Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uratowany bielik za kilka dni wróci na wolność

Joanna Maraszek [email protected]
Marek Dylawerski z Wolińskiego Parku Narodowego odebrał samicę z pokładu "Magdy”, jednostki Urzędu Morskiego, którą płynęli pracownicy Bazy Oznakowania Nawigacyjnego w Świnoujściu.
Marek Dylawerski z Wolińskiego Parku Narodowego odebrał samicę z pokładu "Magdy”, jednostki Urzędu Morskiego, którą płynęli pracownicy Bazy Oznakowania Nawigacyjnego w Świnoujściu. Urząd Morski
Bielik, którego uratowali pracownicy Bazy Oznakowań Nawigacyjnych, odzyskuje siły w Wolińskim Parku Narodowym. Okazało się, że podczas upadku nie doznał żadnych urazów mechanicznych.

O szczęśliwie zakończonej akcji ratowania samicy bielika z wód Zalewu Szczecińskiego napisaliśmy w piątkowym "Głosie Szczecińskim".

Gdyby nie interwencja pracowników Bazy Oznakowania Nawigacyjnego w Świnoujściu ptak mógłby utonąć. Z trudem bowiem utrzymywał się na wodzie. Po akcji trafił do Wolińskiego Parku Narodowego, gdzie dochodzi do siebie.

- Robimy wszystko, żeby samica bielika jak najszybciej mogła samodzielnie polować - informuje Ireneusz Lewicki, dyrektor Wolińskiego Parku Narodowego. - Nic groźnego się jej nie stało. Podczas upadku nie doznała żadnych urazów mechanicznych, więc szybko wróci do formy. Po prostu była wycieńczona, dlatego nie mogła samodzielnie polować. Jej kondycja wskazuje na to, że czuje się coraz lepiej i szybko ją wypuścimy.

Choć dziesięcioletnia samica bielika była tylko osłabiona i nic groźnego jej się nie stało, śmierć ptaka byłaby ogromną stratą. Bielik jest wymieniony w Dyrektywie Ptasiej i Polskiej Czerwonej Księdze jako gatunek wymagający szczególnej uwagi.

Uratowano bielika na Zalewie Szczecińskim [zobacz zdjęcia]

Wokół gniazd bielików obowiązuje strefa ochronna w promieniu do 200 m, a od stycznia do lipca w promieniu do 500 m od gniazda. Lokalizacja ich gniazd jest objęta tajemnicą prawną, by uchronić ptaki przed wybieraniem jaj i piskląt.

- Takie przypadki osłabionych ptaków zdarzają się kilka razy w roku - wyjaśnia dyrektor Lewicki. - To nic nadzwyczajnego. W naturze zdarzają się różne rzeczy. Wtedy zabieramy ptaka do nas i pomagamy wrócić do dobrej kondycji. Zazwyczaj trwa to kilka dni.

Obecnie samica jest dokarmiana. Pracownicy Wolińskiego Parku Narodowego czuwają nad jej stanem. Ptak w ciągu kilku dni powinien wylecieć samodzielnie bez ryzyka nagłego osłabienia. Miał dużo szczęścia, chociażby ze względu na to, że osoby, które go znalazły, nie popełniły błędu w udzielaniu pomocy.

Niestety często bywa tak, że ludzie, widząc zwierzę w niebezpieczeństwie starają się mu pomóc na własną rękę, co zazwyczaj ma odwrotny efekt.

- Najczęściej popełnianym błędem jest dotykanie młodych - opowiada Ireneusz Lewicki, dyrektor WPN. - Ludziom, którzy widzą piskle, które wypadło z gniazda, czy sarnę, która się zgubiła, wydaje się, że trzeba im pomóc. Nic bardziej mylnego. Jeśli młode się zgubiło, rodzic na pewno je znajdzie, a jeśli poczuje na sierści maleństwa zapach człowieka, może je odrzucić, uznając, że nie pasuje do grupy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński