: niech strzela dużo goli, będzie wysoki i zdrowy. No i za darmo”.

Takie słowa osób związanych z handlem piłkarzami tylko pokazują, że zarobione przez Adamczuka dla klubu pieniądze raczej nie poszły na transfery (zresztą stan kadry też to pokazuje). Śmiem twierdzić jednak, że gdyby nie one to Pogoń nie byłaby w tym miejscu, w którym jest. Po prostu zarobione pieniądze poszły na bieżące funkcjonowanie klubu i utrzymanie kadry mogącej wciąż walczyć w czubie tabeli.

Co upoważnia mnie do takiego stwierdzenia? Proste komunikaty przed sezonem. Zarówno samego Adamczuka jak i przede wszystkim prezesa Jarosława Mroczka. W klubie nie ma pieniędzy, a on nie ma też z czego dokładać. Transferami próbowano zrównoważyć poniesioną przed sezonem 2020/21 stratę głównego sponsora. Grupa Azoty wspomagała Pogoń kwotą 6 milionów na sezon. W kasie brakuje więc bagatela 18 milionów złotych. 1/5 tego co udało się zarobić na transferach. Adamczuk powinien mieć uzasadnione pretensje do Mroczka, bo pochopna decyzja rozstania z Azotami miała bardzo duży wpływ na sportową wartość drużyny.

Tymczasem ten „wariat” tylko raz w rozmowie z „Super Expressem” napomknął, że może trzeba było w 2020 roku zachować się rozsądniej. To transferowe wyliczenie jest najlepszym dowodem, że Pogoń istnieje wciąż tylko dzięki transferom. Co więcej. Każde obsunięcie się w ligowej tabeli na koniec sezonu, może oznaczać wkroczenie na równię pochyłą. Zmieni się wówczas bowiem przelicznik płaconych pieniędzy, a to oznaczać będzie jeszcze większe dziury w budżecie.

Co z tituli?

Adamczuk nie korzysta z mediów społecznościowych, ale to nie oznacza, że ich nie śledzi. Kilka tygodni był gotów stanąć do dyskusji z jednym z twitterowiczów. Warunek: ów twitterowicz ukrywający się pod nickiem miał ujawnić swoją tożsamość. Wielkiej słownej bitwy nie było, a szef pionu sportowego zajął się szukaniem piłkarzy. Są momenty kiedy widać, że Adamczuk lepiej czuje się wśród dziennikarzy ze stolicy. Kiedy ogląda się, jak wypada, chociażby w Canal+ widać, że zyskuje luz, którego momentami brakuje mu w Szczecinie.

Może to wszystko spowodowane jest tym, że stołeczni dziennikarze nie mają aż takiej presji na to, by Pogoń wstawiła cokolwiek do gabloty? I tutaj też pojawiają się zarzuty do dyrektora sportowego. Największe związane są chyba ze sprawą sprzedaży Kacpra Kozłowskiego. Zawodnik odszedł przed rundą wiosenną sezonu 2021/22 kiedy Pogoń miała realne szanse, aby włączyć się do walki o mistrzostwo. Kosta Runjaić na spotkaniu z dziennikarzami nie potrafił ukryć irytacji, że pozbawia się go zawodnika, na którym praktycznie chciał opierać skład. Tylko że sytuacja nie była wówczas aż tak zero-jedynkowa.

Z tego co wiem, to Adamczuk z Mroczkiem nie mieli wyjścia. Dziesięciomilionowa oferta była ważna tylko pod warunkiem natychmiastowego przejścia Kozłowskiego do Belgii, gdzie grając, mógłby zdobywać punkty, uprawniające go do późniejszej gry w Premier League. Sam Kozłowski odchodzić zimą nie chciał, brał pod uwagę wypożyczenie do Pogoni, ale nie było wyjścia.

Z Kozłowskim wiąże się też sprawa innego piłkarza, za którego odejście Adamczuk był obwiniany. To Zvonimir Kozulj. Trener Runjaić nalegał na zatrzymanie tego zawodnika, ale Adamczuk nie zamierzał przedłużać z nim kontraktu. Osoby, które były wówczas blisko twierdzą, że to było bardzo przemyślane działanie. Niemiec stawiałby na Bośniaka kosztem Kozłowskiego, a to mogłoby odwlec wytransferowanie młodego zawodnika, a przez to pomoc klubowi. Po raz kolejny pogoniarska rzeczywistość zatoczyła koło.

To koło niestety jest najczęściej kołem błędnym. Wszystko przez klubowe finanse. Pięciolatkę Adamczuka podsumowują wyniki 7, 6, 3, 3 i 4 miejsce w tabeli. To historyczna seria w dziejach Dumy Pomorza. Dyrektor sportowy popełnił przez te pięć lat właściwie tylko jeden bardzo wyraźny błąd komunikacyjny – oświadczając przed początkiem przygotowań do sezonu 2022/23, że zespół będzie skompletowany już podczas obozu. Od tego czasu nauczył się już jednak gryźć w język.

W jego działaniu można też zauważyć pewną prawidłowość, która chyba jest konieczna kiedy balansuje się na finansowej krawędzi. Do Pogoni sprowadzani są ostatnio jedynie zawodnicy niezbędni i to dopiero w momencie kiedy zawodnik odchodzący złoży podpis pod kontraktem w nowym klubie. To między innymi dlatego nie ma co spodziewać się przyjęcia na garnuszek kolejnego bramkarza, stopera czy skrzydłowego. Po pierwsze nie ma na nich pieniędzy, a po drugie według nieoficjalnych informacji nie ma takiej konieczności.

Kilka telefonów do krnąbrnych dziennikarzy, Dwa medale mistrzostw Polski, ponad 20 milionów euro zysku. Pięcioletni bilans Adamczuka jest pozytywny. Pytanie ile da się jeszcze utrzymać na linie nad finansową przepaścią. Balansować między brakami w kasie i wydatkami I wciąż walczyć z Rakowem, Lechem i Legią o najwyższe ligowe cele?

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński