Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapuściński: Gdyby to była koszykówka, to po czerwonej kartce wziąłbym czas, żebyśmy się pozbierali

Grzegorz Drążek
Krzysztof Kapuściński opowiada o meczu z Lechem Poznań.
Krzysztof Kapuściński opowiada o meczu z Lechem Poznań.
Rozmowa z Krzysztofem Kapuścińskim, trenerem Błękitnych Stargard, o Pucharze Polski, rozgrywkach II ligi i o tym, co się może zdarzyć w przyszłym sezonie

Tydzień po meczu w Poznaniu, w którym po dogrywce odpadliście w półfinale Pucharu Polski, pogodził się pan z tym?

Trochę się już pogodziłem, ale nie da się tak szybko o tym całkowicie zapomnieć. W głowach, czy to trenerów czy piłkarzy cały czas to siedzi. Przecież piętnaście minut dzieliło nas od tego, by zagrać w finale Pucharu Polski.

Byliście blisko finału, ale to Lech 2 maja wystąpi na Narodowym.

Mamy świadomość, że nic więcej nie mogliśmy zrobić. Cała Polska widziała, jak zagraliśmy. Ludzie do mnie dzwonią, gratulują postawy, mówią, że niesprawiedliwie odpadliśmy, że grając dziewięćdziesiąt minut w dziesiątkę broniliśmy się dzielnie.

Czerwona kartka w 29 minucie dla Łukasza Kosakiewicza była decydująca dla losów potyczki?

Jestem przekonany, że gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu, to my byśmy byli w finale, a nie Lech Poznań. Nie wiem za co Łukasz otrzymał pierwszą żółtą kartkę.

Sędzia Paweł Gil tłumaczył się panu ze swoich decyzji?

Porozmawialiśmy tylko krótko przed dogrywką. Sędzia powiedział, że takie są przepisy. Po meczu już nie rozmawialiśmy i raczej nie będę do tego pana dzwonił.

Nie myślał pan, żeby po czerwonej kartce dograć pierwszą połowę bez zmian i dopiero w przerwie ściągnąć Roberta Gajdę?

Kiedy czerwoną kartkę otrzymuje prawy obrońca, to trzeba szybko wypełnić lukę ściągając z boiska właśnie napastnika. Jak tylko Łukasz obejrzał czerwony kartonik, to Robert wiedział, że będzie musiał opuścić murawę. Wszedł obrońca Patryk Baranowski. Taka zmiana była naturalna.

Mimo to jeszcze w pierwszej połowie straciliście dwie bramki.

Tego nikt nie mógł przewidzieć. Po czerwonej kartce, co przyznają piłkarze, w naszą grę wkradła się duża nerwowość. Gdyby to była koszykówka, to wziąłbym wtedy czas, żebyśmy się pozbierali. To jednak piłka nożna i trzeba było poczekać.

No i Lech wbił drugiego gola...

No właśnie. Szkoda, bo w drugiej połowie straciliśmy tylko jedną bramkę. W przerwie, choć wszyscy byli smutni, czuli się skrzywdzeni, to podnieśliśmy się. Wytłumaczyliśmy sobie, że mecz trwa i przy 1:2 to my jesteśmy w finale. Znowu potrafiliśmy się zmobilizować, zawodnicy wzajemnie się mobilizowali. Wyszliśmy na drugą połowę w zupełnie innych nastrojach niż schodziliśmy na przerwę. No i chłopcy walczyli. Czołowy zespół ekstraklasy, mając o jednego zawodnika więcej, przez 45 minut potrafił strzelić tylko jednego gola.

Na początku dogrywki wprowadził pan drugiego napastnika, Sebastiana Inczewskiego. Nie lepiej było wprowadzić kogoś ze środka pola, żeby wzmocnił obronę?

Lech wszystkie gole zdobywał po dośrodkowaniach. Musiałem liczyć się z tym, że Lech zdobędzie czwartą bramkę. Wtedy to my byśmy potrzebowali drugiego gola. I dlatego wszedł Sebastian, który miał też zadania defensywne. Niestety, w dogrywce rywal strzelił dwie bramki.

W Poznaniu stawiło się blisko trzy tysiące kibiców Błękitnych.

Nasi kibice byli fantastyczni. Cały czas słyszeliśmy ich doping. Chciałbym też podziękować prezydentowi Stargardu, że zdecydował o opłaceniu przez miasto transportu dla wielu kibiców. To było święto Stargardu. Na trybunach poznańskiego stadionu były całe rodziny ze Stargardu. To było wielkie przeżycie dla mnie, dla zawodników.

Po meczu z Lechem przegraliście w II lidze z Legionovią Legionowo 1:2. Awans do pierwszej ligi oddala się?

Przed sezonem mówiło się o utrzymaniu, a my jesteśmy blisko czołówki. Ale dziewiąte miejsce nas nie satysfakcjonuje. Zrobimy wszystko, żeby poprawić naszą sytuację. Chcemy powalczyć o awans, ale jeśli to by nam się nie udało, to jestem przekonany, że w kolejnym sezonie będziemy jeszcze mocniejsi.

Tylko czy uda się zatrzymać wszystkich zawodników?

Ja bym chciał, żeby kilku naszych zawodników zagrało w ekstraklasie, bo na to zasługują. Nie wiem jeszcze jak będzie w kolejnym sezonie, ale nie zamierzamy ściągać armii zaciężnej. Chcemy dalej budować zespół w oparciu o piłkarzy z naszego regionu. A jeśli nasze filary pozostaną w Błękitnych, to będziemy mieli mocny zespół.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński