Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandaliczna pomyłka podczas in vitro. Ktoś wrabia doktora B.?

Mariusz Parkitny [email protected]
Sebastian Wołosz
Wojna dwóch lekarzy, dawnych kolegów zatacza coraz szersze kręgi. Szerzą się plotki, donosy, kłamstwa. W tle miliony złotych i intratna spółka.

- To stek bzdur - tak rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy komentuje donos laborantki, która oskarża dr Tomasza B., o świadome zatajenie błędów podczas sztucznego zapłodnienia.

Przypomnijmy. W lutym ujawniliśmy, że w Laboratorium Wspomaganego Rozrodu Szpitala w Policach, 30-letnia matka urodziła nie swoje dziecko. Minister zdrowia, szpital, prokuratura i rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy sprawdzają jak do tego doszło i kto zawinił.

Dwa tygodnie po ujawnieniu przez nas sprawy, jedna z pracownic laboratorium zawiadomiła szpital, że ówczesny szef placówki, dr Tomasz B., świadomie zataił, że podczas zabiegu doszło do błędu. Pismo trafiło do władz szpitala, ministerstwa zdrowia, znane było też dziennikarzom. Sprawa nie ujrzała jednak światła dziennego, bo okazało się, że zarzuty nie potwierdziły się. Dopiero w czwartek jedna z lokalnych gazet zdecydowała się opublikować zawiadomienie laborantki.

- Opisane w zawiadomieniu zarzuty nie potwierdziły się. Nic takiego nie miało miejsca - powtarza prof. Jacek Różański, rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy.

Dlaczego doświadczona laborantka zdecydowała się na taki ruch? Według jednej z wersji, chciała ochronić inną osobę, która popełniła błąd.

- Prawdy trzeba szukać w wojnie lekarzy - mówi nasz rozmówca.

Ryzykowne gry lekarzy

Ktoś chce zrobić z byłego szefa laboratorium jedynego winnego błędu przy zabiegu in vitro. Wyjaśnienie sprawy zaciemnia spór o prywatną klinikę ginekologiczną w centrum Szczecina.

Dr Tomasz B. był kierownikiem Laboratorium Wspomaganego Rozrodu szpitala w Policach (część szpitala klinicznego nr 1 w Szczecinie), kiedy doszło do pomyłki podczas sztucznego zapłodnienia (listopad 2013) oraz w sierpniu 2014 r. w czasie, gdy 30-latka urodziła w Zdrojach nie swoje dziecko. Zrezygnował z funkcji po urodzeniu się dziecka. Nie wiadomo, dlaczego. Nie rozmawia z dziennikarzami, bo ma zakaz od władz szpitala. Wynajął prawnika, najlepszego w Szczecinie eksperta ds. błędów medycznych. B. jest specjalistą od procedury sztucznego zapłodnienia, embriologiem klinicznym z certyfikatami polskiego i europejskiego Towarzystwa Medycyny.

Nadal ma zaufanie dyrekcji szpitala, od której dostał zadanie zamknięcia procedury in vitro po rozwiązaniu kontraktu przez ministra zdrowia. Dr B. miał m.in. zapewnić bezpieczne przenoszenie materiału genetycznego pobranego od par.

Kłótnia w klinice

Część par chciałaby kontynuować leczenie w prywatnej klinice w Szczecinie, która jako jedyna w regionie ma rządowy kontrakt finansowania sztucznego zapłodnienia. Wspólnikami klinki są dr B. oraz profesor Rafał Kurzawa, ekspert do spraw in vitro. Obaj panowie byli do niedawna bliskimi kolegami, B. był asystentem Kurzawy. Teraz kłócą się o udziały w klinice. Prof. Kurzawa odrzuca zarzuty, że nadzorował laboratorium, bo w tym czasie był szefem kliniki Medycyny Rozrodu w Policach.

Laboratorium stało się samodzielną jednostką przed 2013 rokiem. Ale władze szpitala stoją na stanowisku, że profesor odpowiadał za laboratorium aż do likwidacji kliniki, co nastąpiło dopiero dwa tygodnie temu. Klinika prof. Kurzawy stała się częścią nowej kliniki, która na razie nie będzie się zajmować in vitro. To był czytelny afront władz szpitala wobec profesora. Kurzawa twierdzi, że wszyscy jego pracownicy złożyli wypowiedzenia z pracy. Nie ukrywa, że winnych skandalu trzeba szukać wśród pracowników (byłych lub obecnych) laboratorium.

Prof. Kurzawa do połowy marca będzie w USA na wykładach. Po przyjeździe do Szczecina ma się stawić u prof. Jacka Różańskiego, rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy, który szuka winnego pomyłki.

Atak na doktora

Profesor Różański przesłuchał już m.in. doktora B. Według naszych informacji, jego wyjaśnienia były bardzo obszerne. Ale ich treść pozostaje tajemnicą.

W drugiej połowie lutego do mediów przedostała się informacja, że pracownica laboratorium oskarża dr B. o świadome zatajenie błędu podczas zabiegu. Doktor miał podjąć decyzję o kontynuowaniu zabiegu, mimo że komórka jajowa leżała w nieprawidłowym podłożu. Nie wiadomo, dlaczego zdecydowała się na skargę dopiero teraz.

- Z pytaniami proszę do rzecznika szpitala - odsyła nas.

Szpital nie komentuje sprawy, choć według naszych informacji badał zarzuty i nie znalazły potwierdzenia. Do podobnych wniosków doszedł w swoim śledztwie prof. Różański. Nie oznacza to jednak, że dr B. nie może zostać uznany za winnego braku nadzoru nad laboratorium. Prof. Różański ma swoje śledztwo zakończyć w marcu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński