Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć za śmierć

Redakcja
Rodziny przyjeżdżają na tzw. tereny odzyskane, by dostać swój kawałek ziemi. O grosz jest ciężko, są i rodzinne konflikty. Jeden doprowadził do okrutnej zbrodni...

23 czerwca 1948 roku. Blady świt. Nie wybiła jeszcze 5 rano. Na posterunek policji w Brzeżnie wbiega zakrwawiona Maria K. - Brat mój Czesław zamordował siekierą męża! - krzyczy. - Mnie pobił siekierą dotkliwie, ale darował mi życie pod warunkiem, że go nie wydam!

Kobieta uciekła przez okno, zostawiając mordercę w domu. Mieszkali we troje - Maria, jej mąż Wiktor i brat Czesław.

Wszędzie krew

Milicjanci zaczynają działać. Czesław S. ulotnił się jednak jak kamfora. Do komend w Białogardzie i Drawsku trafiają kolejne telefonogramy, odpowiedniki dzisiejszych... esemesów. "Morderca Czesław S., lat 22, zbiegł w kierunku powiatu drawskiego. Zachodzi możliwość, że będzie starał się wsiąść w pociąg na jednej ze stacji tamtejszego powiatu" - informują mundurowi swoich kolegów. "Blondyn kędziorowaty", średniego wzrostu, ubrany w długie robocze buty, zielone drelichowe spodnie i szarą marynarkę - część mundurowych rozpoczyna pościg. Pozostali jadą na miejsce zbrodni. W aktach sprawy można odnaleźć ręczny szkic sytuacyjny, na którym zaznaczono na przykład "kubeł z zafarbowaną krwią wodą", plamę krwi w korytarzu, miejsce porzucenia siekiery.

Dom rodziny był jednopiętrowym, typowo gospodarskim budynkiem. Funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce, zobaczyli tragiczny krajobraz. Krwawe odciski dłoni na ramach okien, ślady krwi w sypialniach i na korytarzu. W tym grugim pomieszczeniu plama krwi miała około metra średnicy. "Cały ten kawałek był zmywany wodą" - zauważył w protokole milicjant. Obok pralni przy zejściu do piwnicy leżały zwłoki Wiktora K. Leżał na brzuchu, z wyciągniętymi rękami i podkurczonymi nogami. Ubrany tylko w kalesony i koszulę. Śledczy odnaleźli niewyraźne ślady krwi, które prowadziły z miejsca zabójstwa do pobliskiej szosy. "Psa milicyjnego nie użyto ze względu na padający deszcz" - wyjaśnił mundurowy w protokole oględzin miejsca zbrodni.

Pieniądze za krowę

Tydzień po tragedii na przesłuchanie ponownie stawiła się 28-letnia wdowa Maria K.

- Na ziemie odzyskane przybyłam wraz z bratem Czesławem w 1945 roku w okresie żniwnym z Solca nad Wisłą - rozpoczęła. Gospodarkę dostali w Rzepczynie. Rok później w Świdwinie poznała Wiktora K. 4 stycznia 1947 roku byli już małżeństwem. Do połowy czerwca 1948 roku mieszkali całą gromadą - Maria z mężem Wiktorem, jej brat Czesław, młodszy 14-letni brat Jan i rodzice. 12 czerwca rodzice i 14-latek wrócili do Solca.

- Z początkiem miesiąca brat Czesław otrzymał nakaz zapłacenia kosztów sądowych z postępowania karnego Sądu Grodzkiego w Białogardzie. W sumie ponad 6 tys. złotych - opisywała młoda wdowa.
22-latek ukarany był za kradzież. - Ponieważ byłam w krytycznym położeniu materialnym, wspólnie z mężem i bratem uzgodniliśmy, by zamienić krowę naszą dobrą na gorszą i pobrać dopłatę - opowiadała Maria K..

Znalazł się chętny - zaoferował swoją krowę, cielaka oraz dopłatę 8 tys. złotych. Wpłacił zaliczkę.
- Bez naszej wiedzy Czesław odebrał resztę, czyli 5 tys. złotych - tłumaczyła śledczym kobieta. Nie przyznał się, a potem zniknął z domu. Wrócił 23 czerwca około 4 rano. - Na krzyk męża "ojej, ojej, ojej" wybiegłam z pokoju sypialnego na korytarz i ujrzałam męża leżącego twarzą do podłogi w kałuży krwi. Brat Czesław w tym czasie zamierzał uderzyć siekierą leżącego. Na widok mej osoby i krzyku zmienił kierunek i uderzył mnie obuchem siekiery w głowę trzy razy. Raz po raz - mówiła. Kobieta postanowiła ratować ukochanego. Złapała za siekierę, błagając, by brat się opamiętał. Uderzył ją wtedy w plecy. - A potem usłyszałam "trzask". Uderzył siekierą męża w głowę - zeznała.

Czesław kazał siostrze iść do łóżka, by nie robiła śladów, a sam próbował zatrzeć dowody makabrycznej zbrodni. Kobieta uciekła przez okno. Z ranami ciętymi głowy i ręki pobiegła na policję. Potem trafiła do szpitala w Świdwinie.

Zatrzymany się przyznał

Tego samego dnia zeznania złożyła matka zamordowanego Wiktora. Poruszona kobieta rzuciła cień na postać synowej. Przede wszystkim była rozgoryczona, bo ta nie zawiadomiła jej o śmierci Wiktora. Nie podobało jej się też, jak synowa odnosiła się do niego. - Zdarzały się wypadki, że rzucała za synem, co miała w ręku - twierdziła i dodała, że Wiktor K. na jesieni chciał odejść od żony.
Tymczasem w pobliskim Koszanowie (gm. Brzeżno) milicjanci zatrzymują podejrzanego Czesława S. Jak udało się ustalić śledczym, przez tych kilka dni dopisał do swego konta jeszcze kradzież z włamaniem - skusił się na garnitur, pantofle, a że i w okradanym mieszkaniu znalazł gotówkę, ją również "przytulił".

Czesław S. już podczas pierwszego przesłuchania przyznał się do zamordowania szwagra siekierą. Twierdził jednak, że to on "wystarał się" o dobrą krowę, która utrzymywała rodzinę, dlatego postanowił osobiście odebrać za nią należność. A że szwagrowi się to nie spodobało, uciekł z domu z gotówką. Wrócił do domu w nocy z 22 na 23 czerwca. - O godzinie 4.30 do mojego pokoju wszedł szwagier i powiedział: "wróciłeś job twoja mać", a wówczas ja zerwałem się z krzesła i uderzyłem go obuchem siekiery w głowę - zeznawał. Potwierdził wersję siostry - leżącego już na korytarzu szwagra uderzył w bok, potem w plecy i w głowę. Od ostatniego ciosu pękła czaszka.

Kiedy Czesław S. ukrywał się przed milicją, kilka osób go widziało. - Jak mnie ludność cywilna ścigała, to ja im mówiłem odejdź, bo dostaniesz w łeb i ci bali się do mnie dostąpić. Aż dopiero dolecieli ORMO-wcy i ci mnie zabrali - opisywał.

19 lipca do Sądu Okręgowego w Koszalinie trafił akt oskarżenia. Czesławowi S. prokurator zarzucał popełnienie czynu opisanego w artykule 225 Kodeksu Karnego z 1932 roku. Wówczas artykuł ten przewidywał za umyślne zabójstwo karę od 5 lat więzienia, dożywocie lub karę śmierci.

Wyrok w jeden dzień

27 lipca rozpoczęła się rozprawa. Oskarżony ponownie przyznał się do zamordowania szwagra i potwierdził, że potajemnie odebrał 5 tys. złotych - pozostałą część należności za krowę, a pieniądze wydał m.in. na spłatę długów u kowala i krawca. Tego samego dnia usłyszał wyrok - sąd skazał go na karę śmierci i dołożył jeszcze orzeczenie o utracie praw publicznych i obywatelskich na zawsze. "Zważywszy, że wina oskarżonemu Czesławowi S. w popełnieniu przez niego zbrodni zabójstwa została całkowicie udowodniona, że zbrodni tej dokonał on z zimną krwią i z premedytacją, czekając prawdopodobnie kilka godzin w swym pokoju na pokazanie się szwagra swego, aby go zamordować, że zbrodnię tę popełnił bez najmniejszego powodu (...), jest on osobnikiem groźnym dla społeczeństwa i tylko wyeliminowanie go z takowego może być odpowiednią karą dla niego" - czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Prośba o ułaskawienie odrzucona

Już dzień później Czesław S. wysłał list do prezydenta z prośbą o ułaskawienie. Prosił o zamianę kary śmierci na karę więzienia. Odręczna notatka zachowała się do dziś w aktach sprawy. "Zbrodni zabójstwa dopuściłem się na skutek nieporozumień ze szwagrem na tle pieniędzy" - zaczął. "Jestem młody, liczę 22 lata życia. Pochodzę z województwa kieleckiego, gdzie moi rodzice mają gospodarstwo. Szkoły powszechnej sześć klas ukończyłem. Rodzice mieli nas troje (...)" - starannym, równym pismem obrazował kolejne lata życia, te wojenne, te powojenne, czas, kiedy nie było co do garnka w domu włożyć. "Obywatelu prezydencie! Mordercą stałem się nie dla łupu, nie dla grabieży, lecz wskutek ciężkich okoliczności rodzinnych. (...) W chwili popełnienia zabójstwa nie zdawałem sobie sprawy, co czynię" - zarzekał się.

20 sierpnia z Ministerstwa Sprawiedliwości nadeszła odpowiedź. Prezydent nie skorzystał z prawa łaski w stosunku do Czesława S.

W październiku 22-letni Czesław S. został stracony przez powieszenie. Ostatnim dokumentem w aktach sprawy jest wniosek o wykreślenie go z ewidencji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński