Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krowa za żonę, czyli sześć miesięcy na końcu świata

Rozmawiała Małgorzata Miszczuk
- W Tanzanii niemal wszyscy mieszkańcy uważają, że padaczka jest zaraźliwa, zatrucia należy leczyć popijając naftę, a pozostałe schorzenia moczem - mówi Karolina.
- W Tanzanii niemal wszyscy mieszkańcy uważają, że padaczka jest zaraźliwa, zatrucia należy leczyć popijając naftę, a pozostałe schorzenia moczem - mówi Karolina. archiwum prywatne
Rozmowa z Agatą Stępnik i Karoliną Sondej, absolwentkami Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, które w kwietniu ubiegłego roku podjęły decyzję o wyjeździe na misję humanitarną do Tanzanii. Właśnie wróciły z Afryki.

Aby zostać wolontariuszem, należy:

Aby zostać wolontariuszem, należy:

- być osobą pełnoletnią posiadającą obywatelstwo polskie,
- mieć minimum średnie wykształcenie,
- znać język kraju przyjmującego lub inny umożliwiający komunikację w społeczności, na rzecz której wolontariusz planuje pracować,
- nie mieć przeciwwskazań zdrowotnych do udziału w danym projekcie wolontariatu zagranicznego,
- znaleźć potencjalną organizację wysyłającą, skontaktować się z nią i wspólnie opracować projekt wolontariatu.
Więcej informacji o wolontariacie na stronie: www.polskapomoc.gov.pl

- Co spowodowało, że zdecydowałyście się na wyjazd?

- Karolina: Od zawsze chciałam pojechać na misję do Afryki. Zgłosiłam się do organizacji, którą polecił mi znajomy. Jego koleżanka z Poznania była tam wcześniej jako pielęgniarka. Napisałam maila do Fundacji Kiabakari, która organizuje wyjazdy. Szybko dostałam odpowiedź, że są otwarci i chętni na współpracę. Rozpoczęłyśmy rozmowy, które poskutkowały napisaniem projektu wolontariackiego i skierowaniem go do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Z namówieniem Agaty też na szczęście nie było problemu. Wiadomo, że we dwie jest zawsze raźniej, szczególnie na obcym kontynencie.

- Agata: Podróże są moją pasja, to jedyne do czego nigdy nie trzeba mnie będzie namawiać. W czerwcu skończyłam studia i to był idealny czas, aby zdecydować się na taka przygodę. Obie nie miałyśmy jeszcze stałej pracy i nic nas tu tak naprawdę nie trzymało. Perspektywa sześciu miesięcy w Afryce brzmiała świetnie. Karolina znalazła fundację, która napisała nam projekt do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Miałam więc pewność, że nie jest to wyjazd "w ciemno".

- Czy to była wasza pierwsza podróż w tak odległe miejsce?

- Karolina: Tak, wcześniej dużo podróżowałam po świecie, ale jeszcze nigdy nie byłam tak daleko od domu. Przeważnie zwiedzałam państwa europejskie. Razem z Agatą byłyśmy dwa lata temu w Maroku.

- Agata: Ja również przeważnie podróżowałam po Europie. Maroko to była moja najdalsza podróż. Po powrocie wiele osób mówiło nam, że Maroko to nie jest "prawdziwa Afryka", tylko kurort turystyczny. Teraz doskonale rozumiem co mieli na myśli.

- Rodzice zabronili mi wyjazdu, mówili że jestem nienormalna. Ku mojemu zdziwieniu, niektórzy przyjaciele też byli przeciwni. W pewnym momencie spakowałam plecak i pojechałam. Nie mogłam stracić takiej szansy

Agata

- Jak na pomysł wyjazdu zareagowali rodzice i przyjaciele?

- Karolina: Cały czas gdzieś podróżowałam. Wyszukiwałam w internecie różnych promocji i okazji lotniczych. Nigdy nie bałam się dalekich wypraw. Jak tylko znajdowałam okazję, to pakowałam plecak. Nawiałam znajomych i zawsze znalazł się ktoś tak szalony jak ja. Problem wielu ludzi polega na tym, że dużo mówią, a mało robią, podróżując zwykle palcem po mapie. Nikogo w mojej rodzinie nie zdziwił kolejny plan wyjazdu. Oczywiście, moi rodzice bardzo się o mnie bali, bo sześć miesięcy to jednak nie kilkudniowa wyprawa. Poza tym jechałyśmy na południe Afryki, tej najbardziej dzikiej części lądu. W dodatku zajmowałyśmy się sprawami związanymi z medycyną, a to zawsze wiąże się z ryzykiem. Szczególnie w krajach afrykańskich, gdzie poziom służby zdrowia i wyposażenia szpitali ciągle zostawia wiele do życzenia - mówi .

- Agata: U mnie było trochę inaczej. Rodzice początkowo zabronili mi wyjazdu, mówili że jestem nienormalna. Ku mojemu zdziwieniu, niektórzy przyjaciele też byli przeciwni, ale na pewno wynikało to ze świadomości, że nie będziemy się widzieć przez pół roku. Przez wiele godzin tłumaczyłam mamie, że nic mi się nie stanie, a wyjazd jest pewny i bezpieczny. W końcu organizowało go Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Więc w pewnym momencie przestałam tłumaczyć, spakowałam plecak i pojechałam. Nie mogłam stracić takiej szansy. Byłam świeżo po studiach i nie miałam jeszcze pracy.

- Długo czekałyście na wyjazd?

- Agata: Nie, wszystkie formalności załatwiłyśmy w kwietniu, wtedy upływał termin składania dokumentów. A już dwa miesiące później pojawiłyśmy się w Kiabakari (małe miasteczko na północy Tanzanii - red.). Wcześniej miałyśmy jedno spotkanie integracyjne w Warszawie, w głównej siedzibie fundacji. Przygotowywania dotyczyły strony medycznej, ale również organizacyjnej, np. jak dobrze pisać sprawozdania i dokumentować wydarzenia za pomocą zdjęć.

- Co najbardziej zaskoczyło was po przyjeździe na miejsce?

- Agata: Mnie najbardziej zaszokował fakt, że za żonę trzeba płacić zwierzętami, przeważnie krowami i kozami. Raz w dniu ślubu odwołano ceremonię, ponieważ okazało się, że obiecana krowa zdechła. I choć brzmi to abstrakcyjnie, to nie dało się zawrzeć żadnego kompromisu.

- Karolina: A mnie, że ludzie spóźniają się ponad dwie i pół godziny na zajęcia, które trwają trzy godziny i nikt nie widzi w tym nic złego. Poza tym całe noce gra muzyka i ludzie się bawią. Jedziemy autobusem osiem godzin do granicy, a na każdym postoju ludzie podbiegają i sprzedają coś pod oknami. Nie mają prądu i bieżącej wody, ale każdy z nich ma komórkę, a niektórzy nawet dwie. Dzieci po siedmiu latach nauki nie potrafią się podpisać, analfabetyzm jest przerażający. Kobiety, które mają dziesięcioro dzieci, też nie potrafią pisać, albo nie wiedza jak się nazywa ich mąż. To tylko jedno z wielu absurdalnych dla nas sytuacji, które w Tanzanii są normą.

- Tam za żonę trzeba płacić zwierzętami, przeważnie krowami i kozami. Raz w dniu ślubu odwołano ceremonię, ponieważ okazało się, że obiecana krowa zdechła

Agata

- Naukę pierwszej pomocy rozpoczęłyście od razu po przybyciu na miejsce?

- Agata: Przez pierwszy miesiąc to my potrzebowałyśmy pomocy. Musiałyśmy się zaaklimatyzować i dużo nauczyć. Język był dla nas niezrozumiały. Przełamywanie barier komunikacyjnych przez cztery tygodnie stanowiło nasz główny cel. Co drugie słowo zawiera zwrot "ku", a całe zdanie może być zawarte w jednym słowie. Trudno było się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Na szczęście bariera językowa jest płynna, jeśli obu stronom zależy na komunikacji.

- Karolina: Miałyśmy cały miesiąc żeby się zaaklimatyzować i przyzwyczaić do nowego miejsca. Był to też czas tylko dla nas. Robiłyśmy rzeczy, na które w Polsce nie miałyśmy czasu, czytałyśmy książki, jeździłyśmy na rowerze, oglądałyśmy filmy oraz poznawałyśmy mieszkańców wioski. Jesteśmy białe, więc jednocześnie stałyśmy się największa atrakcją Kiabakari. Nie było dziecka, które nie krzyczało za nami "mzungu" (biały). Nie było dorosłego, który nie witałby nas serdecznym uśmiechem. Ludzie nie mają oporów, aby podejść, przywitać się i porozmawiać z obcą osobą. Uważam, że to wspaniałe, choć czasem bywało bardzo męczące. Wszyscy mężczyźni w wiosce chcieli nas poślubić, bo byli pewni, że w Europie każdy ma dużo pieniędzy. Biała skóra oznacza bogactwo, bez względu na to skąd ktoś pochodzi i czym się zajmuje.

- Po miesiącu rozpoczęłyście naukę pierwszej pomocy, jak oceniacie stan wiedzy na ten temat dzieci z Tanzanii?

- Karolina: W Afryce mało kto ma chociażby podstawową wiedzę na tematy medyczne. Jest to przerażające. Niemal wszyscy mieszkańcy uważają, że padaczka jest zaraźliwa, zatrucia należy leczyć popijając naftę, a pozostałe schorzenia moczem. Dlatego nauka zasad higieny i pierwszej pomocy było dla nas nie lada wyzwaniem.

- Agata: I nie dotyczy to tylko dzieci. W Polsce po siedmiu latach medycyny jesteś nikim, w Tanzanii po trzech stajesz się "Bogiem". Stajesz się lekarzem wszystkich specjalizacji, nie wyłączając oczywiście stomatologii. Osoba taka pracuje jako lekarz, dentysta, psycholog i psychiatra, zna się na wszystkim. Pielęgniarki bez żadnej wiedzy i doświadczenia robią wszystko na czuja. Dlatego my również szybko przejęłyśmy funkcję, z którymi musiałyśmy sobie poradzić.

- Co było dla Was największym wyzwaniem?

- Karolina: Zdecydowanie było to asystowanie przy porodach. Żadna z nas tego wcześniej nie robiła, bo obie skończyłyśmy ratownictwo medyczne. Ale dałyśmy radę. Wiele nas to nauczyło, nie tylko w kwestii medycznej.

- Agata: Niesamowite przeżycie, które zapamiętamy do końca życia. Wszyscy po powrocie pytali nas, czy nie baliśmy się zarażenia wirusem HIV. Jesteśmy zgodne, że nie. Wolontariat w Afryce sam w sobie wymagał dużo odwagi. Nam na szczęście starczyło jej na całe sześć miesięcy.

Wszyscy mężczyźni w wiosce chcieli nas poślubić, bo byli pewni, że w Europie każdy ma dużo pieniędzy. Biała skóra oznacza bogactwo, bez względu na to skąd ktoś pochodzi i czym się zajmuje.

Karolina

- A jak oceniacie ośrodek zdrowia, w którym pracowałyście?

- Karolina: Choć pracowałyśmy w naprawdę dobrze wyposażony ośrodku, to jednak daleko mu do standardów europejskich. I nie chodzi tylko o sam sprzęt i wygląd ośrodka, ale o podejście personelu do pacjenta. Tam nikt nie uważa, że warto zakładać rękawiczki do każdego pacjenta i myć ręce po każdym zabiegu. Pojęcie rękawiczki jednorazowe po po prostu nie ma racji bytu. Zużycie całego bandaża na jedną osobę, a używanie wenflonu kilkakrotnie, jest normą. Pomimo, że wiele się o tym mówi w programach dokumentalnych i podróżniczych, dla mnie było to wielkim szokiem.

- Agata: Ja w miarę szybko zrozumiałam, że jeśli nie zacznę oszczędzać bandaży, to nie starczy dla innych pacjentów. Sądzę, że teraz nic w polskich szpitalach nas już nie zaskoczy.

- Jak wyglądały prowadzone przez was zajęcia?

- Karolina: W trakcie zajęć pokazywaliśmy plansze, na których dzieci wskazywały co jest zdrowe, a co nie. Uczyliśmy nie tylko pierwszej pomocy, ale tez higieny i podstaw anatomii. Pokazywałyśmy, gdzie znajdują się poszczególne narządy w ciele człowieka, gdzie umieszczone jest serce. To co w Polsce jest powszechną wiedzą, w Tanzanii traktowane jest jako ciekawostka. Ludzie nauczyli się dużo w krótkim czasie i z tego jesteśmy bardzo dumne. Dostawałyśmy sms-y od przeszkolonych nauczycieli, którzy dumnie informowali nas o udzielonej pomocy.

- Czy w zajęciach uczestniczyli tylko nauczyciele i uczniowie?

- Karolina: Nie, zajęcia prowadzone były również dla mieszkańców. Wbrew pozorom zainteresowanie było bardzo duże. W trakcie pięciu miesięcy udało nam się przeszkolić 160 nauczycieli, 200 mieszkańców okolicznych miejscowości oraz kilkaset dzieci. Ludzie wracali po parę razy z pytaniami i wątpliwościami, także poza czasem wyznaczonym na zajęcia. To oznaczało, że naprawdę mają zaufanie do naszej wiedzy.

- Agata: W drugiej połowie naszego pobytu przyszła pora deszczowa, która zdecydowanie popsuła nam frekwencję. W takie dni nikt nikt przychodził. Musiałyśmy przesuwać terminy i ustalać nowe daty. Często przekładałyśmy naukę przez inne wydarzenia, np. dzień targu, który odbywał się szóstego i dwudziestego dnia każdego miesiąca.

- A ktoś pomagał wam zachęcać mieszkańców do nauki?

- Karolina: Informację na temat szkoleń wieszałyśmy w całej okolicy. Dużo pomogli nam katecheci oraz pracownicy parafii, którzy na każdej mszy świętej zachęcali do udziału w lekcjach.

- Macie jakieś niemiłe wspomnienia z pobytu?

- Karolina: Ja bardzo dobrze czułam się podczas pobytu w Tanzanii. Ludzie z którymi pracowałyśmy byli bardzo życzliwi. Owszem zdarzały się momenty, w których czułyśmy się niechciane i próbowano nas wykorzystać tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ mamy białą skórę. Ale były to sytuacje sporadyczne.

- Agata: Ja nie pamiętam żadnych niemiłych wspomnień, wręcz przeciwnie. Wszyscy byli dla nas życzliwi i chętnie nam pomagali, bo byliśmy w pewnym sensie atrakcją wioski.

- Czy podczas misji miałyście czas, żeby zwiedzić jakieś inne miejsca niż Kiabakari?

- Karolina: Tak. Przyszedł moment, że nauczyciele wystawili nas do wiatru. Szkoły pozamykano, a wszyscy wrócili do swoich rodzinnych domów z powodu spisu powszechnego. Nadszedł więc idealny czas na przedwczesne wakacje. W pierwszej kolejności zdecydowaliśmy się na Zanzibar. Chciałyśmy zobaczyć jak najwięcej, więc zamiast dwugodzinnej podróży samolotem zdecydowałyśmy się na drogę lądową. Jechałyśmy w zatłoczonym autobusie ponad 21 godzin. W pierwszej kolejności zwiedzałyśmy Stone Town. Przepiękne małe uliczki ozdobione elementami kultury indyjskiej. Kiedyś Zanzibar był kolonia Indyjską. Co ciekawe, wszystkie drzwi ozdobione są kolcami, które jak się dowiedziałyśmy, mają chronić mieszkańców przed słoniami. Jednak tych zwierząt nigdy nie było i na pewno nie będzie w Zanzibarze. W Stone Town postanowiłyśmy spędzić kilka dni.

- Agata: Gościła nas muzułmańska rodzina, która akurat świętowała ramadan, czyli najważniejsze muzułmańskie święto. Pobyt w tej rodzinie okazał się dla nas jednym z najważniejszych doświadczeń. Kolacja jedzona rękoma w kręgu dla kobiet, wiadro z wodą służące jako prysznic oraz posiłki przygotowywane na kuchni węglowej, były naprawdę niezapomnianymi przeżyciami. W dodatku poznałyśmy niezwykłych ludzi, np. jednego instruktora nurkowania, który mając 36 lat, zwiedził 64 kraje świata.

- Za czym najbardziej tęskniłyście będąc w Tanzanii?

- Agata: Wiele razy rozmawiałyśmy na ten temat i jesteśmy zgodne. Najbardziej brakowało nam czekolady. Słodycze są w Tanzanii produktem prawie niedostępnym. Czekoladę mogłyśmy kupić dopiero w Zanzibarze. Jednak jej cena była nieprawdopodobnie wysoka. A po powrocie do Polski brakowało nam słońca.

- Co się zmieniło w waszym życiu po powrocie?

- Karolina: Wyjazd był dla nas nie tylko misją, ale przede wszystkim życiową przygodą. Nauczałyśmy innych, ale i same wiele się nauczyłyśmy, np. nowego języka, gotowania, kultury itp. mogłyśmy zwiedzić miejsca, do których nie wiadomo czy byśmy kiedykolwiek dotarły.

- Agata: Czas spędzony w Tanzanii był cudownym okresem w życiu. Każdego dnia widziałyśmy efekty naszej pracy, co jest bardzo budujące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński