Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żądają 300 tys. zł za śmierć dziecka, które zmarło na sepsę w szpitalu

mp
W piątek w sądzie okręgowym zeznawał personel szpitala na Pomorzanach. Rodzice zmarłego dziecka nie pojawili się na rozprawie. - Pana Piotra zatrzymały obowiązki służbowe, a panią Joannę problemy zdrowotne - tłumaczył adwokat, Patryk Zbroja.
W piątek w sądzie okręgowym zeznawał personel szpitala na Pomorzanach. Rodzice zmarłego dziecka nie pojawili się na rozprawie. - Pana Piotra zatrzymały obowiązki służbowe, a panią Joannę problemy zdrowotne - tłumaczył adwokat, Patryk Zbroja. Andrzej Szkocki
Dziś Zosia miałaby ponad 2,5 roku. Kilkanaście dni po urodzeniu zmarła na sepsę w szpitalu na Pomorzanach. Rodzina żąda zadośćuczynienia.

W piątek odbyła się kolejna rozprawa w sądzie.

Zosia urodziła się w styczniu 2010 roku jako wcześniak w 30. tygodniu ciąży. Po 17 dniach zmarła w szpitalu. Sekcja zwłok wskazała jednoznacznie, że przyczyną śmierci dziewczynki była sepsa.

Rodzice szukali sprawiedliwości i próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie, kto jest winien śmierci ich córeczki. Czy zrobiono wszystko, by do tego nie dopuścić?

Wszczęto postępowanie, wkrótce sąd uznał, że personel szpitala jest bez winy. Rodzice od razu złożyli zażalenie, ale poprzednie orzeczenie zostało podtrzymane. Nie można się już od niego odwołać. Adwokat Joanny Gryc, matki dziewczynki, złożył pozew o zadośćuczynienie.

- Sprawa karna zakończyła się, ale są podstawy, by pociągnąć szpital do odpowiedzialności cywilnej - mówi adwokat matki zmarłej Zosi, Patryk Zbroja. - Wiedząc o epidemii, szpital powinien zamknąć oddział położniczy już w styczniu 2010 roku. Mimo to przyjmował pacjentki. Dopiero śmierć Zosi i zainteresowanie mediów sprawiły, że tak się stało. Chcemy wypłacenia zadośćuczynienia na rzecz każdego z rodziców w wysokości 150 tys. zł. Nie są to wygórowane żądania. Żadne pieniądze nie zrekompensują straty, ale moje sumienie nie pozwoliłoby na pozostawienie tej sprawy bez jakichkolwiek konsekwencji ze strony szpitala.

Szpital walczył z bardzo zjadliwymi bakteriami wywołującymi m.in. zapalenie płuc i sepsę przez około trzy tygodnie. Porodówka na Pomorzanach była wtedy zamknięta.

W piątek w sądzie okręgowym przy ul. Piotra Skargi zeznawali lekarze, którzy w tym okresie pracowali w szpitalu na Pomorzanach. Jeden z nich wykonywał cesarskie cięcie i odbierał poród pani Joanny, drugi pełnił dyżur na oddziale noworodkowym przed śmiercią Zosi.

- W chwili, kiedy przyjęliśmy na oddział Joannę Gryc, panował zakaz przyjmowania ciężarnych, które mogłyby rodzić przedwcześnie - mówił pierwszy z nich. - Nie można tego było robić z powodu sytuacji epidemiologicznej. Byliśmy jednak zmuszeni przyjąć panią Joannę, ponieważ w szpitalu w Zdrojach nie było wolnego miejsca, a ze szpitalem w Policach nie udało się nam skontaktować. Postanowiliśmy więc przyjąć panią Joannę na oddział. Nie mogliśmy zostawić jej samej sobie, w momencie kiedy przedwczesny poród praktycznie się rozpoczął. Dwóch świadków nie pojawiło się na rozprawie. Mają zeznawać na kolejnej, której datę wyznaczono na koniec listopada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński