Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trafiła do szpitala ze złamaną ręką. Wyszła z krwiakiem. Nie żyje

Maciej Pieczyński
Szpital wojskowy w Szczecinie
Szpital wojskowy w Szczecinie Archiwum
Siedemdziesięciosześcioletnia kobieta doznała poważnego urazu w szczecińskim Szpitalu Wojskowym. Kilka dni temu zmarła. Rodzina skierowała sprawę do prokuratury.

Janina Czata trafiła do Szpitala Wojskowego nr 109 w Szczecinie na prześwietlenie ręki po złamaniu. Według słów córki i wnuczki chorej, niosący ją sanitariusze, ściągając ją z łóżka, zahaczyli jej nogą o drzwi.

- Usłyszałam tylko krzyk matki i słowa jednego z ratowników: "noga, noga!" - mówi Joanna Woźniak, córka poszkodowanej.

Chorą odwieziono do domu. - Matka była bardzo obolała, prosiłam ratowników, by ją zabrali z powrotem do szpitala, ale żaden z nich nie zareagował - opowiada pani Joanna. - Polecili mi tylko dawać jej tabletki przeciwbólowe.

Po wielu interwencjach na pogotowiu i u lekarzy dyżurnych Joanna Woźniak uzyskała dla matki skierowanie na prześwietlenie uszkodzonej nogi. Choć córka nie mogła być obecna na sali podczas badania, w pewnym momencie, jak twierdzi, usłyszała trzask łamiących się kości i krzyk matki. - Wbiegłam na salę, matka leżała na podłodze - mówi Joanna Woźniak.

Upuszczona - według relacji rodziny - przez pielęgniarki na podłogę Janina Czata cierpiała dodatkowo na osteoporozę, co oznacza większą podatność na złamania. Jednak ortopeda, który badał po tym upadku nogę kobiety orzekł, że nie została ona uszkodzona.

- Wypisali babcię do domu, mimo że bardzo źle się czuła - relacjonuje Anna Rawicka, wnuczka chorej.

W drodze powrotnej ze szpitala Janina Czata wymiotowała. - Ratownicy, którzy ją odwozili, zamiast jej pomóc, chowali się przed nią, by ich nie ubrudziła - twierdzi Joanna Woźniak.

Córka Janiny Czaty złożyła w prokuraturze akt oskarżenia przeciwko 109 Szpitalowi Wojskowemu. Na ręce komendanta Szpitala, płk Janusza Gembarzewskiego, wpłynęło też pismo od Joanny Woźniak.

- Córka poszkodowanej zasygnalizowała w nim, że matka doznała w szpitalu urazu, na który myśmy nie zareagowali - mówił płk Gembarzewski. - Zleciłem wyjaśnienie tej sprawy z personelem, który był wtedy obecny na dyżurze, i poleciłem, aby personel ustosunkował się do tego listu na piśmie. Dopiero wtedy będę mógł więcej powiedzieć na ten temat - czy ta sytuacja wydarzyła się w ogóle u nas, jak zachowali się lekarze, czy właściwie zareagowali czy nie - zaznacza komendant szpitala.

Janina Czata zmarła kilka dni temu. Od tej pory Szpital Wojskowy nie zamierza już komentować sprawy. - Do momentu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę nie udzielamy żadnych informacji - taką odpowiedź usłyszeliśmy od sekretarki komendanta Gembarzewskiego.

Przed śmiercią Janina Czata przebywała w szpitalu przy Unii Lubelskiej, gdzie rozpoznano u niej krwiaka na głowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński