MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierskie losy Jana Wełnica spisane przez wnuka [ZDJĘCIA]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Dziś wspomnienie osobiste - o moim dziadku Janie Wełnicu. Weteranie walk we wrześniu 1939 roku i żołnierzu 2. Korpusu Polskiego, popularnie zwanego armią Andersa. Uczestniku sławetnej bitwy o klasztor na Monte Casino, do której polscy żołnierze przystąpili 11 maja 1944 roku.

Jana Wełnica (1902-1986), swego dziadka, zapamiętałem z wczesnego dzieciństwa, gdy spędzałem wakacje w Szamocinie, niewielkim miasteczku w Wielkopolsce, kilka kilometrów po południowej stronie Noteci. Były to czasy głębokiej komuny, lata 70. i początek 80. XX wieku. Małe mieszkanie, babcia krzątająca się przy westfalce, wyszywane obrusy, święte obrazy na ścianach. I milczący dziadek na krześle przy radioodbiorniku lampowym ze świecącym zielonym „okiem”. Jak się potem dowiedziałem, nasłuchiwał audycji Radia Wolna Europa…

Z dziadkiem nigdy na wojenne tematy nie rozmawiałem, przynajmniej nie pamiętam tego. Zresztą, co to mogło obchodzić kilkuletniego brzdąca? Ale mój ojciec, Feliks Wełnic, opowiadał mi później o wojennej tułaczce swego ojca, o Tobruku, Monte Cassino, o powrocie do domu. Niewiele z tego zapamiętałem, poza zapalniczką z łuski naboju, z wygrawerowanymi palmami i napisem Egipt, oraz jakimś medalem. Ojciec trzymał je w szufladzie jak relikwie, potem gdzieś przepadły bez śladu…

I gdy dziś wracam pamięcią do tych lat, żałuję, że tak niewiele o historii dziadka wiem, że nie spytam już o nią ani jego, ani swego ojca. Ustalenie dziś czegokolwiek nie jest łatwe. Są archiwa brytyjskiego ministerstwa obrony gromadzącego m.in. akta Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Są nieliczne dokumenty Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych w Warszawie, do których za uprzejmą zgodą tej instytucji udało mi się dotrzeć. Kilka dokumentów ZBoWiD, tłumaczenie książeczki wojskowej i żołdu 64. armii brytyjskiej.

Najcenniejszy z nich jest życiorys spisany w roku 1976, jaki dziadek Jan złożył, przystępując do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.

Trzymam oto jego ksero i nie kryję wzruszenia. Poznaję charakter pisma ojca - zapewne to on spisał na ledwie dwóch kartkach wojenną opowieść swego ojca.

Historia bohatera

Jan Wełnic pochodził z Potulic w powiecie Wągrowiec. Edukację zakończył w roku 1917 na szkole powszechnej. Już w II Rzeczypospolitej w latach 1920-21 odbył służbę wojskową w 57. Pułku Piechoty w Poznaniu, a potem strzegł granicy polsko-niemieckiej w rejonie Chojnic - w szeregach pułku z Chełmna. Do rezerwy trafił w roku 1924.

W okresie międzywojennym dziadek imał się różnych zajęć i zawodów, przez ponad rok pracował nawet w kopalni węgla we Francji. Mundur założył ponownie w lipcu 1939 roku, gdy II RP przeprowadziła częściową mobilizację, szykując się do nieuniknionej już konfrontacji z Niemcami.

Służył w kompanii Obrony Narodowej. Była to formacja - coś na wzór dzisiejszych wojsk obrony terytorialnej - powołana do życia w roku 1937, w obliczu zbliżającej się wojny. Była przewidziana do krótkotrwałych działań obronnych przy wsparciu armii regularnej. Obrona Narodowa zmobilizowała do końca września 1939 roku 83 bataliony piechoty, w sumie ponad 50 tysięcy żołnierzy.

Dziadek miał wtedy już pod czterdziestkę… A mimo to walka go nie ominęła. W ramach Armii Pomorze walczył w odwrocie na kierunku Chojnice - Tuchola - Toruń, także w bitwie nad Bzurą. Rozbite, ale niepokonane oddziały, wycofały się za Wisłę, na wschód.

Tu życiorys pisany w PRL musiał poprzestać na ogólnikach. Dziadek wspomina, że we Włodzimierzu Wołyńskim dostał się do niewoli radzieckiej, w której przebywał do 1941 roku. Ani słowa więcej, więc możemy się tylko domyślać, że trafił do sowieckiego łagru jak tysiące polskich żołnierzy. Jako szeregowiec miał więcej szczęścia niż kilkanaście tysięcy oficerów i policjantów pomordowanych przez Sowietów w Katyniu.

Po napaści Hitlera na Rosję Sowiecką w czerwcu 1941 roku, polski rząd emigracyjny nawiązał stosunki dyplomatyczne z niedawnym agresorem i zaczął formować z jeńców i wojennych tułaczy polską armię. Dowództwo nad tym wojskiem objął generał Władysław Anders.

Dalsze dzieje polskiego wojska na Wschodzie są znane - w wyniku tarć między sojusznikami z przymusu, polska armia została z Rosji wycofana przez Iran. Stąd oddziały trafiły do Palestyny, Iraku i Egiptu, a następnie do Włoch.

Dziadek miał już swoje lata, służył jako kierowca w 1. Batalionie Saperów Kolejowych. W życiorysie wymienia jeszcze swoich dowódców - pułkownika Damroża (faktycznie ppłk Wacław Damrosz) i kapitana Pawlikowskiego.

Ponieważ życiorys dziadka jest lapidarny, musiałem się wspomóc encyklopedycznymi informacjami o 1. BSK. Powstał on z początkiem roku 1942 w oparciu o żołnierzy - dawnych kolejarzy. Nazwy formacji zmieniały się - raz występowała jako baon kolejowy, innym razem jako grupa kolejowa, ale generalnie jej zadaniem była m.in. budowa linii kolejowej łączącej Hajfę z Bejrutem, obsługa tej linii i naprawy taboru kolejowego. Polacy walczyli także w Egipcie.

1. Batalion Saperów Kolejowych w 1944 roku przetransportowano na Półwysep Apeniński. Po zakończeniu działań wojennych przeniesiono go do Wielkiej Brytanii, gdzie uległ rozwiązaniu 7 lipca 1947 roku.

Jan Wełnic wspomina o swoim udziale w walkach podczas kampanii włoskiej, także w bitwie pod Monte Cassino. Do Polski wrócił latem 1946 roku. Już z późniejszych opowieści ojca wiem, że ubecja odpowiednio go „powitała”.

W sumie z żoną Władysławą dziadek dochował się siedmiorga dzieci. Po wojnie pracował do roku 1967 w Obornickich Zakładach Meblowych, w szamocińskiej fabryce mebli, jako palacz kotłowy.

Niewiele wiem o jego stosunku do komunistycznej rzeczywistości w Polsce. Ale najwyraźniej mu się nie podobała. O słuchaniu RWE już wspominałem. W archiwum Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych zachowała się także notatka oddziału ZBoWiD z roku 1979 o wykreśleniu Jana Wełnica z szeregów organizacji. Jako powód podają niepłacenie przez dziadka składek członkowskich. Zaległości dotyczyły lat 1977-79, a więc praktycznie przez cały okres przynależności do organizacji kontrolowanej przez ówczesne władze. „Wymieniony był kilkukrotnie monitowany i sam swego czasu rzucił w zarządzie biura swą legitymacją w złośliwy sposób, dając tym samym wyraz swej rezygnacji i z tych to względów powzięto taką uchwałę” - czytamy w piśmie szamocińskich zbowidowców do zarządu wojewódzkiego z prośbą o wykreślenie z Jana Wełnica z ewidencji.

I tak oto za sprawą archiwów ocalałych z czasów PRL udało mi się w skrócie odtworzyć historię mego dziadka.

Jan Wełnic zmarł w roku 1986, spoczywa na cmentarzu w Szamocinie, do dziś mieszkają tam jego potomkowie. Ja zaś coraz częściej do tego miejsca i bliskich wracam pamięcią.

I kilka słów o sobie - mój ojciec Feliks też na pewien czas włożył mundur, ukończył pilską samochodówkę i dosłużył się stopnia podporucznika Ludowego Wojska Polskiego. Trafił do jednostki w Szczecinku, gdzie się ożenił się z Teresą i gdzie ja przeszedłem na świat jako jedyny ich syn Rajmund Wełnic.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński