- Między godziną 2 a 3, w nocy z czwartku na piątek, wracałem z jednego z lokali w centrum miasta - opowiada Sławomir Kalukajtys. - Wypiłem trochę alkoholu ze znajomymi. Nie tyle jednak, żebym stracił świadomość. Wiem dobrze co się ze mną działo. Pod wiaduktem kolejowym zostałem przez kogoś zaczepiony, ale żadnej bójki nie było. Podjechał radiowóz, w którym byli dwaj policjanci.
Jak relacjonuje stargardzianin, po wylegitymowaniu tamten mężczyzna poszedł dalej, a on wsiadł do radiowozu.
- Miałem sprzeczkę z policjantami, mówiłem że nie mam przy sobie dokumentów - mówi 21-latek. - Powiedziałem, żeby mnie zabrali na komendę i sprawdzili kim jestem. Myślałem, że tam właśnie jedziemy, a ci policjanci wywieźli mnie nad Inę. Tam zostałem wyciągnięty z radiowozu, policjanci kopali mnie, dostałem też w twarz i głowę.
Jeden z policjantów miał groził mężczyźnie, że wrzuci go do rzeki.
W poniedziałek Kalukajtys przechodził w szpitalu kolejne zabiegi. Jego stopy są w kiepskim stanie.
Co na to policja? Dlaczego stargardzianin ma odmrożone stopy? Jakie były szczegóły zajścia według 21-latka?
O całym zdarzeniu przeczytasz we wtorek w papierowym wydaniu "Głosu Szczecińskiego".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?