Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracił obie nogi, marzy o protezach. - Chcę być dalej strażakiem - mówi Mirosław Jeremicz

Marek Rudnicki [email protected]
Nie mam zamiaru się poddać tylko dlatego, że straciłem nogi - mówi Mirosław Jeremicz.
Nie mam zamiaru się poddać tylko dlatego, że straciłem nogi - mówi Mirosław Jeremicz. Fot. Marcin Bielecki
Strażak z Chojny biorąc udział w akcji stracił obie nogi. Koledzy z jednostki apelują o pomoc. Młody mężczyzna nie wyobraża sobie, że musiałby usiąść za biurkiem. Marzy o protezach, które umożliwią mu normalne życie.

Pomoc dla Mirka

Pomoc dla Mirka

Każdy, kto chciałby udzielić pomocy poszkodowanemu w wypadku w Lisim Polu może wpłacić pieniądze na poniższe konto:
OSP Chojna Bank Spółdzielczy
nr 13937000070004353120000001
z dopiskiem: POMOC DLA MIRKA
Pieniądze na pewno przydadzą się na protezy, o których marzy Mirosław Jeremicz, by nadal być czynnym strażakiem OSP Chojna.

Mirosław Jeremicz przeszedł operację przeszczepu skóry w szpitalu w Policach. Mimo że od tragicznego zdarzenia minęły trzy miesiące, do dziś nie dostał odszkodowania. Prokuratura nadal prowadzi śledztwo, które ma ustalić kto ponosi winę za wypadek.
Do tragicznego zdarzenia doszło 20 października w Lisim Polu. Strażacy z OSP Chojna dostali sygnał, że na drodze rozlany jest olej. Na miejscu okazało się, że struga zanieczyszczeń ciągnie się przez całą miejscowość. Stanęli przy pierwszym zakręcie, by wysypać środek do neutralizacji oleju.
- Od strony Szczecina wypadł passat, który jechał po tym pasie, gdzie oleju nie było - mówi Sławomir Trzupek, dowódca grupy. Wyszedłem z wozu, a za mną Mirek. Nie zdążyłem się obrócić, jak passat wpadł na Mirka i dosłownie wbił go w nasz samochód.
Strażacy podkreślają, że volkswagen jechał bardzo szybko. Odbił się od wozu strażackiego, dwa razy obrócił wokół osi i zatrzymał 19 m dalej.
- Gdyby jechał z normalną prędkością, nic by się nie stało - komentuje zdarzenie Maciej Zielonka, kierowca wozu strażackiego.
Uderzony strażak od razu stracił jedną nogę. Druga była zmiażdżona, ale lekarze w szpitalu próbowali ją uratować używając do tego kości żebra strażaka. Okazało się to niemożliwe. Wdała się martwica i musieli ją amputować.
- Jakieś fatum go prześladowało - dodaje Artur Kołaczyński, naczelnik jednostki. - Przeprowadził się do Chojny, by być bliżej jednostki, a po dwóch miesiącach stracił pracę w GS-ie. A później ten wypadek. Jedyny plus, że ma taką dzielną żonę.
Natychmiast po wypadku koledzy strażaka zaapelowali do wszystkich o pomoc. Zarówno w sprawie krwi, która była potrzebna, jak i materialną dla rodziny Mirka, która została bez środków do życia. Nikt nie odmówił. Wczoraj dotarł do gminy nawet list z Niemiec od Dariusza Kutzowitza, który z całą rodziną zaoferował wszelką pomoc.
- Zarząd wojewódzki OSP zadeklarował, że chce przekazać środki na mieszkanie dla pana Mirka, bo w tej chwili wynajmuje lokum, gdzie warunki są nieszczególne - mówi Adam Fedorowicz, burmistrz Chojny. - Chcemy więc na jego potrzeby zaadaptować mieszkanie na lotnisku, choć na razie nie mamy miejsca. Myślę jednak, że najdalej za osiem miesięcy będzie miał lokal.
Komenda wojewódzka zawodowej straży pożarnej zapowiedziała, że rozważa możliwość zatrudnienia pana Mirka, gdy zakończy się jego rehabilitacja.
Strażak jest po kolejnej operacji. Podkreśla, że wiele zawdzięcza kolegom, którzy nie opuszczają go ani na chwilę.
- Nie wyobrażam sobie egzystowania za biurkiem. Teraz są takie protezy, że można w nich nawet biegać. Chcę nadal być czynnym strażakiem i brać udział w akcjach - mówi pytany o plany na przyszłość.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński