Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił matkę i poszedł spać. "Przykro mi, że ją zabiłem" - mówił w sądzie oskarżony

Mariusz Parkitny
Roman K. płakał wczoraj, gdy składał wyjaśnienia. Ale jego linia obrony nie jest spójna.
Roman K. płakał wczoraj, gdy składał wyjaśnienia. Ale jego linia obrony nie jest spójna. Andrzej Szkocki
- Nie miałem w domu dobrych wzorców. Alkohol, rozwód rodziców - bronił się w pierwszym dniu procesu 34-letni Roman K., oskarżony o zabójstwo matki.

Pierwsza rozprawa zaczęła się wczoraj przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. W nocy z 15 na 16 listopada ubiegłego roku w mieszkaniu przy ul. Sławomira oskarżony nożem kuchennym zabił 60-letnią matkę, Elżbietę. Potem poszedł spać, a rano powiedział bratu co zrobił i zabarykadował się w mieszkaniu. W tej sprawie nie ma wątpliwości, kto zabił i w jakich okolicznościach. Problemem jest ustalenie motywu. Zdaniem prokuratury, Roman K. działał z zamiarem bezpośrednim, czyli chciał zabić, lub godził się na taki skutek swojego działania. Ale dlaczego? Linia obrony oskarżonego nie jest spójna.

- Nie jestem złym człowiekiem. Przez wiele lat honorowo oddawałem krew. Narozrabiałem. Przykro mi, że zabiłem matkę - powtarzał Roman K..
Sugeruje, że jest chory psychicznie. Bezskutecznie leczył się z alkoholizmu.

- W szpitalu psychiatrycznym byłem kilka razy. Miałem wypis od lekarza, że cierpię na schizofrenię. Może gdybym tydzień później wyszedł ze szpitala, do tej tragedii by nie doszło - podejrzewa.

Ale biegli, którzy przez kilka tygodni obserwowali go w areszcie uznali, że jest zdrowy, choć uzależniony od alkoholu. Oskarżony sugeruje, że na jego psychikę wpływ miało trudne dzieciństwo. Rodzice rozwiedli się, gdy był jeszcze w podstawówce. Nie poszedł do szkoły średniej, nie zdobył zawodu. Ojcem został w wieku 17 lat. Nie za bardzo interesował się synem. Nigdzie nie zatrudnił się na dłużej. Gdy ojciec wyrzucił go z mieszkania, zamieszkał z matką w trzypokojowym mieszkaniu przy ul. Sławomira.

- Gdy dziewięć lat temu straciłem pracę w stoczni wpadłem w złe towarzystwo i zacząłem pić. Zostawiła mnie dziewczyna - mówi.

Gdy pił, stawał się agresywny. Policja założyła matce niebieską kartę dla ofiar przemocy domowej. Wielokrotnie Elżbieta K. wzywała patrol do awanturującego się syna, ale nigdy nie zdecydowała się na złożenie formalnego zawiadomienia przeciwko synowi. Sama też popijała.

W noc zabójstwa podobno wyzwała syna od najgorszych. On akurat robił frytki. Oblał ją gorącym olejem, jak mówi, nieumyślnie. Potem chwycił nóż kuchenny i wbił go jej w szyję.

- Cztery razy poruszyłem nim w ciele i odrzuciłem go do zlewu - mówił na pierwszym przesłuchaniu.

Potem poszedł spać. Rano powiedział bratu, że zabił matkę. Potem zabarykadował się w mieszkaniu. Strażacy musieli użyć łomu. Przed aresztowaniem utrzymywał się z opieki społecznej. Dostawał 270 zł miesięcznie. Twierdzi, że dokładał się do rachunków, ale mało kto w to wierzy. Matka skarżyła się na syna, że się obija.

- Nie pamiętam, czy tego dnia piłem alkohol. Wiem, że w domu był. Może jednak wypiłem kilka kieliszków. Ja muszę brać leki. Czasem czuję, że po nich odpływam i nie pamiętam, co robiłem - twierdzi.

Wczoraj sąd zaczął przesłuchania świadków.

Romanowi K. grozi dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński