Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozgrywający Wilków Morskich: pozostał duży niedosyt

Przemysław Sierakowski
- Bardzo trudno było nas powstrzymać, gdy graliśmy na dobrej skuteczności. O wiele trudniej grało nam się, gdy piłka nie chciała wpadać do kosza - twierdzi Marcin Flieger I (z prawej).
- Bardzo trudno było nas powstrzymać, gdy graliśmy na dobrej skuteczności. O wiele trudniej grało nam się, gdy piłka nie chciała wpadać do kosza - twierdzi Marcin Flieger I (z prawej). Sebastian Wołosz
Marcin Flieger, koszykarz Wilków Morskich Szczecin, w rozmowie z "Głosem", podsumowuje miniony sezon.

- Pierwsza kwarta trzeciego meczu z MOSiR Krosno to kwintesencja tego, na co was stać. Trudno powtórzyć tak dobrą skuteczność rzutową, ale daliście pokaz swojego olbrzymiego potencjału.

- Na pewno tak. W miniony weekend rozegraliśmy dwa, zupełnie różne spotkania. To pierwsze, gdzie mieliśmy tydzień odpoczynku między grą. Dzięki temu doszliśmy do siebie fizycznie i na pewno psychicznie, bo byliśmy bardzo rozdrażnieni tymi słabymi meczami w Krośnie, które przegraliśmy. Tę wolę walki i determinację było widać od pierwszej minuty w sobotę, a to przełożyło się na wynik. Pokazaliśmy na co nas stać oraz to, jak każdy z zawodników powinien grać. W niedzielę okazało się, że trzeci mecz kosztował nas dużo sił i tej energii gdzieś zabrakło. Po rozgrzewce było widać, że brakuje błysku z soboty. Zaczęliśmy nieźle, ale z każdą minutą było gorzej, bo brakowało sił. Wyszło na to, że MOSiR był po prostu lepiej przygotowany do tego sezonu. Lepiej znosili trud grania dzień po dniu.

- Z czego wynika fakt, że byliście źle przygotowani do sezonu? Błędy popełniono przed startem rozgrywek, czy w ich trakcie?

- Bardzo trudno oceniać to już na tym etapie. Akumulatory na pewno ładuje się przed sezonem. Te pierwsze dwa miesiące są bardzo ważne, które później procentują, bo dają siłę na całe rozgrywki. Trener Koziorowicz starał się to jeszcze pozmieniać, chciał byśmy wyglądali dobrze fizycznie, ale miał zbyt mało czasu. Zmieniliśmy cykl treningowy, zaczęliśmy mocniej trenować i więcej wagi przykładać obronie. Myślę, że tych czynników było kilka i z nich brały się nasze porażki.

- Jest pan zadowolony z tego sezonu spędzonego w Wilkach Morskich Szczecin?

- Pozasportowo wszystko było na najwyższym poziomie. Nie ma żadnych podstaw, żeby jakkolwiek narzekać. Zbudowano fajną drużynę, która była dobrze poukładana. Nie mieliśmy żadnych problemów, mogliśmy zająć się tylko trenowaniem i za to trzeba podziękować działaczom. Sportowo pozostaje ogromny niedosyt. Mogliśmy ten sezon rozegrać o wiele lepiej. Stać nas było na pierwszą czwórkę.

- Wasza gra w kratkę nie wynikała z tego, że mimo doświadczonych graczy na pokładzie, graliście ze sobą dopiero pierwszy sezon? W niektórych spotkaniach o losach meczu przesądzały indywidualności.

- Dokładnie tak było. Kilka spotkań wygraliśmy umiejętnościami indywidualnymi. Może jest w tym trochę racji. Zespoły, które są w czubie tabeli budowano od ładnego kawałka czasu. Po zakończonym sezonie nie wymieniają całej kadry, robią tylko małe retusze i to procentuje, bo grają fajny basket. Oczywiście zdarza się tak, że można zbudować zespół w jeden sezon, ale czasem się to nie daje. U nas się nie udało. Drobne korekty w naszym składzie byłyby potrzebne. Mamy doświadczonego trenera w postaci Krzysztofa Koziorowicza i gdyby miał więcej czasu to by poukładał to rozsądnie, po swojemu.

- Jakie pozycje należałoby wzmocnić, by Wilki mogły realnie walczyć o awans do ekstraklasy?

- Pierwszą myślą jest to, że potrzebowalibyśmy zawodnika pod kosz, który zajmowałby się taką brudną robotą. Myślę tu o walce na tablicach, stawianiu zasłon, potrzebujemy większej siły pod koszem. Każdy z naszych wysokich jest bardziej predysponowany do tego, by grać bliżej obwodu. Potrafią rzucać z dystansu i półdystansu. Przydałby się jeszcze jeden zawodnik, który mógłby odciążyć tych na pozycji 1 i 2. Dobrze by było, gdyby był bardziej dysponowany do penetrowania strefy podkoszowej, niż żeby rzucać. Byliśmy zespołem, który był uzdolniony rzutowo, brakowało nam umiejętności w grze 1 na 1

- To było waszą największą słabością, bo gdy rzuty nie wpadały, to przegrywaliście.

- Bardzo trudno było nas powstrzymać, gdy graliśmy na dobrej skuteczności. O wiele trudniej grało nam się, gdy piłka nie chciała wpadać do kosza. Tym bardziej przydaliby się nam ktoś pod kosz i ktoś, kto by więcej penetrował, niż rzucał. Wszystko zależy jednak od decyzji działaczy, trenerów i prezesa.

- Marcin Flieger wyraża chęć pozostania w Szczecinie na kolejny sezon?

- Na pewno tak. Mnie się tutaj bardzo podoba. Wszystko jest dobrze poukładane. Dobrze by było zrobić coś większego w przyszłym sezonie. Mam na myśli zagrać o wyższe cele. W tych rozgrywkach były apetyty, ale nic z tego nie wyszło, warto by to naprawić.

- Przed rozpoczęciem sezonu pytałem pana o to, jak podoba się mu Szczecin. Zmieniło się coś w tej kwestii po kilku miesiącach spędzonych w tym mieście?

- (śmiech) Czuję się tu jeszcze lepiej, bo o wiele sprawniej się po Szczecinie poruszam. Już nie kieruję się nawigacją, by gdziekolwiek trafić. Poruszam się swobodnie. Syn dalej chodzi do przedszkola, zaczęliśmy żyć tutaj, jak u siebie.

- Przed zespołem teraz okres wakacji. Gdzie i jak Marcin Flieger będzie odpoczywał od koszykówki?

- Na pewno zrobię sobie jakieś dwa tygodnie rozbratu z koszykówką, żeby ponownie nabrać chęci do tego wszystkiego. Potem trzeba będzie zacząć się już ruszać, by się nie zastać i nie zapuścić. Do końca miesiąca będę w Szczecinie, później udaję się do rodzinnego miasta, czyli Poznania i będziemy myśleć o wypoczynku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński