Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O krok od tragedii w Stargardzie. Pilnujcie dzieci na drodze!

Wioletta Mordasiewicz
Chwilę po potrąceniu na miejscu znaleźli się rodzice dzieci, które nagle wtargnęły na jezdnię.
Chwilę po potrąceniu na miejscu znaleźli się rodzice dzieci, które nagle wtargnęły na jezdnię. Wioletta Mordasiewicz
Niefrasobliwość rodziców i brak należytej uwagi poświęconej dzieciom może skończyć się dramatem. Niewiele brakowało, aby do tragedii doszło w śródmieściu. Na szczęście taksówkarz w porę wyhamował.

Zdaniem kierowców niebezpieczne sytuacje z udziałem dzieci, którym rodzice nie poświęcają wystarczającej uwagi, nie są w Stargardzie rzadkością.

- Sama kilka razy byłam w takiej sytuacji - mówi Małgorzata Ołtuszewska, stargardzianka. - Dzieci wbiegają na jezdnię, nie patrzą na nic. Dwa dni temu jakieś dziecko bawiło się piłką przy drodze. Piłka uderzyła mi w maskę auta.

W niebezpieczeństwie kilka dni temu była trójka małych dzieci. O mały włos znalazłyby się pod kołami samochodu. Taksówkarz jechał mercedesem ulica Reja w kierunku Piłsudskiego. Nagle zza samochodu stojącego na chodniku, na wysokości posesji nr 10, na jezdnię wybiegły dzieci.
- Uderzyły w maskę mercedesa - opowiadali świadkowie zdarzenia. - Do tragedii brakowało niewiele. Gdzie jest matka? Gdzie ojciec? Jak można dzieci tak same puszczać!

Dzieci upadły na jezdnię. Na szczęście kierowca samochodu w porę wyhamował i zatrzymał się tuż przed nieletnimi. Mercedesem jechał 61-letni taksówkarz.

- Z relacji świadków wynika, że kierowca mercedesa jechał wolno - mówi Łukasz Więckowski ze stargardzkiej komendy policji. - Dzieci uderzyły w maskę auta, ale na szczęście doznały niegroźnych dla życia obrażeń ciała. Na miejsce przyjechało pogotowie ratunkowe. Dzieci zostały opatrzone na miejscu. Nie było potrzeby zabierać je do szpitala.

Dzieci chciały przebiec przez jezdnię, bo szły do lodziarni po drugiej stronie ulicy. Byli to 12- i 8-letni chłopcy oraz 7-letnia dziewczynka. Cała trójka mieszka przy pobliskiej ul. Konopnickiej. Jak informuje policja, matka była w domu z pozostałymi dziećmi. Trójką, która wbiegła na jezdnię, miał się opiekować jej partner.

- Opowiadał, że krzyczał, by się zatrzymały - relacjonuje Łukasz Więckowski.

Na miejsce wezwano policję. Całe zdarzenie dla rodziców dzieci skończyło się tym razem tylko pouczeniem. Nie zawsze tak jest. Za dopuszczenie do potrącenia dziecka do sądu trafił 39-letni Wacław O. ze Stargardu. Też w maju, ale ubiegłego roku, jego syn, 5-letni Adrian wbiegł pod taksówkę na ulicy Piłsudskiego. Chłopcu nic się nie stało. Ale sprawa braku właściwej opieki nad chłopcem trafiła na wokandę. Tydzień temu Wacław O. dostał od sądu naganę. Adrian to ten sam chłopiec, który w sklepie odkręcił pojemnik ze żrąca substancją. Policja apeluje do rodziców, by podczas spacerów małe dzieci trzymać za ręce. W każdej chwili mogą wbiec na jezdnię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński