Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obóz pracy u nas! (video + fotogaleria)

Piotr Jasina
Ukrainki nie rozumiały wczoraj dlaczego straż graniczna każe im wyjechać. Przyjechały legalnie, nie skarżyły się. - Jak do nas przyjedziecie, przywitamy was tak samo - mówiły. Dziś decyzję o ich wyjeździe podejmie komendant naszego oddziału straży granicznej.
Ukrainki nie rozumiały wczoraj dlaczego straż graniczna każe im wyjechać. Przyjechały legalnie, nie skarżyły się. - Jak do nas przyjedziecie, przywitamy was tak samo - mówiły. Dziś decyzję o ich wyjeździe podejmie komendant naszego oddziału straży granicznej. Marcin Bielecki
- Mają gorzej, niż Polacy we włoskich obozach pracy - powiedział pogranicznik po wyjściu z budynku, w którym gnieździły się Ukrainki.

Spały na pryczach, nawet po osiem w jednym pokoju. Na poddaszu materace leżą obok siebie, w jednej izbie.

Zarobiły 50 zł

Miały zarabiać 70 zł dziennie. Po tygodniu pracy dostały 50.
Miały pracować w polu przez trzy miesiące i wrócić z wypchanym portfelem. Pracowały w hali, przy produkcji świątecznych stroików. Najprawdopodobniej wrócą do domu po dwóch tygodniach; bez pieniędzy. Dostaną roczny zakaz przyjazdu do Polski.

- Miałem płacić 70 zł dniówki, ale za pracę na polu - powiedział Jan Siwiec, który ściągnął kobiety do Polski za pośrednictwem urzędu pracy w Pyrzycach. - Nie znam prawa. Nie wiedziałem, że kobiety nie mogą pracować przy stroikach w hali. A wierzba na polu była opryskana. Nie można było jeszcze jej zbierać.
Katarzyna Leśniewska, córka gospodarza zapewniała, że Ukrainki zarabiają 7 zł na godzinę.

Gospodarzowi grozi grzywna. Funkcjonariusze straży granicznej przesłuchali wczoraj w gospodarstwie w Trzebórzy koło Pyrzyc 75 Ukrainek. Muszą wyjechać w ciągu tygodnia. Formalnie za to, że pracowały w hali, zamiast w polu.

Chciałam córkom pomóc

- Ukrainki zatrudniłem legalnie, za pośrednictwem urzędu pracy w Pyrzycach. Ponieważ przyjechały wcześniej, nie mogły pracować w polu przy zbiorze wierzby.
- Ukrainki zatrudniłem legalnie, za pośrednictwem urzędu pracy w Pyrzycach. Ponieważ przyjechały wcześniej, nie mogły pracować w polu przy zbiorze wierzby. Dlatego robiły stroiki. Nie wiem co złego zrobiłem. Boją się, że im nie zapłacę. Zapłacę, córka już przygotowuje pieniądze. Marcin Bielecki

- Liczyłam, że wrócę do domu z pieniędzmi, że pomogę rodzinie - mówi Hanna Jackiel. - Mam dwie córki, wnuczka. - Nic z tego, jeszcze karę przyjedzie mi płacić. A ja chcę tu zostać. Mnie ten dom nie przeszkadza. Przez trzy miesiące można wytrzymać.
(fot. Marcin Bielecki)

- Myślałam że zarobię parę groszy - mówiła wczoraj przerażona Anna Nikołajszyn z Horodenki, z regionu Iwanofrankowskiego na Ukrainie. - Chciałam jeszcze na grób ojca Macieja Rutkowskiego pojechać, leży w Stargardzie. Jutro miałyśmy iść w pole. Ale tu takie zamieszanie. Boję się, że nas wyrzucą z Polski.

Hanna Jackiel ma dwie dorosłe córki.
- Chciałam zarobić, córkom pomóc i wnuczkowi - opowiadała zrezygnowana. - Ale już nic z tego nie będzie. Przecież wcale nie narzekałyśmy, nie skarżyłyśmy się. Po co nas wyrzucać?

Maria Andrusiak niedawno pochowała męża.
- Chciałam na nagrobek uskładać - mówiła bliska płaczu. - Zostałam sama, a muszę wychować czwórkę dzieci. U nas nie ma pracy.

Dom jak barak

- Ukrainki zatrudniłem legalnie, za pośrednictwem urzędu pracy w Pyrzycach. Ponieważ przyjechały wcześniej, nie mogły pracować w polu przy zbiorze wierzby. Dlatego robiły stroiki. Nie wiem co złego zrobiłem. Boją się, że im nie zapłacę. Zapłacę, córka już przygotowuje pieniądze.
(fot. Marcin Bielecki)

Kobiety zatrudniał Jan Siwiec, gospodarz z Trzebórzy. Na widok dziennikarzy puściły mu nerwy. Rzucił się na nas z siekierą. Kolega zdążył zasłonić się statywem.
Obejrzeliśmy dom, w którym mieszkały kobiety. Gospodarz, kiedy uspokoiła go córka, sam nas zaprowadził.

Przed budynkiem jest głęboki rów, przez który przerzucono kładkę. Nie było światła, po ciemku można stoczyć się w dół.

Na parterze naliczyliśmy 12 pomieszczeń. W 10 mieszkały kobiety, a właściwie były stłoczone. Spały na pryczach, po kilka osób. Tam, gdzie były piętrowe łóżka, spało po 7 i 8. W jednym pomieszczeniu kobiety mogły gotować. Na dole też były łazienki i toalety.

Poddasze to jedna ogromna izba, gdzie na podłodze leżały materace. Ściany nie są otynkowane. W futrynach nie ma drzwi.

- Nie zdążyłem wszystkiego przygotować jak należy - tłumaczył Jan Siwiec. - Ale mają ciepło, gaz, ciepłą wodę. Resztę w ciągu tygodnia dokończę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński