Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Armia kocha swoje żony

Zbigniew Marecki, Mariusz Parkitny
Gdy dziennikarz przyszedł do dowódcy, aby zebrać materiał do artykułu, czekała już na niego Żandarmeria Wojskowa. Ppłk Władysław Wadas nie zgodził się na robienie zdjęć w jego gabinecie. Z tego powodu zasłoniliśmy mu oczy czarną opaską, choć zwykle robimy tak tylko w przypadku osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa.
Gdy dziennikarz przyszedł do dowódcy, aby zebrać materiał do artykułu, czekała już na niego Żandarmeria Wojskowa. Ppłk Władysław Wadas nie zgodził się na robienie zdjęć w jego gabinecie. Z tego powodu zasłoniliśmy mu oczy czarną opaską, choć zwykle robimy tak tylko w przypadku osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa. Krzysztof Tomasik
Mąż- dowódca w jednostce wojskowej to skarb. Zwłaszcza jeśli jest człowiekiem uczynnm i skorym do pomocy innym...

Nie tylko pomoże się żonie wykształcić za pieniądze podatników, ale jak trzeba, to załatwi w armii miłą posadkę i jeszcze coś znajdzie dla koleżanki. Taki obraz wojskowych interesów wyłania się, gdy zajrzy się pod koszarową podszewkę.

Nam tę "podszewkę" odkrył protokół z kontroli, którą w 13. Batalionie Radiotechnicznym w Słupsku przeprowadzili pracownicy bydgoskiej Delegatury Departamentu Kontroli MON pod kierownictwem płk. Andrzeja Morawiaka. Nie był przeznaczony dla prasy, ale znalazł się w ręku dziennikarza. Co zresztą spowodowało zamieszanie jeszcze większe, niż jego treść (patrz ramka - Reakcja dowództwa).

Cóż stwierdzili kontrolerzy, którzy w marcu sprawdzali działalność gospodarczo-finansową jednostki od początku 2005 roku? Wnioski są kompromitujące dla kadry dowódczej. Okazało się bowiem, że w tym czasie w batalionie narażono Skarb Państwa na straty blisko 700 tysięcy złotych. Zarzutów jest dużo. Najbardziej jednak zbulwersowało kontrolerów zatrudnianie pracowników cywilnych i opłacanie publicznymi pieniędzmi ich nauki oraz szkoleń. W dodatku z punktu widzenia wojska niepotrzebnych, bo jednostka idzie do likwidacji.

Z tych dobrodziejstw szczególnie szczodrze korzystały żony kolejnych dowódców - od ppłk. Marka Kopki, poprzez ppłk. Zbigniewa Perzynę aż do ppłk. Władysława Wadasa, obecnego szefa batalionu.

13600 zł za ambicję

Reakcja dowództwa

Kiedy w piątek 4 maja nasz dziennikarz spotkał się z dowódcą batalionu, aby porozmawiać o protokole, już była tam Żandarmeria Wojskowa. Jej funkcjonariuszka najpierw stwierdziła, że w protokole nie ma żadnych niejawnych informacji, ale potem dowódcy takich się dopatrzyli i ponownie wezwali żandarmów. Dziennikarza przesłuchano. Zabrano mu wydruk protokołu, a po paru godzinach - plik z redakcyjnego komputera. Sprawa stała się głośna, oburzenie wyraziła Helsińska Fundacja Praw Człowieka oraz Centrum Monitoringu Wolności Prasy. - Aleksander Szczygło, minister obrony narodowej, jest zdziwiony zachowaniem dowódców jednostki i żandarmerii - zapewnia Jarosław Rybak, rzecznik prasowy MON. Żandarmeria wszczęła śledztwo w sprawie ujawnienia tajemnicy służbowej oraz trzy dotyczące zarzutów, które zawarto w protokole pokontrolnym.

Jedna z pań została zatrudniona w jednostce w 2001 roku. Jej mąż był wtedy szefem logistyki w batalionie. Awansował później. Najpierw pracowała jako zwykła referentka podległa głównemu księgowemu. Ówczesnemu dowódcy nie przeszkadzało, że ma ona wykształcenie zawodowe, chociaż na tym stanowisku wymagano co najmniej średniego.

Szybko to jednak naprawiono i to z naddatkiem, bo referentka była ambitna. Wkrótce ukończyła szkołę średnią, a dowódca skierował ją na studia najpierw licencjackie, a później magisterskie. Jednocześnie zobowiązał się do poniesienia wszystkich kosztów - opłat za naukę, przejazdy, zakwaterowania i wyżywienie. Dorzucił też płatny 28-dniowy urlop szkoleniowy.

Jak skrupulatnie wyliczyli kontrolerzy, w ten sposób wojsko (a właściwie podatnicy) zainwestowało w tę panią ponad 11 tysięcy zł. Kobieta awansowała i zajęła stanowisko w komórce rozrachunków i rozliczeń. Rozwijała się dalej na dwóch specjalistycznych szkoleniach: na temat naruszenia dyscypliny finansów publicznych oraz zamówień publicznych. Chociaż dla wojska, zdaniem kontrolerów z Bydgoszczy, ten kurs był zbędny, zapłaciło za niego prawie 1000 zł.

To nie koniec. We wrześniu 2006 roku, gdy już było wiadomo, że batalion zostanie rozwiązany, dla byłej referentki utworzono stanowisko zastępcy głównego księgowego ze znacznie wyższą pensją. Jednocześnie skierowano ją na kurs ochrony informacji niejawnych dla kierowników i pracowników kancelarii tajnych. Nie było ku temu ekonomicznego uzasadnienia, bo w batalionie są etatowi pracownicy kancelarii i to właśnie oni powinni być szkoleni. Tym razem za kształcenie żony dowódcy wojsko zapłaciło przeszło 1600 zł.

24000 zł za (nie)zbędność

Kontrolerzy ujawnili również, że jak trzeba było, w jednostce tworzono niepotrzebne etaty. Tak stało się w przypadku kolejnej żony dowódcy batalionu. W styczniu 2006 roku została na trzy czwarte etatu telefonistką wojskową w Mrzeżynie. Zdaniem kontrolerów drużyna łączności jest obsadzona żołnierzami służby zasadniczej i nie ma powodu, aby zatrudniać tam pracownika.

Już po dwóch tygodniach dowódca kompanii zawnioskował, aby telefonistkę zatrudnić na pełnym etacie jako referentkę w tajnej kancelarii. Umotywował to "planowanym wprowadzeniem nowego etatu w pododdziale". Do dnia rozpoczęcia kontroli plan nie został jednak wprowadzony w życie.

Najdziwniejsze, że w tej kompanii nie ma kancelarii ani tajnej, ani jawnej. W efekcie - jak stwierdzili kontrolerzy - "aktualny zakres obowiązków pani (...) jest zbiorem zadań, które były dotychczas realizowane przez inne osoby funkcyjne pododdziału (w tym szefa pododdziału)".

Jednocześnie żona dowódcy została skierowana na szkolenie specjalistyczne dotyczące ochrony informacji niejawnych, choć nie było takiej potrzeby. Za ten całkowicie zbędny etat i niepotrzebne szkolenia wojsko zapłaciło prawie 24 tysiące zł.

53000 zł za zastepowanie komputera

Nie było też żadnych racjonalnych powodów, aby zatrudnić następną panią, tym razem żonę byłego dowódcy jednostki w Gryficach. Utworzono dla niej w pododdziale w Mrzeżynie etat maszynistki, choć według kontrolerów nie było zapotrzebowania na pracownika o takiej specjalności.

Określili ten etat jako anachronizm, żeby zatrudniać maszynistkę w epoce komputerów. Chyba spostrzegli to także jej przełożeni, bo po pewnym czasie przenieśli ją na stanowisko referenta kancelarii. Mimo tylko zawodowego wykształcenia.

Z protokołu kontroli wynika też, że akta pracownicze tej pani są sprzeczne z faktycznie wykonywanymi obowiązkami i nie zawierają wszystkich dokumentów. Na jej zatrudnienie wojsko wydało już ponad 53 tysiące zł.
6000 zł za biologię

Jeszcze inną drogę kariery wybrała żona następnego dowódcy słupskiego batalionu. W jednostce też zaczynała jako referentka w Pionie Głównego Księgowego, ale wkrótce została skierowana przez męża na studia biologiczne w Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. Koszty jej edukacji znowu pokryło wojsko, wydając przeszło sześć tysięcy zł.

Zbulwersowani wręcz kontrolerzy stwierdzili w jednostce o wiele więcej przypadków kierowania na studia podyplomowe w sytuacji, gdy na stanowiskach zajmowanych przez tych pracowników wystarczyło wykształcenie średnie i ponoszenie kosztów dodatkowych studiów przez MON (a raczej podatników) było niezasadne.

Doszło nawet do tego, że jedna z pracownic zaraz po ukończeniu studiów podyplomowych rozwiązała umowę o pracę. Kontrolerzy stwierdzili, że łącznie wskutek tego typu wydatków batalion stracił przeszło 40 tysięcy zł.

Do rodziny mają zaufanie

Afera w Stargardzie

O branie łapówek podejrzewa prokuratura garnizonowa w Szczecinie kilkunastu żołnierzy i pracowników cywilnych 6. Brygady Kawalerii Pancernej w Stargardzie. Śledztwo trwa od kilku miesięcy. Sprawę ujawniliśmy pod koniec marca. Chodzi łapówki przy organizowaniu przetargów na zakup żywności i remontów. Proceder miał trwać od 2001 r. Większość podejrzanych przyznała się do winy. Będą odpowiadać z wolnej stopy. Zastępca szefa służb logistycznych wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym. Został zawieszony w czynnościach służbowych. Według naszych informacji niektórzy z podejrzanych poszli na współpracę z prokuraturą. Opowiadają o szczegółach korupcji w jednostce. W zamian mogą liczyć ma niższe wyroki.
6. Brygada Kawalerii Pancernej w Stargardzie wchodzi w skład 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej. W ubiegłym roku minister obrony narodowej zdecydował o likwidacji brygady. Jednostka ma być rozformowana do 30 czerwca.

To tendencyjny protokół. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Do sądu trafiła tylko sprawa odszczurzania. Reszta będzie wyjaśniana. Już napisałem odwołanie - tłumaczy ppłk Wadas. Jego zdaniem o zarzutach nie warto pisać, bo "można zaszkodzić wielu ludziom". - Ja tu jestem od sierpnia ubiegłego roku. Nie mam na miejscu kolegów, ale w jednostce są stare konflikty. Ktoś poczuł się dotknięty i stąd teraz mamy kilka różnych kontroli - tłumaczy. Poza kontrolą wojskową swoje działania prowadzi także Państwowa Inspekcja Pracy.

- Każdy z pracowników jednostki, który chciał, mógł się kształcić.To nie ja wysyłałem żonę na studia. To była decyzja ówczesnego dowódcy - broni się ppłk Perzyna. - Protokół jest krzywdzący. Nikt nie dał mi prawa do obrony. Myślę, że chodziło o wstrzymanie mojego awansu, ale ktoś się spóźnił - przekonuje.

Zapowiada, że nie zostawi tej sprawy bez wyjaśnienia.

- To normalne, że w wojsku pracują całe rodziny. W innych firmach też tak jest. Wtedy ma się więcej zaufania - dodaje.

Dowódca Wadas zapewnia, że te zalecenia pokontrolne, z którymi się zgodzili, są już realizowane. Na przykład już w trakcie kontroli kadra kierownicza zwróciła kilka tysięcy złotych za stroje sportowe, które kupiono za wojskowe pieniądze. Niewykluczone, że trzeba będzie zwrócić także m.in. pieniądze za karnety na basen oraz dodatkowe badania profilaktyczne, z których korzystały osoby spoza jednostki.

Nie będziemy nic ukrywać

- To jest sprawa dowódcy batalionu. On odpowiada za jednostkę. Wiem jednak , że nie zgadza się z większością zarzutów. Trwa postępowanie naprawcze i odwoławcze. Z ewentualnym decyzjami kadrowymi musimy poczekać na rezultat kontroli sprawdzającej - mówi płk Michał Sikora, dowódca 2. Brygady Radiotechnicznej w Bydgoszczy, której podlega 13. Batalion Radiotechniczny w Słupsku.

- Nie będziemy niczego ukrywać. Dopilnuję, aby redakcja "Głosu" otrzymała pełne materiały po zakończeniu postępowań w sprawie kontroli w jednostce - zapewnia Jarosław Rybak, rzecznik prasowy MON.

Spytaliśmy też w ministerstwie, czy są jakieś przepisy regulujące zatrudnianie rodzin dowódców jednostek.

- Nie ma, ale są wytyczne dla całej administracji publicznej, aby unikać sytuacji, które mogłyby świadczyć o nepotyzmie i wykorzystywaniu stanowisk dla prywatnych interesów - mówi Robert Papliński z biura prasowego MON.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński