Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Wdowczyk: wróciliśmy do piłkarskiego abecadła

Łukasz Kasprzyk
Trener Dariusz Wdowczyk ma o czym myśleć po dwóch porażkach z rzędu. Dziś spotkanie u siebie z Ruchem Chorzów.
Trener Dariusz Wdowczyk ma o czym myśleć po dwóch porażkach z rzędu. Dziś spotkanie u siebie z Ruchem Chorzów. Sebastian Wołosz
Rozmowa z Dariuszem Wdowczykiem, trenerem Pogoni Szczecin o reprezentacji, zmianie gry bocznych obrońców Pogoni, pierwszych krokach Huberta Matyni w ekstraklasie i Patryku Małeckim.

- Po meczu reprezentacji Polski z Gibraltarem niektórzy trenerzy nie zgadzali się z optymistycznymi wypowiedziami po tym spotkaniu. A pan co myśli?

- Pierwsza połowa była bardzo słaba w wykonaniu naszej drużyny. Dostosowaliśmy się do poziomu Gibraltaru, wymienialiśmy 4, 5, 6 podań i następowała strata piłki. Nie stwarzaliśmy sobie sytuacji podbramkowych. Worek rozwiązał się w drugiej połowie i grało się zdecydowanie łatwiej. Mając takiego przeciwnika, trzeba pokazać swoją wyższość od pierwszej połowy, wbrew zapowiedziom przedmeczowym, że rywal może sprawiać kłopoty. Bez przesady. Większość z naszych piłkarzy, jeżeli nie wszyscy, występowali w dobrych zagranicznych klubach. Jadąc do takiej drużyny nie ma się czego obawiać. Oni się bawią w piłkę, cieszą się, że mogą sobie zrobić fotki z naszymi piłkarzami. Wiele drużyn ekstraklasowych, i nie tylko, poradziłoby sobie z amatorami, którzy grają w Gibraltarze. Z całym szacunkiem dla nich.

- Gdyby miał pan w kadrze zawodnika, który powiedziałby po meczu z Gibraltarem, że to wcale nie było łatwe spotkanie, co by pan zrobił?

- Byłbym ciekawy, co piłkarze mówiliby na przykład po meczu z Niemcami. Czy było łatwo, czy nie? To nas Niemcy mogą potraktować jak Gibraltar, bo odstępujemy umiejętnościami jako cała drużyna. Poza tym to mistrzowie świata. Nie zlekceważą nas jednak, bo znają możliwości poszczególnych zawodników, ale jak o Gibraltarze mogą sobie o nas pomyśleć jeszcze Brazylijczycy, Hiszpanie, Holendrzy.

Nieraz słyszymy, jak zawodnicy mówią: "podjęliśmy walkę". No przepraszam, dla mnie jest oczywistym, że jak spotykamy się z kimś w sporcie, to podejmujemy walkę.

- Jaką wagę przywiązuje pan do charakteru zawodnika przy kompletowaniu kadry?

- Piłka jest dziś grą bardzo szybką, toczącą się na bardzo małej przestrzeni. W tym tłoku należy się odnaleźć, podejmować szybkie, ale i trafne decyzje. Ci, którzy potrafią zaadaptować się do tych warunków, szybkości i wybrać najlepszy wariant w danym momencie, kosztują miliony. Ktoś kiedyś podał definicję taktyki. Mi spodobało się określenie, że jest to zbiór zadań, który trzeba jak najszybciej przekształcić w zbiór działań. Ci, którzy potrafią to zrobić, czyli podać piłkę do przodu, wszerz, do tyłu, i zawsze zrobią to z pozytywnym skutkiem, kosztują najwięcej. To są ludzie, którzy są inteligentni, potrafią poradzić sobie z przeciwnikiem, presją i wyborem w sytuacji. Szybkość, technika jest ważna, ale przede wszystkim ważna jest inteligencja. Łatwo jest zrobić piłkarza od szyi w dół, ale nie odwrotnie.

- Na to nie ma czasu na treningu.

- Mimo to próbujemy, doskonalimy. Nawet z tymi, którzy mają problemy z oceną sytuacji, podjęciem trafnej decyzji. Brazylijczycy mają powiedzenie: żeby stworzyć drużynę, trzeba mieć jedenastu zawodników, ale siedmiu niesie pianino, a czterech umie na nim grać. Bez ludzi od czarnej roboty na boisku nie istniałaby drużyna. I są te gwiazdy, które strzelają bramki. Przeważnie są to napastnicy, którzy zbierają laury. Stają przed obiektywami, zawsze w krawaciku, lakierki i pozują do zdjęć.

- A pan ich nie lubi, bo grał w obronie.

- Mam do nich specyficzne podejście. Bo ktoś musi pracować na boisku, żeby ten drugi mógł błyszczeć. Ale z drugiej strony łatwiej jest grać obrońcy, którego zadaniem jest przerwać akcję, od tego, który ma kreować grę. Jedni bez drugich się jednak nie obejdą. Trudno jest stworzyć zespół. Dlatego trzeba też patrzeć na stan posiadania. Jakiego typu zawodników już ma się do dyspozycji. Czy tworzą drużynę, która nie ma problemu z operowaniem piłką, czy gra pewnie, nie boi się przeciwnika i potrafi poradzić sobie z nim pod presją. Czy może "grajmy do przodu, bo tam mamy zawodników, którzy strzelają nam bramki". Mamy tu mieszankę różnych charakterów.

- Tu, czyli w Pogoni?

- Nieraz słyszymy, jak zawodnicy mówią: "podjęliśmy walkę". No przepraszam, dla mnie jest oczywistym, że jak spotykamy się z kimś w sporcie, to podejmujemy walkę. Dla mnie jest oczywiste, że cechy wolicjonalne są podstawą tego, co robimy. Później dochodzą do tego umiejętności taktyczne, indywidualne. Wiele jest czynników, od których zależy, jak zespół radzi sobie na boisku.

- Odnośnie taktyki. Pogoń grała mecze, w których dwóch bocznych obrońców pojawiało się w akcjach ofensywnych na połowie przeciwnika. W ostatnich spotkaniach tak jednak nie było. Na ile podcięcie skrzydeł przez wprowadzenie niedoświadczonego, skrajnego obrońcy do składu komplikuje podstawowe założenia gry drużyny?

- Jestem za tym, abyśmy grali ofensywnie. Chcielibyśmy, żeby cały zespół jednocześnie atakował, ale też bronił się. Nie ma u nas człowieka takiego jak Messi, którego moglibyśmy zwolnić z zadań defensywnych, bo w pewnym momencie przechwyci piłkę, ogra trzech przeciwników i sam strzeli bramkę. Czasami nawet ten Messi potrafi zrobić wślizg i odebrać piłkę. Mamy w zamyśle, żeby nasi boczni obrońcy byli aktywni w ofensywie. Może nie jest to widoczne teraz w takim stopniu jak było wcześniej, bo występują nowi zawodnicy. Sebastian Rudol dopiero uczy się dorosłej piłki. Jak na razie w obronie nie będzie grał w takim stopniu ofensywnie jak robił to Adam Frączczak. Adam ma więcej swobody w grze kombinacyjnej, rozegrania piłki, zdecydowanego wejścia. Z kolei Matuesz Lewandowski, który teraz jest we Włoszech, zdecydowanie mniej niż Adam włączał się w grę ofensywną. Wyhamowaliśmy zakres gry ofensywnych obrońców właśnie z tego względu. Doszedł także Hubert Matynia, który grał w IV lidze, a od marca jest u nas. To naprawdę duży przeskok. Dopiero po paru meczach dociera do zawodnika informacja, że gra w ekstraklasie jest trudna, na pewno trudniejsze niż gra w IV lidze. W ekstraklasie są boiskowi wyjadacze, cwaniacy. Wiedzą, kiedy młodego zawodnika wziąć na plecy, wypuścić, ograć. Wiele wody upłynie, i w Odrze, i w Wiśle zanim Hubert Matynia stanie się klasowym lewym obrońcą. Podobnie jak Sebastian prawym.

Dla mnie dużym zaskoczeniem była druga połowa z Górnikiem Łęczna. Byłem w szoku. Mieliśmy mecz pod kontrolą, a wymknął się z niej. Nie może być tak, że po stracie bramki tracimy koncepcję gry.

- O ile w ogóle się staną.

- Dokładnie. Potrzebują doświadczenia boiskowego, a będą je zbierali na murawie, kiedy będą popełniać błędy. Te na pewno jeszcze się przydarzą.

- Inaczej podchodzi pan do błędów popełnianych np. przez Huberta Matynię w porównaniu do błędów Hernaniego, czy Wojciecha Golli?

- Oczywiście. To jest wkalkulowane w grę Huberta i Sebastiana. Oczywiście rozmawiamy o tym, mówimy jak powinni się zachować, co w danym momencie zrobić, żeby wpoili sobie do głowy kanony gry dobrego obrońcy. Inaczej będziemy odbierali grę Matyni, Rudola, a inaczej Hernaniego, Dąbrowskiego czy Lisowskiego. Grają od pewnego czasu i jeżeli popełnią błąd, którego się po nich nie spodziewamy, to mamy duże zdziwienie, że coś takiego nastąpiło.

- Bardziej doświadczeni zawodnicy, np. defensywny pomocnik i lewy pomocnik, nie powinni bardziej asekurować Matyni w jego dwóch pierwszych meczach?

- Uczulamy na to zawodników. Starszy piłkarz, który dostaje młodego pod opiekę, wie, że musi go asekurować, zwrócić na niego uwagę, żeby nie miał kłopotów w grze, ale zdarza nam się o tym zapominać. Hubertowi trafiło się fatalnie. Zagrał z Wisłą, straciliśmy 3 bramki, z Górnikiem 4 i miał udział przy straconych golach. Ale jednocześnie pozostali, doświadczeni obrońcy, nie pomogli mu, żeby ten debiut był lepszy. Hubert miałby łatwiejszy debiut w takim meczach, w których to my prowadziliśmy grę np. z Piastem Gliwice. Ale z drugiej strony kiedy mamy spróbować wprowadzać go do drużyny? W 10 ostatnich minutach? Młodzi zawodnicy bardzo chcą zadebiutować, wejść do zespołu i grać. Czasami wydaje im się to proste. Mają od nas duży kredyt zaufania: gracie fajnie, jesteście młodzi, możecie popełnić błąd. W pewnym momencie są już ogranymi zawodnikami, więcej wymagamy od nich więcej, ale czasami dalej jest tak, że nie są w stanie wywiązać się ze swoich zadań. Zobaczymy, co będzie.

- Jak drużyna przepracowała przerwę reprezentacyjną?

- Dla mnie dużym zaskoczeniem była druga połowa z Górnikiem Łęczna. Byłem w szoku. Mieliśmy mecz pod kontrolą, a wymknął się z niej. Nie może być tak, że po stracie bramki tracimy koncepcję gry. Sporo rozmawialiśmy na ten temat z zawodnikami. Jak powinniśmy grać, czego od siebie wymagać, co robić na boisku, żeby do takich sytuacji nie dochodziło. Mieliśmy też kilka dni przerwy, odpoczęliśmy od siebie psychicznie. Wymazaliśmy to, co było, wymieniając poglądy i opinie. Musimy być lepiej zorganizowani w defensywie i wykorzystywać okazje, które mamy w ataku. Nazwałbym ten okres powrotem do korzeni. Mieliśmy dużo taktyki, przesuwania się na boisku, wzajemnej asekuracji, takie piłkarskie abecadło, które myślałem, że już od dawna mają zakodowane w głowach. Przypomnieliśmy sobie, od czego każdy z nas powinien zacząć.

- W ubiegłym tygodniu "Przegląd Sportowy" pisał "o strasznych rzeczach", które miały być udziałem Patryka Małeckiego. Klub zdementował. Jak pan do tego podchodzi?

- Dla dobra Patryka zdecydowaliśmy się, że zostanie z drugim zespołem. Dla mnie ta sytuacja nie była wygodna, bo miejsce Patryka jest na boisku w pierwszym zespole, on jest nam potrzebny. Jeszcze raz to podkreślę, że Pogoń to dla niego być może ostatnia szansa na zaistnienie w dorosłej piłce. Ma stworzone bardzo dobre warunki pracy, ma przychylnych sobie ludzi. Staramy się, żeby doszedł do formy. Potrzeba też jego chęci. Wiem, że bardzo tego chce, liczy się też z opinią kibiców, ale czasami to jest słomiany zapał. Rozmawiałem z nim, zarządem i zespołem. Rada drużyny też rozmawiała z Patrykiem. Chcemy, żeby grał w pierwszym zespole i czuł się jak zawodnik pierwszej drużyny, nawet jak go nie ma na boisku, a siedzi na ławce. Nie stało się nic wielkiego, że poszedł do rezerw, ale moje oczekiwania są zdecydowanie większe do niego niż do młodych. To jest jedyny zawodnik, który zdobył mistrzostwo Polski w tej drużynie. Ma co przekazywać młodym i innym, którzy nie wiedzą, jak ten tytuł smakuje. Ma dużą rolę do odegrania. Potrzebujemy jego pełnego zaangażowania i wiary w to, co robimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński