Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak w Stargardzie unikają płacenia za parkowanie? "Na ciąże, prostatę i zaniki pamięci"

Emilia Chanczewska
Archiwum
Polacy to kombinatorzy i pieniacze, taki obraz wyłania się z opowieści pracowników stargardzkiej strefy płatnego parkowania. Jak zapewniają, na szczęście nie wszyscy są tacy.

Strefa Płatnego Parkowania działa w Stargardzie od czternastu lat, a od czterech jej biuro mieści się przy ulicy Reja.

Odwiedziliśmy je ostatnio, by przyjrzeć się przeważnie niewdzięcznej pracy zatrudnionych tam ludzi i posłuchać o problemach, z którymi na co dzień się borykają. A z tego, co mówią, jest śmieszno i straszno, bo kierowcy mają nieograniczoną fantazję w wymyślaniu tłumaczeń powodów nieopłacenia parkowania.

Na mocz

- Proszę mi anulować wezwanie, bo mam chorą prostatę i musiałem szybko iść zrobić siku! - tak tłumaczył się jeden pan. - Siku nagle chcą też małe dzieci, które są częstą wymówką, bo do szpitala, bo do lekarza - wymienia Bronisław Urbański, kierujący Strefą Płatnego Parkowania w Stargardzie. - Ludzie wymyślają cuda i sami w nie wierzą. Na przykład jedna pani przekonywała, że nie zapłaci, bo nie ma na to pieniędzy, a biletu postojowego za pięćdziesiąt groszy nie kupiła, bo tyle też nie ma. Ciekawe więc, że ma na paliwo! Bywały też eleganckie panie, które z uśmiechem i rozmachem kładły nam te trzydzieści złotych. Mąż pracuje w Anglii, czy Norwegii? - pytałem, a one zaskoczone skąd wiem.

Większość jednak chce uniknąć płacenia i podaje przeróżne powody braku ważnego biletu parkingowego.

- Przedłużyła się wizyta u notariusza, u dentysty, u fryzjera, przynoszą dokumenty na potwierdzenie, a dla nas to nie jest żadna podstawa do anulowania wezwania - opowiada Urszula Kowalczyk, od siedmiu lat pracownik biurowy SPP.

Worek z epitetami

- Powodów jest sto pięćdziesiąt. Różne też mają dla nas epitety - dodaje Urszula Kowalczyk. - Przeważnie jesteśmy "złodziejami" i "bandytami", ja byłam już "starą kur..". Sama nieraz nie wytrzymam tego wyzywania i nazwę kogoś bucem, czy burakiem. Zazwyczaj jestem grzeczna, miła i wyciszona, dzięki czemu ludzie też się uspokajają.

Pani Urszula opowiada, że normą jest gniecenie przez kierowców wezwań do zapłaty i rzucanie nimi po biurze.

- Nigdy ich nie podnoszę - mówi. - Gdy wraca już uspokojony i chce zapłacić, mówię że ma sam podnieść kartkę z podłogi. Ostatnio młoda kobieta rzuciła mi pieniędzmi. Nie przyjęłam ich, poprosiłam, by mi je podała. Ludzie muszą się nauczyć, że to nie jest nasza firma, my tu jesteśmy tylko pracownikami.

- Uświadamiamy ludziom, że wykonujemy tylko pewne procedury, nie stanowimy prawa, lecz działamy na podstawie uchwały rady miejskiej - tłumaczy Bronisław Urbański. - Nie mamy wpływu ani na stawki, ani na wygląd miejsc parkingowych. Odwoływać się mogą do zarządu dróg. My odpowiadamy tylko za oznakowanie pionowe i poziome oraz za parkomaty.

Ze spinką na parkomat

A parkomaty czasem się psują. Są też blokowane przez samych kierowców, którzy potrafią do środka wrzucić gwoździa, spinkę, czy zapałkę.

- Wtedy są dwa rozwiązania, albo zadzwonić do nas pod numer podany na parkomacie, albo poszukać innego - mówi szef SPP. - Na pewno zepsuty bankomat nie zwalnia z opłaty. Nie jest też tak, że przyjdzie fajna dziewczyna, uśmiechnie się i myśli, że jej anuluję. Albo że rodzina wyśle trzęsącego się dziadka, który mówi, że ma kłopoty z pamięcią i zapomniał kupić biletu. To czy powinien jeździć samochodem?

Osobny rozdział można by napisać o sposobach wykorzystywania w strefie karty dla osoby niepełnosprawnej. Nie sposób podać wszystkich sposobów stargardzkich kierowców na ominięcie płacenia.

Na przykład, gdy znajomi jadą gdzieś razem, tylko jeden wykupuje bilet, który daje drugiemu, gdy ten dostaje wezwanie z SPP. Kierowcy odkupują też od siebie wcześniej kupione bilety, by mieć czym okazać się w biurze SPP, gdzie idą z wezwaniem do zapłaty i prośbą o anulowanie go.

Lepsze auto, większy burak

Kombinują też handlujący na rynku, którzy dopiero idą do parkomatu, gdy na horyzoncie pojawiają się kontrolerzy. A ci ostatni też mają co do poopowiadania.

Pani Violeta i pan Piotr to para dobrze znana stargardzkim kierowcom. Od dziesięciu już lat kontrolują posiadanie ważnych biletów.

- Czym lepszy samochód, tym bardziej się kłócą - opowiada Violeta Kotlarek. - A dziadek w skodzie już z daleka bilet pokazuje. Najgorzej jest przed świętami, ludzie najbardziej się z nami kłócą. Brak biletów tłumaczą tym, że są zabiegani.

Piotr Piszczek wspomina, jak jeszcze w poprzedniej siedzibie Strefy Płatnego Parkowania pewna pani złapana bez biletu okazywała się... kartą ciąży.

- Kolega na to do niej - ale to nie moje dziecko! - śmieje się pan Piotr. - Był też przed laty przypadek oskarżenia kontrolera o kradzież portfela przez uchyloną szybę. Okazało się potem, że portfel spadł pod fotel. Dlatego teraz sprawdzamy i fotografujemy wyłącznie przednią szybę, za którą widoczny musi być bilet. Ostatnio miałem przykrą sytuację na stacji paliw. Facet zaczął mnie wyzywać nawiązując do mojej pracy. A dwa lata temu podpalili mi skuter...

- Kierowcy wyzywają ich od ślepych, głuchych i psychicznie chorych - dodaje Bronisław Urbański. - A ja na to pytam, czy mają kwalifikacje lekarskie do stawiania tu takich diagnoz? To naturalne, że ludzie nie lubią płacić. Dziwią się, że bilet po czasie jest nieważny. A czy jak ktoś ma bilet ze Stargardu do Wrocławia i jedzie na nim dalej do Krakowa, to jest dalej ważny?! Sytuacji konfliktowych mamy bardzo dużo. Niewdzięczna ta nasza robota, ale komornik ma jeszcze gorzej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński