MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Budowa spalarni w Szczecinie. Awantura o 255 mln złotych

Mariusz Parkitny [email protected]
Spalarnia śmieci w Szczecinie
Spalarnia śmieci w Szczecinie Wizualizacja
Na krótko przez rozpoczęciem najdroższej inwestycji wybucha awantura o wpadkę znaną od roku. Prezydent Piotr Krzystek twierdzi, że to niepotrzebne straszenie szczecinian. Spór idzie o 255 mln złotych.

Szczecin jako jedno z niewielu miast w Polsce ma szansę na wybudowanie zakładu utylizacji odpadów o wartości 711 mln zł. Tak drogiej inwestycji nie było w mieście od lat. Ale nad spalarnią zawisły ciemne chmury. Pojawiła się groźba utraty co najmniej części unijnej dotacji. Ogłosił to Stanisław Gawłowski, wiceminister środowiska z Platformy Obywatelskiej.

- W kontekście ujawnionych faktów, kontrola jest prawdopodobna. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska ma kompetencje do korekty unijnych funduszy - mówi wiceminister. I sugeruje, że sprawa może mieć wątek karny, bo dotyczy fałszowania dokumentów.

Co takiego oburzyło wiceministra? Chodzi o nieprawidłowości przy ocenie ofert na budowę spalarni. Jednym z członków zespołu oceniającego był ekspert, który pracował dla wybranego w przetargu Mostostalu. Z funkcji zrezygnował już po wyborze zwycięzcy, choć z dokumentów wynika, że jego rezygnację potem antydatowano na wcześniejszą.

Budowa spalarni (ma powstać na Ostrowie Grabowskim) ma się rozpocząć w lipcu. Jeszcze wcześniej mają trafić do nas elementy spalarni: piec, ruszt itp. Terminy są napięte do granic możliwości. Rozruch zaplanowano na koniec 2015 r. To data, której przekroczyć nam nie wolno, bo stracimy unijne dofinansowanie.

- Ten przetarg przygotowaliśmy niezwykle dokładnie. Nawet jeśli trwało to dłużej, to na pewno z korzyścią dla końcowego efektu - mówił niedawno w rozmowie z Głosem, Tomasz Lachowicz, prezes spółki Zakład Unieszkodliwiania Odpadów, odpowiadającej za inwestycje.

Ale część polityków na czele z wiceministrem Gawłowskim uważa, że wpadka z ekspertem Mostostalu też może nam zaszkodzić. SLD obawia się nawet, że upadek spalarni spowoduje bankructwo Szczecina.

Unia Europejska dała nam na spalarnię 255 mln zł dofinansowania. Kolejne 280 mln to preferencyjna pożyczka z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Reszta to wkład miasta i obligacje na 35 mln zł.

Okazuje się jednak, ze sprawa eksperta może być pretekstem, która miała na celu wywołanie kłótni między politykami, a w efekcie cofnięcie dotacji. Bo informacja o ekspercie była znana już rok temu. Wiedzieli o niej przedstawiciele Urzędu Zamówień Publicznych i Komisji Europejskiej.

- Wszystkie dokumenty są do wglądu. Sprawę badali: prezes Urzędu Zamówień Publicznych, Krajowa Izba Odwoławcza, oraz dwie kancelarie prawne. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i przedstawiciele komisji europejskiej byli informowani o tym incydencie - mówi Piotr Krzystek, prezydent Szczecina.

Wypowiedzi ministra Gawłowskiego odbiera jako groźbę.

- Przestańcie straszyć szczecinian. Od polityka z naszego regionu, który od lat funkcjonuje w Ministerstwie Środowiska oczekiwałbym raczej wsparcia a nie gróźb. Tym bardziej, że nasza instalacja może być jedną z nielicznych, które uda się zrealizować. Zamiast nasyłać na nas kontrole, zabierać dofinansowanie oraz straszyć zarządem komisarycznym proponuję skoncentrować się na tym, co dobrego można zrobić dla Szczecina - dodaje.

Wtóruje mu Leszek Duklanowski, przewodniczący klubu PiS w szczecińskiej radzie miasta.

- Komuś zależy na tym, aby spalarnia nam się nie udała. Ale nie doczeka się - mówi.

Nie precyzuje komu mogłoby na tym zależeć.

- Ryzyko utraty unijnej dotacji zawsze istnieje przy projektach. Ale sprawa eksperta takim powodem być nie powinna. Choć, źle się stało, że w ogóle do takiego incydentu doszło - mówi Michał Przepiera, szef wydziału strategii szczecińskiego magistratu.

Inny urzędnik tajemniczo dodaje:

- Wiedzieliśmy, że chcą w nas strzelić, ale nie sądziliśmy, że z tak błahego powodu, o którym wszyscy wcześniej wiedzieli i zarzutów nie było - mówi.

Prezydent Szczecina zapowiedział, że nie zdymisjonuje prezesa Lachowicza. A wpadkę z ekspertem traktuje bardziej w kategoriach etycznych niż prawnych.

- Nikt ze spółki nie kazał antydatować dokumentu - zapewnia Tomasz Lachowicz, prezes ZUO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński