Będzie ich więcej
Będzie ich więcej
prof. Florian Czerwiński, dyrektor ds. lecznictwa Szpitala Klinicznego nr 2 na Pomorzanach
- Kiedy występuje zagrożenie zdrowia i życia, nie możemy odmówić przyjęcia żadnej osoby, nawet pijanej w sztok. Mamy osobny pokój do przyjmowania takich osób. Trzeba z niego było usunąć wszystkie środki higieniczne, bo jakaś bardzo chora pani wypiła coś, co zapachniało jej alkoholem. Na pewno ta grupa pacjentów będzie u nas coraz większa.
- Coraz częściej policja przywozi do nas bezdomnych. Kiedy przestanie działać Szpital Miejski, to się nasili - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski, kierownik Kliniki Nefrologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych PAM w szpitalu na Pomorzanach. - Wszystko przez nasze położenie. Nasz szpital jest blisko dworca, wokół jest pełno działek, skąd przywożą do nas tych ludzi. Szpital na Unii jest w lepszym położeniu.
Poza nieprzyjemną powierzchownością takich osób, problemem jest też to, że większość z nich powinna trafiać do noclegowni czy ośrodków opiekuńczych.
- Szpitale podlegają dziś ministerstwu zdrowia, a nie opieki społecznej - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski. - Rolą szpitali nie jest przezimować pacjentów.
To właśnie zimą w szpitalach przybywa bezdomnych, bo w takim miejscu ma się zapewnioną opiekę.
- W schroniskach coś trzeba koło siebie zrobić. No i pić nie można - mówi profesor Ciechanowski.
- Pewnie, że w szpitalu przyjemniej. Ciepło. Człowiek sobie leży w łóżku. Podadzą mu do wyra jedzenie, wszystko koło niego zrobią - przyznaje pan Władek, bezdomny, którego spotkaliśmy w pobliżu dworca kolejowego.
Pan Władek leżał już w Szpitalu Miejskim i w Zdunowie. Mówi, że z piciem w szpitalach nie ma większych problemów.
- Przecież w łazience nikt mnie nie będzie pilnował - mówi. - Jak nie ma sił, by wstać z łóżka, to się kogoś pośle do sklepu.
Większość bezdomnych trafia do szpitala w stanie upojenia alkoholowego.
- Niedawno przywieziono nam z dworca nieprzytomnego bezdomnego. Zasłabł, bo miał 3 i pół promila tak zwanego alternatywnego alkoholu - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski. - Dla takich osób jest izba wytrzeźwień, a nie szpital. Gdybyśmy chcieli przyjmować tu samych takich ludzi, to w ciągu pół dnia zapełnilibyśmy cały oddział. A tu powinniśmy zajmować się prawdziwymi chorymi. Oczywiście bezdomni mają mnóstwo chorób. Większość ma uszkodzenia serca, wątroby z powodu pijaństwa. Ale u każdego z nas, jak byśmy chcieli, znaleźlibyśmy ich sporo.
Leczenie bezdomnych to też finansowe obciążenie dla szpitala. Często trzeba im zrobić bardzo drogie badania. Koszt leczenia jednej osoby wynosi więc 2-3 tys. zł. Trudno przy tym odzyskać pieniądze za leczenie.
- Ci ludzie nie mają często żadnych dokumentów. Nawet jeśli się przedstawią, to, jeśli nie potwierdzą tego dowodem osobistym, traktujemy ich jako "nn" - mówi profesor Ciechanowski. - Nie mają też ubezpieczenia, więc trzeba je im załatwiać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?