Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak pancernik w przeszłość odpłynął

Wojciech Wachniewski, [email protected]
Pod koniec II wojny światowej niezaprzeczalną zaletą pancernika była jego uniwersalność. Lotniskowiec może i zepchnął ciężką artylerię okrętową na drugi plan, lecz pancernik nie stał się czymś zbędnym.

Podczas działań na Pacyfiku sprawdził się, będąc znakomitą podstawą dla artylerii przeciwlotniczej. Jeszcze lepszy okazał się w precyzyjnym, kierowanym z pomocą radaru, ostrzale celów punktowych, leżących w wielkiej odległości. Zalety te są cenne nawet dziś i naprawdę szkoda, że po 1945 roku pancerniki tak szybko znikły z mórz i oceanów świata.

W nieco zwodniczym blasku broni atomowej łatwo nie dostrzec kolejnej zalety pancernika - jego długowieczności w służbie. Żaden inny okręt wojenny nie nadawał się do wykorzystania przez czas równie długi, jak było to z pancernikiem, ani do równie gruntownych jak w przypadku pancerników modernizacji, w tym zmian w uzbrojeniu.

Przez prawie czterdzieści lat sądzono, że byle rakieta może zniszczyć pancernik, wobec czego okręty liniowe uznano za przeżytek bez przyszłości, a przecież dwa japońskie giganty pokazały w latach 1944-45, że wcale nie jest łatwo zatopić nowoczesny pancernik. Sprzeczności w podejściu do pancerników po 1945 roku widać wyraźnie na przykładzie brytyjskiego "Vanguarda", który wszedł był do linii wiosną 1946 roku. Ze swą wypornością 42.500 ton był on największym okrętem liniowym w dziejach Royal Navy.

Zbudowano go podobno specjalnie dla wykorzystania czterech podwójnych wież z działami piętnastocalowymi, przechowywanych w arsenale przez ponad dwa dziesięciolecia.

Wieże te pozdejmowano z lekkich krążowników liniowych "Glorious" i "Courageous" w trakcie ich przebudowy na lotniskowce w myśl postanowień Układu Waszyngtońskiego. Resztę uzbrojenia ostatniego brytyjskiego pancernika skompletowano w oparciu o doświadczenia, zebrane w toku całej wojny na pancernikach typu "King George V" i innych jednostkach liniowych RN; było to osiem podwójnych wież z działami kalibru 5,25 cala oraz aż 71 działek 40 mm - w ten sposób "Vanguard" otrzymał najcięższe uzbrojenie przeciwlotnicze pojedynczego okrętu w całej historii Królewskiej Marynarki Wojennej.

Cała artyleria oraz system kierowania jej ogniem (którego integralną część stanowił radar) kierowane były zdalnie. Zużywana przez okręt energia elektryczna wystarczała do zaopatrzenia sporego miasta, a sterowanie jej produkcją i rozdziałem było scentralizowane, pozwalając lokalizować ewentualne uszkodzenia bez uszczerbku dla innych systemów okrętu.

Niestety, działa "Vanguarda" nie oddały ani jednej salwy w prawdziwym boju, jak czyniły to działa okrętów amerykańskich podczas Wojny Koreańskiej. Po dwunastu latach od wejścia do linii nad pancernikiem zawisło widmo złomowania. Jego leciwi poprzednicy, nierzadko pamiętający jeszcze czasy Wojny Drednotów poszli gremialnie na złom w latach 1946-50. Cztery okręty typu "King George V" istniały nieco dłużej, choć w ciągu pięciu lat od kapitulacji Japonii przeniesiono je do rezerwy.

Całą czwórkę złomowano w latach 1957-58. Jak dalece błędnym był pogląd, iż brytyjskie siły szturmowe nie będą już potrzebowały wsparcia artylerią ciężkich jednostek liniowych - okazało się raz w kampanii sueskiej 1956 roku, a drugi raz podczas sławnej wojny o Falklandy w roku 1982.

W tym ostatnim przypadku jeden będący akurat pod ręką amerykański pancernik, szybko wprowadzony do linii przez dowództwo US Navy - poradził sobie w jednej-jedynej akcji artyleryjskiej z pasem startowym lotniska w Port Stanley, z którego przez cały czas trwania konfliktu korzystały samoloty argentyńskie.

W odróżnieniu od Brytyjczyków - Amerykanie część swoich pancerników bez ceregieli spisali na straty, przeznaczając je do testów, prowadzonych z bronią atomową; inne z pietyzmem zachowali w różnych portach stanów. W pierwszej kolejności złomowano jednostki najstarsze. "West Virginię" zrazu ułaskawiono na dwa kolejne lata, do stycznia 1961 roku.

Do 1963 roku na złom poszły też "Washington", "South Dakota" i "Indiana". "Massachusetts", nazywany "Mamuśką" - dołączył w 1965 roku do "historycznej eskadry" zachowanych dla potomności pancerników USN. USS "Texas", jedyny istniejący do dziś, oryginalny drednot, stoi od 1948 roku jako okręt-pomnik w Houston

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński