Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin: Pierwsze wspomnienia sprzed 200 lat

Marek Rudnicki [email protected]
Pracowania perukarza Villareta. - Prowadzenie działalności usługowej polegającej na pielęgnacji fryzur, wąsów i bród umożliwiało mu liczne kontakty z mieszkańcami miasta, a zapewne i z oficerami napoleońskiego garnizonu - opowiada Marian Kalemba. - U fryzjera do dziś umiejętnie słuchając, można wiele dowiedzieć się od gadatliwych klientów. W tamtych czasach nie mogło być inaczej.
Pracowania perukarza Villareta. - Prowadzenie działalności usługowej polegającej na pielęgnacji fryzur, wąsów i bród umożliwiało mu liczne kontakty z mieszkańcami miasta, a zapewne i z oficerami napoleońskiego garnizonu - opowiada Marian Kalemba. - U fryzjera do dziś umiejętnie słuchając, można wiele dowiedzieć się od gadatliwych klientów. W tamtych czasach nie mogło być inaczej. Rysunek Marcin Przydatek
Prezentujemy pierwsze zapisy poczynione przez szczecinianina, Francuza, Piotra Villareta, przeciwnika Napoleona.

Dwa tygodnie temu opisaliśmy okoliczności odnalezienia pamiętnika. Jak obiecywaliśmy, dziś nieco więcej o pamiętniku i wyjaśnienia dr Mariana Kalemby na temat wątków poruszonych w pamiętniku, zrozumiałych jedynie dla współczesnych pamiętnikarzowi.

Pierwsze słowa Villareta

"Pamiętnik z czasu oblężenia, czyli blokada Szczecina w roku 1813.
Wprawdzie dziennik ten nie był początkowo do druku przeznaczony, lecz skoro wpadłem na pomysł, iż dzięki jego sprzedaży zostaną zebrane drobne ale za to liczne datki dla wsparcia okaleczonych obrońców ojczyzny naszej, które przysporzą w rezultacie znaczącą sumę, a także pragnąc aby przedstawione w tym pamiętniku wspomnienia osobliwych zdarzeń mogły być użyteczne, przeto postanowiłem, że zostanie on wydrukowany.
Stąd w imieniu tych cierpiących proszę, żeby każdy poprzez kupno niniejszego diariusza swój mały datek chętnie i śpiesznie podarował, a natenczas z Waszą pomocą zamiar mój możliwy do osiągnięcia będzie.
Oczekiwane jest nieczynienie komentarzy politycznych nad zachowaniem Francuzów, albowiem ja sam powstrzymałem się od tego w zupełności".

Wyjaśnienia Mariana Kalemby

Pierre Louis Villaret urodził się w Szczecinie 9 listopada 1760 roku. Był synem przybyłego z Berlina i tam urodzonego Louisa Villareta oraz Jeanne Boileau. Rodzice byli potomkami hugenotów francuskich, którzy uciekli z Francji przed prześladowaniami pod koniec XVII. Wielu z nich osiadło na terenie Niemiec. Wówczas były to księstwa i państewka tworzące Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego.

- Tych zniemczonych hugenotów do osiedlania się w Szczecinie zapraszał od roku 1720 król pruski Fryderyk Wilhelm I - mówi pan Marian. - Było to wkrótce po tym jak w trakcie trwania wojny północnej sprytnie i bez przelewu krwi przejął on miasto od Szwedów.

Villaret, podobnie jak ojciec, był perukarzem.

- Prowadzenie działalności usługowej polegającej na pielęgnacji fryzur, wąsów i bród umożliwiało mu liczne kontakty z mieszkańcami miasta, a zapewne i z oficerami napoleońskiego garnizonu - opowiada pan Marian. - U fryzjera do dziś umiejętnie słuchając, można wiele dowiedzieć się od gadatliwych klientów. W tamtych czasach nie mogło być inaczej.

Villaret we wstępie do pamiętnika zaapelował: "Oczekiwane jest nieczynienie komentarzy politycznych".

- Jak wiele innych idealistycznych apeli i ten nie został wysłuchany przez potomnych - mówi dr Kalemba. - Villaret zmarł w Szczecinie 9 lipca 1816 r., prawdopodobnie na zawał serca, a więc w niecałe dwa lata po pierwszej edycji pamiętnika. Chyba byłoby mu przykro, gdyby mógł przeczytać przedmowy napisane do późniejszych wydań "Tagebuch", drukowanych w siedemdziesiątą i w setną rocznicę wydarzeń z 1813 roku.

Dodaje też, że intencją Villareta było zebranie pieniędzy dla obrońców ojczyzny, którzy ucierpieli w wyniku wojny.

- W informatorze z 1910 r. wydanym przez ówczesny Urząd Miasta, omawiającym wszystkie instytucje i fundacje o charakterze charytatywnym i pomocowym działające na terenie Szczecina, na pozycji 320 i wcale nie ostatniej, została wymieniona Fundacja Szczecińskiego Związku Ochotników z 1813 roku. Treść statutu tej Fundacji wydaje się wskazywać, że jej zalążkiem mogła być zbiórka pieniężna zainicjowana przez Villareta. I choć po blisko stu latach nie było już na świecie inwalidów - weteranów wojny 1813, to Fundacja działała i udzielała wsparcia "dla wszystkich byłych żołnierzy, którzy podczas swojej służby wojskowej ponieśli uszczerbek na zdrowiu, a znajdowali się w położeniu wymagającym pomocy i moralnie dobrze prowadzili się".

Pierwsza notatka z 15 lutego 1813 r.

"Miasto nasze, które po 30 października roku 1806 ze wszystkich portów pruskiego królestwa, najbardziej ucierpiało skutkiem upadku handlu i sparaliżowania żeglugi, a ze względu na wojenne szlaki między Prusami i Rosją wiodące, doznało nieuniknionych licznych marszerunków wojskowych i trudnych do porachowania inkwaterunków, teraz, w dniu 15 lutego 1813 roku poznało największe utrapienie związane z wojną - oblężenie, które sprowadziło jeszcze dotkliwsze cierpienia do udźwignięcia, albowiem od tego dnia Francuzi dokonywali wszelakich możliwych przygotowań obronnych, przeto zaczęły się liwrunki i rekwizycje, i prawie co dnia ostro żądano wszystkiego (od rzeczy drobnych do największych)".

O co chodziło Villaretowi

W połowie lutego 1813 r. pod murami miasta nie było jeszcze żadnych wojsk rosyjskich. Formalnie nadal królestwo pruskie trwało w sojuszu z Francją, mimo klęski wojsk napoleońskich w Rosji. Francuzi jednak czuli, że to już tylko kwestia dni i król pruski wystąpi przeciwko nim.

- Gubernator Szczecina, generał dywizji baron Grandeau, zwołał już 15 lutego spotkanie w ratuszu - wyjaśnia pan Marian. - Przybyli nań wszyscy ważni, w tym dyrektor policji miejskiej Stolle i szef królewskiej pruskiej komisji prowiantowej Szczecina, radca wojenny Mühlbach. Grandeau przyszedł w otoczeniu świty złożonej z komendanta twierdzy generała brygady Dufresse i innych wysokich oficerów, w tym komisarza wojennego Lombard'a. Oznajmił, że z rozkazu głównodowodzącego armią francuską na terenie Niemiec, księcia de Beauharnais, obie twierdze, Szczecin i Dąbie, są teraz w stanie oblężenia. Od tej pory cała znajdująca się w mieście własność i każda władza podporządkowana będzie rozkazom gubernatora.

Po tym ogłoszono listę żądań materialnych wobec miasta, tj. dostawy żywności dla francuskich żołnierzy, materiałów budowlanych do udoskonalenia fortyfikacji, zaopatrzenia lazaretów wojskowych itp. Zaapelowano też do mieszkańców, aby zaopatrzyli się w zapas żywności na okres roku.

- Co ciekawe, po tygodniu w obu przygotowywanych do oblężenia miastach pojawiły się rozklejone przez Francuzów plakaty zawierające proklamację w języku francuskim i niemieckim, podpisaną przez komendanta twierdzy, generała Dufresse. Zawierała informację o ogłoszeniu stanu oblężenia oraz relację ze spotkania na ratuszu. Był tam też akapit o takiej mniej więcej treści:

"Mieszkańcy Szczecina, przedmieść i twierdzy Dąbie! Myślę podobnie jak generał Grandeau, który z powodu choroby tymczasowo przekazał mi gubernię i dlatego nakłaniam Was niniejszym powtórnie do cierpliwości i do oględności w opiniach i rozmowach. Nie zajmujcie się politycznymi sprawami, lecz pozostawcie je tym, którzy w Waszym imieniu je poprowadzą. Pozostańcie spokojnie w Waszych domach i na łonie Waszych rodzin oczekujcie zakończenia oblężenia ze spokojem".

Pan Marian przytacza też część apelu o donoszenie na ewentualnych buntowników i wichrzycieli, co jako żywo przypomina treść ogłoszeń Stanu Wojennego w 1981 r.

- Mimo upływu prawie 175 lat widoczne są podobieństwa, a i inne znajdujemy na kartach pamiętnika Villareta.

Otoczenie historyczne wydarzeń

Wiele lat wcześniej, bo 30 października 1806 r. skapitulowała kilkutysięczna pruska załoga twierdzy Szczecin. Pod murami pojawił się zaledwie kilkusetosobowy oddział kawalerii wojsk napoleońskich, którego dowódcą był generał brygady Antoine Charles Louis de Lasalle.

- Ta akcja gen. Lasalle przeszła do historii jako jeden z najbardziej spektakularnych podstępów wojennych - opowiada pan Marian. - Ówczesna załoga twierdzy nie miała ochoty do obrony pod wpływem natłoku złych wiadomości zarówno militarnych jak i politycznych. Ponadto nastawienie szczecińskiego mieszczaństwa do idei głoszonych we Francji po rewolucji było w tym czasie pozytywne. Pruski dowódca twierdzy, generał lejtnant baron Friedrich von Romberg był w wyjątkowo trudnej sytuacji. Wojna prusko-francuska 1806 - 1807 wypowiedziana przez Prusy, nieoczekiwanie rozpoczęła się od serii efektownych zwycięstw Napoleona i jego marszałków. Pruska armia w krótkim czasie poszła w rozsypkę, a król uciekł z Berlina i schronił się w dalekim Królewcu. Nic nie wskazywało, aby sytuacja militarna i okoliczności polityczne mogły się zmienić. W takich okolicznościach jedna z najsilniejszych twierdz ówczesnej Europy, poddała się bez jednego wystrzału.

Dodaje też, że gdy rano wojska pruskie ujrzały, przed jaką znikomą garstką kapitulują, chwyciły za broń. Wówczas gen. Lasalle nie wpadając w panikę spytał gen. von Romberg: - Panie generale, a gdzie pańskie słowo? Cóż, dawni generałowie nie wycofywali się z danego raz słowa i Szczecin bez walki poddał się Francuzom.

Warto przypomnieć, że ta wojna była bardzo ważna dla Polski. To wówczas powstało Księstwo Warszawskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński