Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejny egzamin z dojrzałości Sebastiana Rudola

Marcin Dworzyński
- W Pogoni zostaję na pewno do końca czerwca, a potem zobaczymy. Mam jeszcze półtora roku kontraktu. Myślę o maturze i o tym co teraz, bo życie sportowca jest bardzo przewrotne - twierdzi Sebastian Rudol.
- W Pogoni zostaję na pewno do końca czerwca, a potem zobaczymy. Mam jeszcze półtora roku kontraktu. Myślę o maturze i o tym co teraz, bo życie sportowca jest bardzo przewrotne - twierdzi Sebastian Rudol. Andrzej Szkocki
Rozmowa z Sebastianem Rudolem, piłkarzem Pogoni Szczecin i tegorocznym maturzystą.

- Spotkaliśmy się po treningu. Teraz większość udaje się na odpoczynek, a ty musisz jechać do szkoły.

- Tak wygląda mój dzień. Zbieramy się z Dawidem Kortem, by załapać się jeszcze na dwie, trzy lekcje. Bierzemy od nauczycieli materiały do domu i tam się przygotowujemy, bo już niedługo matura. Na trening zabieram także plecak z książkami i zeszytami.

- Gdy rozmawialiśmy pierwszy raz, miałeś 16 lat, a zwolnienia musiał pisać za ciebie klub. Jak teraz wygląda frekwencja na zajęciach?

- W szkole pracują ludzie, którzy mają do mnie zaufanie. Uczęszczam tam trzeci rok i dobrze mnie znają. Wiedzą, że jak nie ma mnie na lekcjach, to popracuję w domu, by ich nie zawieść. Sami musimy się mobilizować i poprawiać oceny. Frekwencja jest niska, ale broni się przez oceny.

- Dalej studia? A może pierwsze papiery trenerskie?

- Nie chcę porzucać szkoły zaraz po liceum. Mam taki plan, że jak zdam maturę, to chcę iść na IKF i tam rozpocząć swoją naukę. Po roku można wziąć indywidualny tok nauczania. Trenerem na pewno chciałbym kiedyś zostać, ale raczej młodzieży.

- Plany dalekie jak twoje auty. Skąd zdolność takiego wyrzutu?

- To chyba warunki fizyczne. Mam długie ręce i to mi pomaga. Na siłowni także zwracam uwagę na pewne elementy.

- Pamiętam, że grając w juniorach zdobyliście w ten sposób mnóstwo bramek, teraz korzysta na tym pierwszy zespół. Trener zasugerował - rzucaj?

- Myślę, że wszyscy o tych autach wiedzieli, ale kluczowa jest też pozycja. Od dwóch lat grałem w środku pomocy i nie było sensu, by brać się za każdy aut. Teraz pojawiły się kontuzje i szansa, by spróbować gry na prawej obronie. Jeśli to pomaga nam w zdobywaniu punktów, to dlaczego nie.

- Prawa obrona w twoim wykonaniu to chyba jednak konieczność. Podejrzewam, że wciąż czujesz się swobodniej na środku obrony lub pomocy?

- Na pewno, ale można tak samo powiedzieć, że gdybym przez całą przygodę z piłką trenował na prawej obronie i ktoś nagle wstawiłby mnie na środek pomocy. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Jestem jeszcze młody i nieukształtowany. Jeśli miałbym dalej występować na prawej obronie, to nie widzę przeszkód.

- Mam jednak takie wrażenie, że na dłuższą metę to nie zda egzaminu. Jeśli chcesz być tylko solidnym prawym obrońcą to jasne, ale większy potencjał drzemie w tobie na środku defensywy i to tam możesz dalej zajechać.

- Oczywiście. Też oglądam lepsze ligi i wiem jakie warunki oraz atuty posiadają boczni obrońcy, a jakie środkowi. Na razie to nie jest mój problem. Muszę patrzeć na to by się rozwijać, a przede wszystkim grać. Do tego tematu można wrócić w przyszłości.

- Jesteś trochę wyjątkiem, bo ostatnio na bokach obrony grali byli skrzydłowi jak Pietruszka, Lewandowski czy Frączczak.

- Ja też zawsze myślałem, że zawodnicy są przypięci do swojej pozycji, do momentu kiedy pojechałem na kadrę do lat 15 i zobaczyłem, że u trenera Marcina Dorny napastnicy stawali się prawymi obrońcami. Nie można powiedzieć, że jest się typowym skrzydłowym i tylko tam będzie się grało, bo nie wiadomo co przyniesie los.

- Tobie ten los, w obliczu kontuzji kolegów, dał szansę regularnych występy na ekstraklasowych boiskach. Co z nich wyniosłeś?

- Przede wszystkim zobaczyłem w jakim jestem miejscu pod względem fizycznym. Zawsze myślałem, że jestem bardzo wytrzymały i mogę dużo biegać, a tu 70. minuta i bolą nogi. Nawet jeżeli tempo nie jest wysokie, to dochodzą emocje i trzeba się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Te mecze dały mi bardzo wiele do dalszej nauki i rozwoju. Zauważyłem, że w naszej ekstraklasie bardzo wiele zależy od taktyki. Zawodnicy są bardziej poukładani niż w niższych ligach, gdzie czasami wszystko było na hurra. Każdy ma swoje zadanie. Tutaj uczę się konsekwencji przez pełne 90 minut.

- No i tego by trzymać ręce przy sobie. Zabolał cię ten karny w meczu z Ruchem Chorzów?

- Na chwilę trochę mnie to zdeprymowało, bo w głupi sposób dostałem kopa od losu. Cieszę się, że potem po moim aucie zdobyliśmy bramkę. To pozwoli zapomnieć.

- W dniu meczu z Lechem Poznań obchodziłeś urodziny i pewnie otrzymałeś w prezencie wiele cennych rad. Która najbardziej utkwiła w pamięci?

- Może to nie była rada, ale trener Wdowczyk powiedział do mnie przed meczem - Rudi dzisiaj debiutujesz w pierwszym składzie. Na co odpowiedziałem, że przecież debiutowałem już z Polonią Warszawa. Trener stwierdził jednak, że dopiero teraz przede mną prawdziwy sprawdzian, bo pamiętamy jak ten mecz z Polonią wyglądał. To utkwiło mi w pamięci, bo zdałem sobie sprawę, że to mój pierwszy poważny sprawdzian w seniorskiej piłce.

- A rady od kolegów z boiska?

- (śmiech) Zacząłem na boku z Murayamą, więc bardziej komunikowaliśmy się po angielsku. Dużo pomagał mi Bartosz Ława, który starał się mnie asekurować. Wiele wskazówek dał Wojciech Golla, który powtarzał - spokojnie, rób to co na treningach.

- I chyba się udało? Radosław Janukiewicz nie miał za wiele okazji by na ciebie pokrzyczeć.

- Było tylu ludzi, że nawet jakby krzyczał, to nie bardzo bym go słyszał (śmiech). To oczywiście pomaga, bo ktoś wejdzie na mecz ospały i takie pokrzyki od trenera czy bramkarza pozwalają pobudzić się i wrócić na właściwe tory.

- Za te ostatnie mecze zbierasz dobre recenzje, ale nie wierzę, że trener Wdowczyk nie ma do ciebie zastrzeżeń.

- Ja też się dziwię, że jest tyle tych pochlebnych opinii, bo jest nad czym pracować. Szczególnie w tym ostatnim meczu popełniłem kilka błędów i trener to mi wytyka. Muszę jeszcze dużo pracować, by prezentować ten solidny ligowy poziom, a mówiąc szczerze, te dobre opinie są chyba trochę na wyrost.

- W pierwszym zespole zacząłeś treningi mając 16 lat. Dlaczego musieliśmy tak długo czekać, aż wreszcie będziesz bardziej widoczny?

- Często się nad tym zastanawiałem. Miałem 16 lat i czułem się na tyle mocny, że mogłem wejść do zespołu i zacząć od razu grać. Nie żałuję tego, że tyle czasu spędziłem w pierwszym zespole. Miałem też sporo wyjazdów na kadrę, przez co moja forma fizyczna była taką sinusoidą. Dużo wahań. Potem nauczyłem się cierpliwości. To bardzo ważna cecha. Można to teraz porównać do Artura Szpilki, który jest młody, ambitny i chciałby się bić z najlepszymi na świecie, a jednak sam się przekonał, że na to potrzeba czasu i cierpliwości.

- Wiem, że bardzo się złościłeś na ten brak gry. Kto wtedy studził twoją głowę?

- Na początku byłem bardzo zły. Wróciłem z mistrzostw Europy gdzie zajęliśmy trzecie miejsce. Byłem w gazie, a nie dostawałem od trenera Artura Skowronka szans. Denerwowało mnie to. Myślałem, sobie - kurcze mam medal mistrzostw Europy, a nie mogę tutaj dostać szansy? Z czasem zrozumiałem, że trzeba być cierpliwym i skoro trener podejmuje takie wybory, to widocznie tak musi być. Tata i mama są takimi osobami, które mi pomagają. Zawsze patrzyli na wszystko chłodną głową, bym był spokojny i zajął się szkołą. Kiedy grałem mniej, miałem problemy fizyczne i nie czułem się za dobrze, to poprawiałem oceny w szkole i te wyniki mnie motywowały.

- Ostatnio praktycznie nie miałeś wakacji. Jak będzie w tym roku?

- Nawet niedawno rozmawiałem z tatą, że w tym roku naprawdę przez tydzień muszę odpocząć od piłki i gdzieś pojechać. W zeszłym roku nie miałem wakacji i odbiło się to czkawką. Skończył się sezon, pojechałem na kadrę, potem do domu, a tam chłopaki już wołali na orlika, więc codziennie graliśmy. Potem do listopada musiałem się odkręcać. Nauczyłem się, że mimo miłości do piłki, czasami trzeba odpocząć od tego co tak bardzo kocham, nawet wbrew swojej woli.

- Z tego co wiem umowa była taka, że możesz pojawić się w olimpijskiej reprezentacji, ale musisz regularnie grać. Jak teraz wyglądają twoje kontakty z Marcinem Dorną?

- Jest dużo chłopaków, starszych ode mnie, którzy prezentują wysoki poziom. W każdym meczu muszę pokazywać, że zasługuję na powołanie. Z trenerem Dorną rozmawiałem przy okazji meczu z Widzewem Łódź, kiedy byłem tym dziewiętnastym i nie załapałem się do szerokiego składu. Pojechałem na mecz, spotkaliśmy się na trybunach i powiedział, że drzwi są otwarte. Przed wakacjami jest Turniej Czterech Narodów i tam mam się pokazać. Zaimponowało mi to, że pytał się o moje treningi w klubie. To trener który bardzo interesuje się zawodnikami. Przykładowo Lukas Klemenz miał problemy z sercem, a trener pojechał odwiedzić go w domu.

- Nie uda się powtórzyć waszego sukcesu obecnej reprezentacji do lat 17, która przegrała w karnych z Turcją. Oglądałeś ten mecz?

- Tak, śledziłem go z trenerem Marcinem Łazowskim. Bardzo to przeżywał. Jest spory niedosyt. Przypomniał mi się moment, kiedy sami awansowaliśmy do finałów, radość była wtedy nie do opisania. Piłka już taka jest. Doszliśmy do wniosku, że można w eliminacjach wygrać pięć spotkań, a w szóstym zremisować i nie pojechać na finały. To pokazuje, jak to wszystko jest kruche i jak trudno tam awansować. Patrząc na potencjał roczników 1998 i 1999, to niebawem zobaczymy naszą kadrę w finałach.

- Przed tą rundą był temat wypożyczenia ciebie do innego klubu. Było blisko?

- Temat rzeczywiście był, ale ustaliłem z rodzicami i managerem, że do matury gram tutaj. Przyznam szczerze, że na początku paliłem się, by odejść gdzieś grać i pokazać wszystkim, że w innym zespole będę odgrywał znaczącą rolę. Ta matura jest jednak bardzo ważna.

- W twoim przypadku taki prawdziwy egzamin dojrzałości?

- Tak i także cierpliwości. W Pogoni zostaję na pewno do końca czerwca, a potem zobaczymy. Mam jeszcze półtora roku kontraktu. Myślę o maturze i o tym co teraz, bo życie sportowca jest bardzo przewrotne.

- To co jest trudniejsze? Prawdziwy debiut z Lechem czy matura?

- Wszyscy się boją matematyki, a ja z kolei polskiego (śmiech). Oba te egzaminy, maturalny i piłkarski są dla mnie ważne, ale ważniejszy był chyba jednak ten sportowy, bo na boisku można zawalić i nie grać przez dwa kolejne miesiące, a maturę da się później poprawić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński